- Haha, Ty nigdy się nie zmienisz. Nawet przy szpitalnym łożu, nie zrozumiesz, że oni, Cię nie chcą i odrzucać ciągle zamiar mają. Gardzą Tobą. To ja mam więcej do Ciebie szacunku. To o mnie wciąż prawią, nade mną zaduma ich się unosi. Może i jeden wiersz skapnie na Ciebie, ale szacunek w Twą stronę za gorsz się nie panosi. Zapominają o Tobie, jak o nocy dnia wczorajszego, a przecież prócz Ciebie, nie mają ważniejszego.
- Precz mówię!
- Prawdy nie potrafisz zdzierżyć? Posłuchaj, poddaj się, Ty moje bliźniacze odbicie. Mawiają, że Oni się mnie boją! Ha! Toż to Ciebie bardziej się obawiają, tylko biedactwa w ciemni chadzające, sprawy sobie z tego nie zdają.
- Jam jest wyborem, Ty gościem niechcianym, w tym ma przewaga, w tym jest wygrane.
- Tyś wygrane powiadasz? Kończysz się bracie, w
niepamięć odchodzisz, to ja trwać będę, czy wać tego chcecie.
- A cóż powiesz na kochanków w miłości
brodzących, czyż wtedy hymnów mi nie śpiewają? Czyż wtedy to i
mnie nie kochają? Wołają: "Chwilo trwaj!" - a ja trwać
jej pozwalam, póki oddech w nich i puls jak dzwon bije, tak długo
ja się staram, przy mnie ich podtrzymać.
- To bzdura jest okrutna, i oczy swe otwórz na
prawdę jedyną. Oni Cię kochają, boś jest ich utopiją. Tyś
kłamstwem jest i marą, słodyczą tak ulotną, bo im się wciąż
zdaje, że nigdy w coś nie kopną! Mnie w kochanka objęciach
przeklinają, czemuż się pytam? Łudzą się: "Chwilo trwaj!"
– a ja przyjdę, może nie ad hoc, ale może za rok, dekadę, ale
będę i przyniosę zagładę. Klną na mnie bom Ja prawdą Świata
najprawdziwniejszą, gorzką co łzy wyciska, ale co odważniejszą,
osobę, fascyjnującą, w noc zajmującą.
- Więc przemądralko, cóż mam czynić i jak się starać, ich losów k'mnie nie oddalać?
- Nic nie poradzisz, to ich jest natura, kiedy
mają wybór, wtedy dają nura. Nie chcą Cię wybierać, bo tak im
się zdaje, w przerażeniu leżąc, nic im się nie stanie.
- Ale z nią inaczej, w tym łożu leżącą. Ona
Cię dotknęła, po policzku pogładziła. W oczy Twe spojrzała i
się przeraziła. Wszystko kątem innym więc zmierzyła. Czuje
teraz chętkę na mnie, jakiej nigdy przedtem. Mówię Ci więc
precz, nie czas. Przyjdziesz po nas w inny raz.
- Dobrze, kłótni to mi nie przystoi, niechaj
będzie podług Twojej woli. Tylko mówię Ci od razu, że zapomni,
że wyleci jej z pamięci, jak Cię kocha po miesięcy, kilku
trwania. Znowu wróci w narzekania.
- Rozumiem co powiadasz i racji nie odmówię –
wszyscy prawie oni, tak mnie marnotrawią. Ale mam nadzieję,
nadzieję po wiek wieków, że ona jedna, całej reszty nie
zmarnowi.
- Do tego co żeś rzekło, słusznie
powiedziałoś, że nadzieje masz trwającą, logice choć przeczącą.
Ja do tego, com wyrzekła, że zmarnuje, nie doceni, wartość skarbu
jej uleci, ja mam pewność, nie nadzieję. Na Twą prośbę Ci
przystanę, mówię dziewce do widzenia, lecz ja przyjdę, ja się
zjawię, ukazać jej przy końcu, że głupot nie prawię. I zapłacze, czy to dziś, czy za dekad parę, że zapomniała o Tobie,
a wybrała zamrę, mimo że z bliska doświadczyć mnie było jej
dane...
Zapraszam do pisania komentarzy, dzielenia się swoimi myślami, przemyśleniami, doświadczeniami. Rozmawiajcie pod postami z ludźmi, którzy myślą podobnie do Was. Skąd wiem, że myślą podobnie? Bo jak Wy, też tu trafili i wciąż wracają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz