czwartek, 27 czerwca 2013

Prokrastynacja - to brzmi dumnie?

               Dzisiaj na tapetę trafia termin medyczny. Termin, który może nawet zastąpi kiedyś lenistwo. Termin, który jeszcze nie wszedł do zasobu słów wielu z nas, bo w Polsce nikt nie próbował zdefiniować zjawiska, o którym będzie traktować te kilkaset literek. 
Chodzi o prokrastynację. Nawet mój program do pisania podkreślił to słowo, co świadczy o tym, że jest ono świeżutkie jak rogalik croissant z rana – poleciałem za bardzo hipstersko? – no to zwykła buła z polskim dżemorem.
Co to jest ta prokrastynacja? W czym się objawia? Jak z nią walczyć? Aby odpowiedzieć na te pytania najpierw ostrzeżenie. Po zapoznaniu się drogi czytelniku z jej charakterystyką, zaczniesz używać tego słowa z taką częstotliwością, że i może na niektóre wulgaryzmy zabraknie miejsca w wypowiedziach…ale może to i dobrze...chociaż..

               Kiedyś, kiedy nie potrafiłeś zabrać się to roboty to byłeś zwyczajnym leniem. Nie byłeś ambitny, nie miałeś silniej woli itd. O bracie i siostro na szczęście żyjesz w XXI wieku, który Ciebie i mnie rozgrzesza! Dzisiaj nie jesteś leniem a prokrastynatorem. Czyli kim do jasnej ciasnej, jak zwykł mawiać Grzegorz Halama?
Prokrastynacja - lub zwlekanie (z łac. procrastinatio – odroczenie, zwłoka) – w psychologii patologiczna tendencja do nieustannego przekładania pewnych czynności na później, ujawniająca się w różnych dziedzinach życia. Prokrastynacja najczęściej pozostaje nierozpoznana, dopiero niedawno uznano, że jest ona zaburzeniem psychicznym. Osoby nią dotknięte – prokrastynatorzy – odczuwają trudności z zabraniem się do pracy i w związku z tym odkładają jej wykonanie, zwłaszcza wtedy, gdy nie spodziewają się natychmiastowych efektów.
A teraz podziękujmy już Wikipedii i zatopmy się w pragmatyzmie.

               Ileż to razy przed napisaniem czegoś ważnego – raportu, pracy domowej, referatu – najpierw musimy mieć ten jeden, jedyny wyjątkowy długopis. W innych siedzi bowiem zły duch, który spowoduje, że praca nie będzie taka jak powinna być. No to szukamy tego długopisu minutę, trzy minuty, następnie pięć minut, a czas nieubłaganie leci. Ale załóżmy, że znaleźliśmy już atramentowego uciekiniera. Już mamy zabrać się do pracy ALE!
„Kawa, muszę napić się kawy. No przecież bez kawy nie będę siedział”. No to lecimy do kuchni, zaparzamy czarnule i…mleko! Cukier!
„O kurcze! Cukru nie mam!”. No to lecimy do sklepu. Raport może poczekać, w końcu to cukier, a nie jakaś tam sól czy inny pieprz. A niech nam ktoś znienacka przylezie w gości? Nie no, cukier musi być, obowiązkowo. Przyłazimy do domu z cukrem. Kupiliśmy nawet 2 „kila” – na zapas, tak jakbyśmy ten raport mieli pisać tydzień.
„Uff, ale się zmęczyłem. Dobra wejdę na fb żeby tylko zobaczyć, czy ktoś nie napisał czegoś ważnego. Tylko zerknę, obiecuję!” Dwie godziny później trzeba wyłączyć komputer, bo doszło do nas, że raport sam się nie napisze.
„Kurcze późno jest. Zmęczony jestem. W takim stanie pisać to nienajlepiej, mogę coś pomieszać czy coś. Dobra jutro napiszę…ale już musowo!”.

               Czy ten widok jest nam znany? Jeśli tak, to czy jesteśmy w takim razie psycholami nadającymi się na ostry dyżur? Czy to znaczy, że musimy opłacić sobie wczasy na psychoanalitycznej kozetce u pana doktora z siwa brodą i okularami na nosie? Ja bym nie spieszył się z diagnozą.

