Budzik! Otwierasz oczy, ręką leniwie smagasz jeden z najgorszych
ludzkich wynalazków (przynajmniej rano) - wciskasz drzemkę. 5 minut później nie
ma odwrotu, trzeba wstać. Kolejny dzień, by zdobyć Świat. Kolejna szansa dana
od losu, by cieszyć się tym co masz, bliskimi, którzy są przy Tobie. Kolejny
świt, by móc dalej realizować swe marzenia…taaa, no przecież.
Dzień wcześniej kładziesz się spać aby dać odetchnąć swojemu
ciału i duchowi, ale rano i w ciągu dnia wcale nie jest lepiej. „Czy ja w ogóle
spałem”, „Czy śnią mi się koszmary, że jestem zawsze taki niewyspany?”.
Pierwsza kawa – smak cudowny, pierwszy papieros – mógłby być
lepszy. Pod koniec naszego pożywnego śniadania tylko przez sekundę przelatuje Ci
myśl o konieczności rzucenia. Nie. Nie możemy. Bowiem jeśli przestaniemy palić
i w trakcie spotkania towarzyskiego będziemy chcieli odpocząć od ludzi, nie
będzie argumentu aby choć na chwile się ulotnić, a nawet jeśli to zrobimy, to
nie paląc papierosa i wpatrując się w okno będziemy wyglądać jak „pieprzony
filozof”.
Czas do pracy. Z nią jest jak ze szkołą za młodzieńczych
lat. Chcesz do niej chodzić tylko wtedy, kiedy jeszcze do niej nie uczęszczasz.
Później jest już tylko gorzej. Wredną nauczycielkę zastępuje szef; prace
domowe, których nienawidziliśmy, zastępują obowiązki brane do domu; a kujona z
naszej klasy najambitniejszy z pracowników, który niszczy nam psychikę równie
skutecznie, co ów szkolny palant.
„Pieprzę, nie idę. Nie dziś, Nie kolejny raz!” – ale nie ma
mamy, która napisze zwolnienie, nie ma kogo oszukać, że jakoby boli nas brzuch
albo źle się czujemy, więc musisz iść. Więc idź!
„Kiedyś to minie, kiedyś zrobię coś co odmieni moje życie!” –
Twoi rodzice tak samo myśleli, spytaj się ich, czy im się udało…
Jedziesz autobusem, bo współczesnego yuppie nie stać na
samochód, a nawet jeśli to szkoda mu na niego pieniędzy. Widzisz ludzi, ich
twarze, spracowane, przepite. Każda z nich niesie w sobie historię, która gówno
Cię obchodzi, bo czy Ty obchodzisz ich? Twoi pobratymcy, których może uratować
jeden uśmiech w ciągu dnia, nie dostaną go, a na pewno nie od Ciebie.
Papieros. Och słodka ucieczka. Patrzysz na ludzi, którzy nie
palą i się zastanawiasz, kiedy do cholery oni robią sobie przerwę, małe
robociki. Patrzysz na nich i myślisz, że oni to mają fajnie, oni nie myślą, że
tracą życie, oni nie mają myśli, które karzą im pytać: „Za 2, 3 tysiące? Moje
życie mam oddać za 2 może 3 tysiące? Przecież ja chciałem być pilotem! Chciałem
zwiedzać świat. Nie tak to miało wyglądać!”. Oni to zombie, które już dawno
zapomniały o „sobie”. Są tym, kim mają być; kim im kazano. Ty jesteś lepszy,
prawda? Ty taki nie jesteś.
Kończysz papierosa. Rzucając niedopałek dochodzi do Ciebie, że
dobrze, że żyjesz na cmentarzysku marzeń – wielkim mieście, tam jesteś pośród
tych trupów pędzących do pracy i z pracy incognito. Z nikim nie musisz się
użerać, nikogo słuchać ani pocieszać. Jesteś mrówką, ale dostrzegasz plusy nią bycia.
Odpowiada Ci to, że nie musisz się sztucznie uśmiechać i pytać każdego jak mu
minął dzień…to Cię uszczęśliwia do momentu, kiedy w swoim fotelu, siedząc z
książką myślisz: „Jaki ten Świat jest popieprzony”.
Ale nie czas na filozofowanie, praca czeka. Wchodzisz i
widzisz twarze, których nie chcesz już oglądać, a dopiero jest początek dnia. Pocieszę
Cię, oni reagują na Ciebie w taki sam sposób. „Ale oni się uśmiechają i są
sympatyczni” – a Ty nie?
