Tyle pięknych kobiet nosi ten Świat i o żadnej nikt nie będzie pamiętać za jedno, góra dwa pokolenia. Smutna sprawa, tym bardziej, że kobiety są solą ziemi, tej ziemi. Oczywiście, kobiety czyli płeć dla mnie przeciwna, a nawet przedziwna. Jednakże pomimo tej tajemniczości, a nawet irytującej niemożności odgadnięcia ich natury, są zbyt uzależniające. Sama samica, nic szczególnego. Trochę dobrze upakowanego mięsa, cycek jeden, drugi. Pupa. Szparka zwana cipką. Ale są i te ruchy, te nastroje, ten magnetyzm zwierzęcy - no nie sposób się nudzić. Niczym zapałki odpalające lont, który niechybnie skutkuje męskim wybuchem. Z pożądania, z chęci zawładnięcia, z chęci zatracenia się w was. Inspiracja! Inspiracja! Inspiracja do włożenia sobie sznura na szyje albo... napisania książki?
Jak już wspomniałem, urokliwa jest kobieta, a szczególnie ta interesująca, bo i są nudne tak bardzo, że i szkoda było marnować na nie DNA, ale cóż zrobić, z chłopami podobnież. No ale wracając do rzeczy czyli kobiet. Te inspirujące bowiem zasługują na nieśmiertelność. I nie chodzi mi tu o tytuł najlepszej mamuśki od lepienia pierogów czy innego prawilnie funkcjonującego stereotypu. Każda kobieta, byle nie ta najpiękniejsza – ta jak się okazuje jest nudna, ale wyjątki też się zdarzają – jest na swój sposób interesująca. Tak jak podobno, każda jest piękna. Oczywiście, jednak jedne są mniej, inne bardziej. I tak samo z ich duchem. Jedne bardziej inne mniej. No nic nie poradzisz. Z sexappeal'em trzeba się urodzić. Z charakterem też. Można nauczyć się seksownie poruszać, mówić, kokieteryjnie pić drinka ale to nie sexappeal, a zwyczajnie nabyte umiejętności salonowe. Wyżej wspomniany przymiot się albo ma albo matka przy poczęciu nie poczęstowała. I tak samo z mężczyznami – jedni tę charyzmę mają nawet w samych gaciach, nawet dziurawych, a inni w najdroższym garniturze – no niestety nie.
Więc te kobiety. I ten romans. I to pisanie. No bo czy od razu pisarz? Skądże! Może być i muzyk, a i malarz. Byle nieśmiertelność zapewnił kobiecie, która na to zasługuje. Ile się słyszy jak to Beatelsi czyli McCartney czy Lenon pisali dla konkretnej niewiasty. Albo jak Keith Richards z Rolling Stones'ów dla swojej ówczesnej dziewczyny tworzył piękne ballady co hitem się stały i zostały po dziś dzień. A z takimi malarzami to samo. Obraz czy drogi czy niezauważony przez świat sztuki, ale jest. Wisi gdzieś albo leży w piwnicy u kogoś i może kiedyś zawiśnie: to w domu na ścianie, albo w muzeum. I ta tajemnica. "Co to za dziewczyna na tym obrazie?", "Czy to żona malarza, albo kochanka, a może zwykła modelka, co przyszła, rozebrała się do aktu i ją beznamiętnie namalował? A może wprost przeciwnie i z namiętnością w pędzlu kreślił jej kształty na płótnie?". Nieważne odpowiedzi. Ważne pytania, bez możliwości weryfikacji.
A i z pisarzem jest podobnie, podobno. Ale jest warunek. Albo musi dojść do rozstania, albo do ognistego romansu. Gryzienia, płaczu, rozmazanej szminki, urwanych guzików w koszuli, wyrzutów z zazdrośnie noszącej się miłości. Wtedy to się pisze! Słowa same kleją się do kartek. Byle wulkan! To musi być wulkan! Meteoryt uderzający w planetę. Księżyc spadający do oceanu. Wybuch Słońca widzianego z piaszczystego brzegu! Ale wulkanów tak mało, tym bardziej czynnych - ciężkie życie geologa. No albo po romansie, mniej ciekawym, opisze z wyrachowaniem zamiast pięknego, najgorsze bo i tak po wszystkim. A temat musi być. Nawet nie tyle na sprzedaż, co na samą przyjemność retrospekcji z atramentem i papierem w tle.