               Dla współczesnych ludzi najczęstszą prokrastynacją jest komputer, a dokładniej Internet. Jeśli założyć, że polega ona na nierobieniu tego co powinno się robić w danym momencie; na odkładaniu ważnych rzeczy na później, a zastępowaniu ich mało ważnymi czynnościami to ogólnoświatowa sieć prowadzi prym w tym zakresie i wyprzedziła już dawno telewizję. Ileż to razy wchodzimy na tę samą stronę albo gwałcimy przycisk „odśwież”? Ile razy w ciągu dnia sprawdzamy niepotrzebnie pocztę? Ile razy oglądamy ten sam filmik nie dlatego, że jest on taki super ale dlatego, że „Eh, no, dobra, puszczę sobie jeszcze raz i tak nie ma nic do roboty”.  
Lubisz reklamy na youtube przed filmami? Zakładam, że ich nie nawiedzisz. Dlaczego? Bo spowalnia to Twoje działania, zwlekasz z tym co chcesz robić. Chcesz oglądać jakiś film, słuchać muzyki a tu pojawia się reklama, przed którą nie ma ucieczki. Nawet obowiązkowe 5 sekund ( TYLKO 5 SEKUND!) a dla nas to i tak za dużo. Taką reklamą właśnie jest wszystko to, co robimy w zastępstwie tego co ważne. Co rozumiem przez stwierdzenie ważne? Pracę? Szkołę? Posprzątanie chałupy? Otóż nic bardziej mylnego. W dzisiejszych czasach wartościowymi czynnościami są tylko te, które przynoszą zysk, generują dochód. Możesz nienawidzić swojej pracy ale kiedy zarabiasz ludzie nie patrzą na Ciebie jak na lenia, czy obiboka. W końcu pracujesz…a raczej w końcu zarabiasz mamonę. Równie dobrze możesz robić coś osiem godzin dziennie – możesz malować najpiękniejsze obrazy, możesz tworzyć muzykę, możesz pisać lepsze wiersze od romantycznych poetów ale będziesz uznany za zero, za osobę, która nic nie robi, która się obija, bo? BO NIE ZARABIASZ PIENIĘDZY! Daj buzi kapitalizmowi albo niech on pocałuje Cię w d**ę – nie ma innego wyjścia.

              Prokrastynacją są więc tylko te czynności, które poprzedzają wszystko to, co Z NASZEGO punktu widzenia jest mało ważne, a musi być zrobione. Prokrastynacja to odkładanie rzeczy na później. Jeśli więc masz wysłać maila do szefa i ciągle to odkładasz, bo Ci się nie chce, a w zastępstwie odpalasz kolejnego papierosa to jesteś prokrastynatorem ( od dziś moje ulubione słowo). Po prostu nie lubisz swojej roboty i szefa więc chcesz to odłożyć na później – co w tym nienormalnego? Prokrastynacja jest papierkiem lakmusowym. Jeśli się ona pojawia to dobrze, bo daje nam znać, że to co mamy zrobić nie jest dla nas ważne, wartościowe i nigdy prawdopodobnie nie będzie.

               W mojej opinii jest jednak druga strona medalu. Prokrastynacja (czyli odkładanie zrobienia rzeczy na później) dotycząca rzeczy dla nas ważnych. Dla tego fenomenu wymyśliłbym chętnie inny medyczny zwrot ale on już jest…strach. Strach przed porażką, strach przed wyśmianiem, strach przed czymkolwiek co odwodzi Cię od zrobienia tego, co w głębi duszy chcesz zrobić, czy osiągnąć. Jeśli marzysz o tym żeby tańczyć, to prokrastynacją, a raczej zwelkaniem będzie siedzenie na studiach z filologii. Jeśli marzysz  o tym żeby mieć swoja firmę, zwlekaniem będzie praca, której nienawidzisz, a nawet ta, którą w miarę dobrze znosisz. I choćbyś przeczytał tysiąc razy „Sekret” to nic nie osiągniesz. Świat jest poruszany bowiem przez czyny, a nie mrzonki.