Usiądź więc przy komputerze i zacznij pracować. Po godzinie
dochodzisz do wniosku, że fizyczny pracownik ma o wiele lepiej w życiu. Ale
fizyczny powie Ci to samo, że wy, kognitarne obiboki nic nie robicie. Nie
wygrasz żadnym argumentem więc rób, to co do Ciebie należy…w końcu firma płaci,
więc wymaga!
Południe, czas na papierosa. Stoją już w kółeczku współznajomopracownicy
trzymając każdy w palcach papierosa, niektórzy to e-badziewie, ale skoro jest zdrowsze
to nie irytuje Cię to tak bardzo; więcej, nie chce Ci się nawet o tym gadać. Papieros
staje się wymówką żeby mówić o rzeczach, które Cię nie interesują, z ludźmi,
których nie obchodzisz, w miejscu, którego nienawidzisz. Oni mówią, Ty kiwasz
głową, ale równie dobrze mogli by Ci opowiadać zamiast o swoich wspaniałych
wakacjach (mam nadzieję, że padało cały czas), czy o swojej wspaniałej, nowej dziewczynie
(mam nadzieje, że ma opryszczkę i Cię nią zarazi) o nakładaniu gładzi
szpachlowej na nieotynkowane powierzchnie domków jednorodzinnych – tak na
marginesie, nie wywołuj kota za płot.
Czas powrotu do domu. Czujesz to zmęczenie? Skąd ono? Skąd
się wzięło? „Przecież jestem młodym człowiekiem, jeszcze powinienem mieć pełno
sił” – eh, nie pytaj, bo jeszcze usłyszysz odpowiedz, której nie chcesz
usłyszeć…zapewniam Cię.
Więc spieszysz się do domu, tak naprawdę sam nie wiedząc
dlaczego. Jakby oglądanie telewizji, czy siedzenie w sieci było czymś lepszym niż
8 godzin posługi. Nie jest w niczym lepsze, ale nie masz przynajmniej
odpowiedzialności. Kiedy masz więc wolny czas, kiedy możesz w końcu robić
wszystko o czym marzyłeś w pracy podczas przekładania papierów… Ty nie robisz
nic. W pracy się bowiem nudzisz i w domu się nudzisz, więc co do cholery
chciałbyś robić!? Za dużo chcesz od życia! Usiądź, włącz Internet, przysuń
paczkę z chipsami i zapomnij. Jutro pomyślisz nad tym wszystkim, mimo że
codziennie to sobie obiecujesz.
Jeszcze papieros (i żeby nie było, że tylko cztery w ciągu
dnia, po prostu nie warto pisać o każdym odpalaniu szluga).
Czyż ten dym nie jest piękny, kiedy unosi się w ciemnym
pokoju, w którym tylko ukradkiem światła ulicy odbijają się na ścianach? Dym
tańczący w rytm przeciągu, ale nie chce się już wstawać, by domknąć to nieszczęsne
okno.
„Znów się nie odezwała. Odkąd pamiętam zawsze, w każdym
związku, to mi bardziej zależało…a gdyby tak ktoś, kiedyś…eh…”.
Patrzysz na te niebieskie okna od świateł monitorów i pytasz
się, gdzie są ci wszyscy ludzie. A oni są dokładnie tam gdzie Ty, w swoich
głowach i na razie nie zapowiada się na to, by je opuścili…
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb, lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam
"This is your life and it's ending one minute at a time"
OdpowiedzUsuńjakie to prawdziwe... szkoda, ze ludzie nie potrafią docenić tego co mają, wszystko przekładają na jutro z przeswiadczeniem, że 'jakoś to będzie' zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć o samego siebie.
OdpowiedzUsuńCzytam, do tego idealne dźwięki (piosenki, której lubię), rozkoszuje się, a z drugiej strony tracę resztki nadziei, że jestem w stanie coś zmienić. "Jutro pomyślisz nad tym wszystkim, mimo że codziennie to sobie obiecujesz".
OdpowiedzUsuńA co się stanie, jeśli kiedyś przestaniesz sobie obiecywać? Co wtedy? To chyba zły znak. Obym zawsze sobie obiecywała !
Może to ta pogoda, może to okres sesji, a może to kolejna wymówka, żeby tylko nie brać odpowiedzialności za swoje życie. Hmm... Przecież mogę winić ludzi dookoła. Tak jest łatwiej, jakie to proste. Siedzę i nic nie robię, ale przecież siedzę, więc coś robię, jednak powinnam robić coś więcej. Podobno sami podejmujemy decyzję, zwłaszcza teraz- przecież jestem dorosła (a ciągle jak dziecko), podobno my decydujemy o swoim życiu, czyż aby na pewno? W takim razie dlaczego jest tak jak jest, a nie jest inaczej? Podobno to nasze życie... Podobno....
Chciałbym receptę na "ciężkie chwile".
Pozdrawiam!