Bo artysta zawsze będzie miał przewagę nad żywicielem rodziny i kobiety. Artysta to mrzonka, ulotny pył wyobrażeń rzucanych na grajka, malarza czy innego piśmiennego z polotem. Z nim się mówi o poezji, długo jeszcze po tym jak godzina policyjna wybije. Z nim nie ma mowy o robieniu zakupów czy o problemach w jakiejś tam pracy. Z artystą żyje się teraz, tutaj. W bajce napisanej dla niego i dla ciebie kobieto. Wiesz, że może nie utrzyma ci dzieci, wiesz, że zbyt pochłania go pasja, niejednokrotnie trawiąca jego mózg, wiesz, że pełno się bab kręci, a i on nosem nie kręci, ale tak ma być! Toż tak wygląda ten scenariusz i na niego się godzisz. A jeśliś jest kobietą "wyjątkowszą" od innych, to on zauważy i zaznaczy twą obecność w historii. Bo o to chodzi. W Grecji tej starożytnej, były muzy i to nie bez powodu. Każdy inspiracji potrzebuje. Sztuka bowiem na emocje ma oddziaływać, więc z emocji powinna być zrodzona.
Ale dziś wszystko nudne, szaro-bure, jakieś takie...nijakie. Wszędzie konsekwencje widzimy i to przeważnie te negatywne. No i nie chce się zostać do późna, bo do pracy trzeba wstać rano. Nie chce się zapomnieć, bo co sąsiadka pomyśli, kiedy tak krzyczeć będę wniebogłosy. Jeszcze na policje zadzwonią, że mordują kogoś. Tarzać się w śniegu? Po co mi to? Kataru nie chce. Spacerować w lato o 4 nad ranem po rynku małego miasteczka? Żeby mnie okradli? A jeśli on, no ten jegomość artystrzyk, nie polubi, zawiedzie się? Oh, jeśli te pytania w głowie ci kołaczą, to zapomnij. Nie będziesz uwieńczona, bo i po co? Prozy życia nikt nie chce. Ekscesów, wygibasów, żonglerki – i to, kobieto żonglująca, niebojąca się, zostanie na obrazie w postaci nut zapisane.
Zostań inspiracją dla niego. Może i być to hydraulik, który uszczelki będzie zakładał w kształt twojego uśmiechu. Taką pamiątkę trwającą do pęknięcia rury, po waszej miłości, gdzieś, pod czyimś zlewozmywakiem zostawi. Ale czyż wiersz nie piękniejszy? Może sonata? Pejzaż z malutką kropeczką na łące. Kropeczką będącą tobą, i nie ważne, że nie rozpozna nikt, ważne że z intencją twórcy, to ty zawsze tam będziesz siedziała...długo, długo po swojej śmierci.
"Bo babcia też była młoda i w niej się kochali. Bo babcia też na obcasie chadzała i skrycie uśmiechała się, kiedy bezczelni chłopcy za nią gwizdali. Babcia nogi miała piękne, skórę alabastrową i usta czerwieńsze niż ty dziecko masz teraz. Bo czerwone od miłości, a nie od szminki. Kochanie, nie wierzysz babci? A to wszystko w wierszach, nie twojego dziadka, a takiego gołodupca, artysty, co na przeciwko mieszkał, jest wciąż zapisane. Cała ma młodość uchwycona w piękne słowa. Młodość utrwalona. Młodość, której fotografia by lepiej nie oddała. Młodość na wieki wieków spisana, przez niego, dla mnie, o mnie, na zawsze..."
Zapraszam do pisania komentarzy, dzielenia się swoimi myślami, przemyśleniami, doświadczeniami. Rozmawiajcie pod postami z ludźmi, którzy myślą podobnie do Was. Skąd wiem, że myślą podobnie? Bo jak Wy, też tu trafili i wciąż wracają.
Kategorie
- Wszystkie posty (57)
- Nasze Relacje (28)
- Miłosne dialogi (15)
- Jak być sobą we współczenym Świecie (14)
poniedziałek, 30 grudnia 2013
środa, 18 grudnia 2013
Umowa związkowa, krótkoterminowa.
Nikt nie chce wiązać się umową na dwa lata, nie
wspominając o jeszcze dłuższym czasie pozostawania w sidłach,
powiedzmy na to, operatora. I jak to z rzeczonymi operatorami bywa,
czekają na nas z ich strony różne inne możliwości. Dzwonić
przecież trzeba, ale żeby od razu abonament? Coś lżejszego
proszę! Mix. Czy ja wiem...W końcu to też jakieś obowiązki. A to
doładować muszę za określoną sumę, a to w określonym czasie
muszę tego dokonać. No niby lżej, ale to nie to. Coś innego
proszę. Że na kartę? I płacę tylko wtedy, kiedy zachce mi się
dzwonić? I że niczego podpisywać nie muszę? No, no, toż bardzo
ciekawa oferta...
Ciekawa oferta bo i życiowa. Ale że życie łatwe nie jest i że nigdy nie spełni naszych oczekiwań, to czasem musimy się poddać temu, co podsuwa nam los. Ową telekomunikacyjną filozofię można coraz częściej zauważyć w naszym życiu uczuciowym. Każdy chciałby miłości, uniesień, spacerów, przygód, wspaniałego seksu itd., ale... czy ja wiem. Jeśli by zrobić rewizję tej pięknej wizji to kupa wyrzeczeń się z tym wiąże. No bo przecież teraz jest fajnie, miło i przytulnie, nawet w samotności. Taki singiel weźmy na to. Robi co chce, kiedy chce, jak chce, z kim chce, o której chce i tłumaczy się tylko, no właśnie, nikomu. Niby w skrytości serca marzy o cudownej miłości ale czy aby na pewno?
W czasach prehistorycznych, jeśli założyć, że rzeczywiście od tego małpoluda pochodzimy, nie było miłości romantycznej. Piękny domek zastępowała jaskinia. Labradora o lśniącej złoto sierści zastępował co najwyżej dinozaur na wzór Dina z Flintstonów. A kwiatki na randce...maczuga. Skąd się więc wzięło to piękne wyobrażenie o miłości? Skąd wzięto pogląd, że miłość to łąka, po której zmierzają nasze nagie stopy wprost w objęcia księcia, czy księżniczki? A no polecam "Perwersyjny przewodnik po ideologiach". Niestety nasze piękne wizje zostały nam narzucone przez filmy, książki, poezję i cudowne legendy. Nie było tu naszego wyboru. Tak jak Bruce Willis w normalnym świecie zginąłby po pierwszej scenie ze "Szklanej pułapki", tak w "Masz wiadomość" Tom Hanks spieprzyłby pewnie sprawę z Meg Ryan. Ale my nie chcemy w to wierzyć! Chcemy być oszukiwani przez kino, powieści, mimo że w głębi siebie wiemy, że to jedna wielka fikcja. Chcemy mieć te cudowne wyobrażenia na temat męskości, kobiecości, no i co za tym niechybnie idzie, miłości.
No dobra ale co zatem z porównaniem procesu lokowań naszych uczuć do poczynań przedstawicieli telekomunikacji. Coraz rzadziej chcemy się deklarować, i coraz szybciej dochodzimy do wniosków: "to nie to". W dzisiejszych relacjach damsko męskich istnieje swego rodzaju syndrom biegunki: często, a rzadko. Dużo partnerów, bylejakiej jakości, byle dużo i nie na długo. Bo im krócej, tym więcej. " Bo jak dajmy na to, ktoś do ciebie dzwonić chce, i przychodzić na kolacje, co ugotujesz mu, to ty byś chciała, ale nie chce ci się". I jak dalej śpiewa żółty gość w reklamie: "Dlatego długoterminowa umowa nie interesuje mnie".
Czy to coś złego? Nie wiem. Czy to coś dobrego? Nie wiem. Bo jeśli założyć, że wmówiono nam romantyczną monogamie, to zjawisko ma sens. Jeśli natomiast poczynić założenia odwrotne, że od małpoludów monogamie wyssaliśmy z DNA, to czy ja wiem, czy to takie dobre w dzisiejszych czasach?
Skupmy się wiec na samym zjawisku. Coraz więcej partnerskich relacji. Za tym idą partnerskie rozmowy. Za tym partnerskie życie. I tak mamy zamiast kochanków partnerów. On wykastrowany, bo poprawność polityczna nie pozwala mu być mężczyzną. Bo on by chciał decydować, wziąć tę babę i czasami nią "potrząsnąć", żeby ona wiedziała, że przy nim może przestać histeryzować i się bezpiecznie poczuć. Ale nie wolno. Sfeminizowane kasty kobiet nie pozwolą. I to samo z kobietami. Coraz bardziej samodzielne, wyzwolone, niewstydzące się wibratora na półce w sypialni. To wspaniale, ale spotkać w dzisiejszych czasach mężczyznę, który udźwignie tego rodzaju twardą kobietę – łochocho. A zatem skoro związki to szarobure relacje, to jak w nich wytrzymać dłużej niż 2 miesiące seksu? Znudzi się. Znudzi się prędzej czy później. No i wydaje nam się, że następny chłop, czy baba będą lepsi. Nie będą! No dobra może będą, ale w lotto też podobno jest szansa wygrania – czytelniku, wygrałeś kiedykolwiek?
Okres do momentu deklaracji: "jesteśmy parą", wydłuża się. Nikt nie chce się wiązać z kimś kogo nie poznał na tyle, żeby umowę podpisać. Czas do defloracji coraz krótszy. Szukamy czegoś i nie wiemy co to jest. Mamy tam jakiś zarys, jakieś widmo jak to powinno wyglądać ale. No właśnie. Z czasem coraz bardziej rozczarowani i rozgoryczeni. Jedynym ratunkiem są przelotne znajomości, które nie oczekują od nas jakichś wyrzeczeń, i motyli w brzuchu. Tracimy nadzieję i z żalem do miłości mówimy jej: "Spadówa". Jeśli to nie działa, to czas się bawić. Ale. Po jakimś czasie dostrzegamy, że zasada Często, a rzadko – wcale się nie sprawdza. Może i przyjemna ale nieskuteczna. Jej się wydaje, że chce być wolna, chce odpocząć od facetów i do niczego nie są jej potrzebni ci owłosieni neandertalczycy. Może i tak...miesiąc? Dwa? "Mientkie" udaje twarde, a twarde wcale nie jest – po co udawać? On chce z kwiatka na kwiatek, bo koledzy piątkę przybiją. Bo seks taki wspaniały, jak na filmie pornograficznym. No nie, te filmy jak romansidła dla pań to fikcja. Wyłącz film, bo wtedy nie rozczarujesz się, kiedy prawdziwe życie przyjdzie ci przeżywać. "Seks w wielkim mieście" kazał ci być jak nowojorska pisarka – mieszkasz w Sieradzu – zapomnij. "Californication" kazało ci być jak nowojorski pisarz mieszkający w Cali – mieszkasz w Żyrardowie – zapomnij.
Ludzie dziś wiedzą jedną rzecz – że nie chcą się deklarować. Nie wiedzą natomiast czego chcą. Wolą biegać w kółko jak kurczak z odciętą głową. Jeśli chcesz tego, bo doszedłeś do tego po głębokiej analizie – ok. Jeśli chcesz tego, bo nie wiesz czego obecnie chcesz – też ok. To konsekwencja wzrostu świadomości kobiet, ale i mężczyzn. Wybierz to co jest dla ciebie najlepsze. Wypożycz i przetestuj. Jak się nie spodoba – oddaj! Jazda próbna jeszcze nikogo nie zabiła. Nie ulega jednak wątpliwości smutny fakt, że wszystko dziś jest jednorazowe. Jednorazowe kubeczki na kawę, jednorazowe chusteczki, jednorazowe reklamówki na zakupy i jednorazowi ludzie z jednorazowymi relacjami. A co to będzie w XXII wieku?
Ciekawa oferta bo i życiowa. Ale że życie łatwe nie jest i że nigdy nie spełni naszych oczekiwań, to czasem musimy się poddać temu, co podsuwa nam los. Ową telekomunikacyjną filozofię można coraz częściej zauważyć w naszym życiu uczuciowym. Każdy chciałby miłości, uniesień, spacerów, przygód, wspaniałego seksu itd., ale... czy ja wiem. Jeśli by zrobić rewizję tej pięknej wizji to kupa wyrzeczeń się z tym wiąże. No bo przecież teraz jest fajnie, miło i przytulnie, nawet w samotności. Taki singiel weźmy na to. Robi co chce, kiedy chce, jak chce, z kim chce, o której chce i tłumaczy się tylko, no właśnie, nikomu. Niby w skrytości serca marzy o cudownej miłości ale czy aby na pewno?
W czasach prehistorycznych, jeśli założyć, że rzeczywiście od tego małpoluda pochodzimy, nie było miłości romantycznej. Piękny domek zastępowała jaskinia. Labradora o lśniącej złoto sierści zastępował co najwyżej dinozaur na wzór Dina z Flintstonów. A kwiatki na randce...maczuga. Skąd się więc wzięło to piękne wyobrażenie o miłości? Skąd wzięto pogląd, że miłość to łąka, po której zmierzają nasze nagie stopy wprost w objęcia księcia, czy księżniczki? A no polecam "Perwersyjny przewodnik po ideologiach". Niestety nasze piękne wizje zostały nam narzucone przez filmy, książki, poezję i cudowne legendy. Nie było tu naszego wyboru. Tak jak Bruce Willis w normalnym świecie zginąłby po pierwszej scenie ze "Szklanej pułapki", tak w "Masz wiadomość" Tom Hanks spieprzyłby pewnie sprawę z Meg Ryan. Ale my nie chcemy w to wierzyć! Chcemy być oszukiwani przez kino, powieści, mimo że w głębi siebie wiemy, że to jedna wielka fikcja. Chcemy mieć te cudowne wyobrażenia na temat męskości, kobiecości, no i co za tym niechybnie idzie, miłości.
No dobra ale co zatem z porównaniem procesu lokowań naszych uczuć do poczynań przedstawicieli telekomunikacji. Coraz rzadziej chcemy się deklarować, i coraz szybciej dochodzimy do wniosków: "to nie to". W dzisiejszych relacjach damsko męskich istnieje swego rodzaju syndrom biegunki: często, a rzadko. Dużo partnerów, bylejakiej jakości, byle dużo i nie na długo. Bo im krócej, tym więcej. " Bo jak dajmy na to, ktoś do ciebie dzwonić chce, i przychodzić na kolacje, co ugotujesz mu, to ty byś chciała, ale nie chce ci się". I jak dalej śpiewa żółty gość w reklamie: "Dlatego długoterminowa umowa nie interesuje mnie".
Czy to coś złego? Nie wiem. Czy to coś dobrego? Nie wiem. Bo jeśli założyć, że wmówiono nam romantyczną monogamie, to zjawisko ma sens. Jeśli natomiast poczynić założenia odwrotne, że od małpoludów monogamie wyssaliśmy z DNA, to czy ja wiem, czy to takie dobre w dzisiejszych czasach?
Skupmy się wiec na samym zjawisku. Coraz więcej partnerskich relacji. Za tym idą partnerskie rozmowy. Za tym partnerskie życie. I tak mamy zamiast kochanków partnerów. On wykastrowany, bo poprawność polityczna nie pozwala mu być mężczyzną. Bo on by chciał decydować, wziąć tę babę i czasami nią "potrząsnąć", żeby ona wiedziała, że przy nim może przestać histeryzować i się bezpiecznie poczuć. Ale nie wolno. Sfeminizowane kasty kobiet nie pozwolą. I to samo z kobietami. Coraz bardziej samodzielne, wyzwolone, niewstydzące się wibratora na półce w sypialni. To wspaniale, ale spotkać w dzisiejszych czasach mężczyznę, który udźwignie tego rodzaju twardą kobietę – łochocho. A zatem skoro związki to szarobure relacje, to jak w nich wytrzymać dłużej niż 2 miesiące seksu? Znudzi się. Znudzi się prędzej czy później. No i wydaje nam się, że następny chłop, czy baba będą lepsi. Nie będą! No dobra może będą, ale w lotto też podobno jest szansa wygrania – czytelniku, wygrałeś kiedykolwiek?
Okres do momentu deklaracji: "jesteśmy parą", wydłuża się. Nikt nie chce się wiązać z kimś kogo nie poznał na tyle, żeby umowę podpisać. Czas do defloracji coraz krótszy. Szukamy czegoś i nie wiemy co to jest. Mamy tam jakiś zarys, jakieś widmo jak to powinno wyglądać ale. No właśnie. Z czasem coraz bardziej rozczarowani i rozgoryczeni. Jedynym ratunkiem są przelotne znajomości, które nie oczekują od nas jakichś wyrzeczeń, i motyli w brzuchu. Tracimy nadzieję i z żalem do miłości mówimy jej: "Spadówa". Jeśli to nie działa, to czas się bawić. Ale. Po jakimś czasie dostrzegamy, że zasada Często, a rzadko – wcale się nie sprawdza. Może i przyjemna ale nieskuteczna. Jej się wydaje, że chce być wolna, chce odpocząć od facetów i do niczego nie są jej potrzebni ci owłosieni neandertalczycy. Może i tak...miesiąc? Dwa? "Mientkie" udaje twarde, a twarde wcale nie jest – po co udawać? On chce z kwiatka na kwiatek, bo koledzy piątkę przybiją. Bo seks taki wspaniały, jak na filmie pornograficznym. No nie, te filmy jak romansidła dla pań to fikcja. Wyłącz film, bo wtedy nie rozczarujesz się, kiedy prawdziwe życie przyjdzie ci przeżywać. "Seks w wielkim mieście" kazał ci być jak nowojorska pisarka – mieszkasz w Sieradzu – zapomnij. "Californication" kazało ci być jak nowojorski pisarz mieszkający w Cali – mieszkasz w Żyrardowie – zapomnij.
Ludzie dziś wiedzą jedną rzecz – że nie chcą się deklarować. Nie wiedzą natomiast czego chcą. Wolą biegać w kółko jak kurczak z odciętą głową. Jeśli chcesz tego, bo doszedłeś do tego po głębokiej analizie – ok. Jeśli chcesz tego, bo nie wiesz czego obecnie chcesz – też ok. To konsekwencja wzrostu świadomości kobiet, ale i mężczyzn. Wybierz to co jest dla ciebie najlepsze. Wypożycz i przetestuj. Jak się nie spodoba – oddaj! Jazda próbna jeszcze nikogo nie zabiła. Nie ulega jednak wątpliwości smutny fakt, że wszystko dziś jest jednorazowe. Jednorazowe kubeczki na kawę, jednorazowe chusteczki, jednorazowe reklamówki na zakupy i jednorazowi ludzie z jednorazowymi relacjami. A co to będzie w XXII wieku?
wtorek, 3 grudnia 2013
Jestem tym, kim oni chcą, żebym dla nich był.
Tyle ról społecznych na naszych barkach; tyle
możliwości zachowań w różnorodnych sytuacjach; tyle wielości
kontaktów międzyludzkich. Jestem synem, człowiekiem, zarazą,
pracownikiem, grajkiem, ojcem, klientem. Jesteś córką, żoną,
szefową, matką, studentką, wariatką, miłostką. Ale w tym morzu
naszym możliwych być, gdzie jest czas na bycie samym sobą? Gdzie
jestem tym, kim jestem i gdzie jestem, kiedy mnie nie ma, kiedy
odgrywam teatrzyk przed ludźmi mniej czy bardziej znaczącymi? Czy
jestem wypadkową wszystkich tych masek, czy może gdzieś, na dnie
zakurzonej świadomości leży moje prawdziwe ja, uśpione od tak
wielu lat, że nawet nie śni już o przebudzeniu?
Przychodzisz z pracy, uczelni, szkoły i jesteś zmęczony. Zmęczony udawaniem tego, kim nie jesteś. Uśmiechniętego bałwana. Świątecznej maskotki w brokatowym kubraczku. "Jutro będę sobą, nie będę nikogo zabawiał. Nie będę na siłę rozpoczynał rozmowy, która utknęła gdzieś w intelektualnej biegunce rozmówców". Niestety, nie uda ci się. Zapomnij o tym, jak o swoich marzeniach. Kiedyś byłeś, ale teraz w siatce socjalnej i kapitalistycznej machinie powiązanej infantylną empatią wisisz w próżni z innymi wypranymi z {ja} ludźmi. Będziesz błądził i pukał do drzwi jaźni, ale nikt nie otworzy. Kwiaty, których nie podlewasz, usychają. Ludzie, których nie odwiedzasz, odchodzą pod twoją nieobecność.
"Tak bardzo chciałbym być sobą! Kiedyś przecież będę!". Nie, nie będziesz. Dlaczego? Bo nie wiesz kim jesteś, więc jak możesz być sobą? Bądź jak baba czy chłop z telewizora. Oni mają pomysł na siebie – w końcu PR-owcą trzeba za coś płacić. A ty? Mały, nieznaczący glon w morzu obfitości. Że niby się liczysz dla kogoś? I że na prawdę w to wierzysz? Więc chcę od ciebie receptę. Ty nie jesteś nawet problemem dla innych. W momencie, kiedy przestajesz z kimś rozmawiać, ty przestajesz dla kogoś istnieć. Twój czas antenowy kończy się wraz z twoją ostatnią wypowiedzią: "Do widzenia". Okrutni ci ludzie, bezduszni. Tacy my wszyscy, połykacze powietrza.
Autorytetem dla dziecka mam być. Z przyjaciółmi głupoty robić, by poznać smak krawędzi człowieczeństwa. Tłumić swoje popędy i oszukiwać innych, że zgubiłem je po drodze na ślubny kobierzec. Jesteśmy niepijącymi alkoholikami swojego jestestwa. Ciągle jesteś sobą, ale nie możesz zacząć, bo jeśli zaczniesz, wszystko co tak mozolnie tkałeś swoimi spracowanymi, głodnymi dłońmi, przepadnie. Nie mów mamie coś narobił. Nie mów ludziom, że ich nie znosisz. Nie mów profesorowi, że lepiej by się sprawdził w wypasaniu kóz. Nie mów, nawet tak nie myśl. Tłum to w sobie. Przecież nie wybuchnie, prawda?
Jeśli raz zacząłeś nie być sobą, ciężko odłożyć ten narkotyk. Udajemy bowiem wszędzie. Nazwij to kurtuazją, status quo. Gdyby tego nie było, to cała cywilizacja by się rozpadła, związki międzyludzkie rozsypałyby się tworząc pustynię samotności. Może, a może nie.
To kogo mam udawać? I dla kogo mam udawać? Bo że niby męski mam być? I napinać swą muskularność dla sprostania oczekiwaniom niewiast? Albo mam udawać niezainteresowanie, kiedy bardzo zainteresowany jestem – "ale nie mogę, bo ona pomyśli, że mi zależy, a wtedy wyjdę na dziwaka, wiec jak mi zależy, to mówię, że mam to gdzieś, mimo, że piosenki dla niej piszę po nocach, ale ona nie wie, bo nienormalny bym się dla niej okazał, świr jakiś, tak nie można, no, że o uczuciach się wprost nie mówi, debil aspołeczny". Naucz się zasad hazardu młokosie: nie zdradzaj intencji - wtedy możesz coś ugrać.
I tak ciągle, nie mówimy tego co myślimy. Że niby w zdenerwowaniu już nam nie zależy i wykrzyczymy prawdę? Nie. Też chcemy coś ugrać. Zawsze jest coś, cholera, do ugrania. Zawsze. Kochasz mamę? To kiedy jej powiedziałeś, że ją kochasz? To jest prawda! Kiedy kochasz, to są prawdziwe słowa. Tyle bezsensownych rozmów z ludźmi, a w nich nic, co by spowodowało u mnie intelektualne spazmy, nawet delikatnego pobudzenia ciasno upakowanych neuronów z synapsami zwanych mózgiem. Nic tylko bibuła i kartony mielone przez paszcze moje i twoje.
"Nie ma osoby, która by była zawsze sobą" – pewnie, może, chyba. Nie o to jednak, cała ta batalia się toczy. Nie bądź, a stawaj się. Proces, nie stan. Powiedz: Nie! To nie żadna nowobogacka asertywność. Zamknij się i nie paplaj, kiedy nie chcesz robić użytku ze słów mniej czy bardziej mądrych – bo wypompowany będziesz psychicznie. Energetyczne wampiry mówisz. To kołkiem własnej nieobecności ich poczęstuj. Nie stoisz obok pieca, kiedy nie chcesz się spocić.
W domu w samotności też nie jesteś sobą. Przyniosłeś z zewnątrz wielkimi siatami zakupy, do swego wewnętrznego świata. Myśl zbija myśl, zero koncentracji. Nawet o sobie nie możesz pomyśleć, o destylacie swojej osoby. Zabijasz się siecią utkaną ze stron, kanałami z odpadami, które płyną w pudłach. Palisz e-papierosy, bo...? Pamiętasz dlaczego zacząłeś palić? Dla nikotyny? Dla plastiku na sznurku, w fikuśnej formie? Papieros, to coś więcej niż nikotyna, ale oni wiedzą lepiej; lepiej żeby oni za mnie pomyśleli za co mam płacić, a ja sam dokonam wyboru...takiego jakiego oni chcą.
Tu nie znajdziesz odpowiedzi, tu jej nigdy nie będzie. Tu znajdziesz powód do prokrastynacji, może inspiracji. Tu nie przestaniesz być dla pani w sklepie uśmiechnięty, ale dla dziecka gorzki w tym samym momencie. Nie przestaniesz się z szacunkiem do szefa odnosić , a o rodzicach, tych dobrych, zapomniawszy - szczycić się mianem dobrego obywatela – średnią krajową wycierawszy łzy, które kiedyś popłyną. Wzorowy dogmatyk, nieszczęsne dziecko złej ścieżki. W końcu, przecież zawsze coś ugrasz. Zawsze wpadnie trochę grosza za sprzedawanie się i akceptację zyskamy. Co ty więcej od życia człowieku byś chciał?! Spać już idź, żebyś przed kolejnym przedstawieniem wyspany był. Znalazł się filozof...
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb, lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.
Przychodzisz z pracy, uczelni, szkoły i jesteś zmęczony. Zmęczony udawaniem tego, kim nie jesteś. Uśmiechniętego bałwana. Świątecznej maskotki w brokatowym kubraczku. "Jutro będę sobą, nie będę nikogo zabawiał. Nie będę na siłę rozpoczynał rozmowy, która utknęła gdzieś w intelektualnej biegunce rozmówców". Niestety, nie uda ci się. Zapomnij o tym, jak o swoich marzeniach. Kiedyś byłeś, ale teraz w siatce socjalnej i kapitalistycznej machinie powiązanej infantylną empatią wisisz w próżni z innymi wypranymi z {ja} ludźmi. Będziesz błądził i pukał do drzwi jaźni, ale nikt nie otworzy. Kwiaty, których nie podlewasz, usychają. Ludzie, których nie odwiedzasz, odchodzą pod twoją nieobecność.
"Tak bardzo chciałbym być sobą! Kiedyś przecież będę!". Nie, nie będziesz. Dlaczego? Bo nie wiesz kim jesteś, więc jak możesz być sobą? Bądź jak baba czy chłop z telewizora. Oni mają pomysł na siebie – w końcu PR-owcą trzeba za coś płacić. A ty? Mały, nieznaczący glon w morzu obfitości. Że niby się liczysz dla kogoś? I że na prawdę w to wierzysz? Więc chcę od ciebie receptę. Ty nie jesteś nawet problemem dla innych. W momencie, kiedy przestajesz z kimś rozmawiać, ty przestajesz dla kogoś istnieć. Twój czas antenowy kończy się wraz z twoją ostatnią wypowiedzią: "Do widzenia". Okrutni ci ludzie, bezduszni. Tacy my wszyscy, połykacze powietrza.
Autorytetem dla dziecka mam być. Z przyjaciółmi głupoty robić, by poznać smak krawędzi człowieczeństwa. Tłumić swoje popędy i oszukiwać innych, że zgubiłem je po drodze na ślubny kobierzec. Jesteśmy niepijącymi alkoholikami swojego jestestwa. Ciągle jesteś sobą, ale nie możesz zacząć, bo jeśli zaczniesz, wszystko co tak mozolnie tkałeś swoimi spracowanymi, głodnymi dłońmi, przepadnie. Nie mów mamie coś narobił. Nie mów ludziom, że ich nie znosisz. Nie mów profesorowi, że lepiej by się sprawdził w wypasaniu kóz. Nie mów, nawet tak nie myśl. Tłum to w sobie. Przecież nie wybuchnie, prawda?
Jeśli raz zacząłeś nie być sobą, ciężko odłożyć ten narkotyk. Udajemy bowiem wszędzie. Nazwij to kurtuazją, status quo. Gdyby tego nie było, to cała cywilizacja by się rozpadła, związki międzyludzkie rozsypałyby się tworząc pustynię samotności. Może, a może nie.
To kogo mam udawać? I dla kogo mam udawać? Bo że niby męski mam być? I napinać swą muskularność dla sprostania oczekiwaniom niewiast? Albo mam udawać niezainteresowanie, kiedy bardzo zainteresowany jestem – "ale nie mogę, bo ona pomyśli, że mi zależy, a wtedy wyjdę na dziwaka, wiec jak mi zależy, to mówię, że mam to gdzieś, mimo, że piosenki dla niej piszę po nocach, ale ona nie wie, bo nienormalny bym się dla niej okazał, świr jakiś, tak nie można, no, że o uczuciach się wprost nie mówi, debil aspołeczny". Naucz się zasad hazardu młokosie: nie zdradzaj intencji - wtedy możesz coś ugrać.
I tak ciągle, nie mówimy tego co myślimy. Że niby w zdenerwowaniu już nam nie zależy i wykrzyczymy prawdę? Nie. Też chcemy coś ugrać. Zawsze jest coś, cholera, do ugrania. Zawsze. Kochasz mamę? To kiedy jej powiedziałeś, że ją kochasz? To jest prawda! Kiedy kochasz, to są prawdziwe słowa. Tyle bezsensownych rozmów z ludźmi, a w nich nic, co by spowodowało u mnie intelektualne spazmy, nawet delikatnego pobudzenia ciasno upakowanych neuronów z synapsami zwanych mózgiem. Nic tylko bibuła i kartony mielone przez paszcze moje i twoje.
"Nie ma osoby, która by była zawsze sobą" – pewnie, może, chyba. Nie o to jednak, cała ta batalia się toczy. Nie bądź, a stawaj się. Proces, nie stan. Powiedz: Nie! To nie żadna nowobogacka asertywność. Zamknij się i nie paplaj, kiedy nie chcesz robić użytku ze słów mniej czy bardziej mądrych – bo wypompowany będziesz psychicznie. Energetyczne wampiry mówisz. To kołkiem własnej nieobecności ich poczęstuj. Nie stoisz obok pieca, kiedy nie chcesz się spocić.
W domu w samotności też nie jesteś sobą. Przyniosłeś z zewnątrz wielkimi siatami zakupy, do swego wewnętrznego świata. Myśl zbija myśl, zero koncentracji. Nawet o sobie nie możesz pomyśleć, o destylacie swojej osoby. Zabijasz się siecią utkaną ze stron, kanałami z odpadami, które płyną w pudłach. Palisz e-papierosy, bo...? Pamiętasz dlaczego zacząłeś palić? Dla nikotyny? Dla plastiku na sznurku, w fikuśnej formie? Papieros, to coś więcej niż nikotyna, ale oni wiedzą lepiej; lepiej żeby oni za mnie pomyśleli za co mam płacić, a ja sam dokonam wyboru...takiego jakiego oni chcą.
Tu nie znajdziesz odpowiedzi, tu jej nigdy nie będzie. Tu znajdziesz powód do prokrastynacji, może inspiracji. Tu nie przestaniesz być dla pani w sklepie uśmiechnięty, ale dla dziecka gorzki w tym samym momencie. Nie przestaniesz się z szacunkiem do szefa odnosić , a o rodzicach, tych dobrych, zapomniawszy - szczycić się mianem dobrego obywatela – średnią krajową wycierawszy łzy, które kiedyś popłyną. Wzorowy dogmatyk, nieszczęsne dziecko złej ścieżki. W końcu, przecież zawsze coś ugrasz. Zawsze wpadnie trochę grosza za sprzedawanie się i akceptację zyskamy. Co ty więcej od życia człowieku byś chciał?! Spać już idź, żebyś przed kolejnym przedstawieniem wyspany był. Znalazł się filozof...
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb, lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.
Subskrybuj:
Posty (Atom)