              Niedawno najnowsze badania pokazały dlaczego z tą cechą mamy tak często do czynienia i skąd ona się bierze. Nie będę jednak katować nikogo zwrotami medycznymi, Wystarczy powiedzieć że wynika ona z dysonansu między ośrodkami przyjemności w mózgu, a płatem czołowym odpowiedzialnym między innymi za motywację. Z jednej więc strony chcemy czuć przyjemność - więc nie chcemy wykonywać swoich nudnych obowiązków, z drugiej jednak musimy wypełniać swoje obowiązki. Jakie więc mózg znajduje rozwiązanie? Wykonać ważne cele ale żeby tak od razu? E, po co. Co się odwlecze to nie uciecze. Wtedy im mniej pozostaje nam czasu, tym występuje silniejsza presja aby wykonać ową czynność, pojawia się silna motywacja negatywna (uniknięcia negatywnych konsekwencji) i ta da! Zrobione. Lepiej więc późno niż wcale.
           
               Tak więc najpierw wyróżnij prawdziwą prokrastynację – czyli zjawisko robienia innych rzeczy w zastępstwie tego co niby wg społeczeństwa, tatusia, szefa, państwa powinieneś zrobić, mimo że w głębi serca i tak nie sprawia Ci to radości. Weźmy na przykład wstawanie do pracy, której nie lubisz. Prokrastynacją będzie tu nawet wciśnięcie „drzemki” i leżenie jeszcze 5 minut. Ludzie bowiem przyjmują cele innych za swoje własne. W rzeczywistości wcale jednak nie chcą robić tego co im narzucono, więc na poziomie podświadomości pojawia się owa przypadłość – ale to dobrze, ona Ci bowiem mówi wtedy: EJ! TO NIE JEST TO CO CHCESZ ROBIĆ SKORO ODKŁADASZ TO NA PÓŹNIEJ I ZAJMUJESZ SIĘ PIERDOŁAMI!
A teraz owa nieprokrastynacja – czyli strach  przed wyciągnięciem ręki po to czego się naprawdę chce, błędnie nazywanego prokrastynacją. W przypadku, kiedy chcemy iść do szkoły aktorskiej ale ciągle to odkładamy, bo…no właśnie (sami najlepiej znamy swoje wymówki), kiedy chcemy zafarbować włosy na zielono ale ciągle się wahamy, to wtedy nie mamy do czynienia z pro…(oj no sami wiecie) tylko ze strachem, z wątpliwościami, z niezdecydowaniem itp., itd.
I tak samo w miłości. Wielu z nas o niej marzy. Na romantycznych filmach płacze, a przy miłosnych piosenkach się uśmiecha. Ale kiedy zjawi się już ona w naszym życiu to…prokrastynacja, czy strach? Fajnie by było mieć parę ale na randki to mi się chodzić nie chce. W ogóle chętnie to z domu bym nosa nie wystawiał/ła, a i zranienie może się przytrafić. Więc miłość tak ale droga do niej niekoniecznie? Ehhh, pozamykani jesteśmy na siebie bardzo.
              
               A teraz kącik wujka dobra rada. Jak sobie radzić z prokrastynacją? Co trzeba zrobić żeby się zmobilizować, zmotywować, by zacząć działać?
Kiedy jest się grubym to można czytać tony książek o tym jak zrzucić wagę a i tak jest tylko jedna metoda…wiesz jaka. Jeśli chcesz zapuścić włosy to też możesz czytać, interesować się ale też jest tylko jedna droga do tego aby one były długie bez względu no to jakiej odżywki będziesz używać. Jeśli chcesz być magistrem to też jest tylko jeden sposób i też wiesz jaki. Jeśli więc chcesz być tam gdzie Cię nie ma; chcesz robić to czego teraz nie robisz, chcesz być kimś, kim na razie jeszcze nie jesteś, to też dobrze wiesz co masz robić! Możesz czytać poradniki, możesz oglądać motywujące historyjki ale one nic za Ciebie nie zrobią. Chcesz uniknąć prokrastynacji, a raczej strachu którego konsekwencją jest odkładanie ważnych rzeczy na później? Nie wiesz jak to zrobić? To uważaj teraz, bo będzie coś mądrego...
                                                  W głębi siebie wiesz co masz robić…kropka.  

Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam 
  

piątek, 14 czerwca 2013

Wyprowadzony w nie-las.

               Że tak powiem…Natura. Obudziłeś się przy pustym kubku kawy bezkofeinowej? A może nawet nie zasnąłeś? Puściłeś swą ulubioną muzykę? Wiesz, post rock bez wokalu w stylu Lowercase Noises; a może szwedzkich szaleńców z Teddybears STHML; albo starych Guns’ów z Axel’em i Slash’em? Kiedy ktoś mówi, że słucha wszystkiego, to trafia Cię szlak? Cóż za ignorancja…niezaprzeczalnie. Zrobiłeś na śniadanie, to co zwykle jadasz? Tak jakby kanapki albo płatki miały moc. Kiedy jadłeś naleśniki, a kiedy odgrzewaną pizze z wczoraj? Odwiedziłeś już 5 stron internetowych, które zawsze odwiedzasz…nie więcej, prawda? Tylko 5 ich jest – niezbyt mało, niezbyt dużo, ale władają Twoim gustem. Obudziłeś się już? No wstań! Z łóżka? Nie, nie o to mi chodziło…

               Twarz swą trzymam przy okiennym szkle odgradzającym mnie od Niej. Na wyciągnięcie ręki, a i tak szmat drogi. Może dlatego, że zawsze dostępna, tak niedoceniana. Zawsze mogę to zrobić…zawsze. I tak tracimy pożegnania, zakochanie, tak czas leci i nic się nie zmienia…od lat. Czy słyszysz śpiew ptaków? Na pewno słyszysz. Czy zapominasz wtedy o świecie, a przypominasz sobie o Świecie? Widząc ptaki, które nie znają dni tygodnia, nie mające zegarka, którym przyroda mówi czy właściwy czas, zazdrościsz im? One się rodzą i umierają. Nie umierają w niedziele, środę albo poniedziałek tak jak my. Ich po prostu nie ma po tym jak przez chwile zaistniały. Chcę Świata bez miar i liczb; cyferek i statystyk; powagi i rozwagi. Czy to nie dziwne nie być dziwnym?

              A kiedy pod stopami miałeś ziemie i gałęzie? Nie beton bezduszny - dzieło człowieka. Kiedy byłeś sam ze sobą w lesie…sam ze swoimi myślami? Kiedy ostatnio widziałeś korę drzew, krzaki, komary siadające Ci na przedramieniach? A Słońce jest tam dla Ciebie każdego dnia, tylko czeka aby ukradkiem przedrzeć się przez korony dębów i musnąć Cię w twarz jakby na powitanie. Idź i zadaj sobie pytanie czy stworzył to przypadek, czy ktoś się kiedyś w To bawił. Wyrób sobie zdanie o ciszy w lesie, o ciszy, która ciszą wcale nie jest. Tyle dźwięków: śpiew ptaków, brzęczenie owadów, szum konarów odzianych w liście i ten oddech, oddech tego miejsca. Mimo tego przepychu zawsze mówimy, że w lesie panuje cisza…słusznie mówimy, bo cisza uspokaja spokojnego, a drażni wzburzonego, natomiast cisza należąca do lasu zasypia w Tobie, razem z Tobą. Dźwięczna cisza. Czy dostrzegasz harmonię i doskonałość tego miejsca, czy w moim opisie widzisz tylko sentymentalizm? Oh zaprawdę długo tam nie gościłeś…a tak często mówisz, że Ci się nudzi.  

               Czy widzisz wiatr? Ja czasem widzę. Widzę go we włosach kobiet i dziewczyn. Widzę go w polach syto obsianych, a teraz gotowych do zbiorów, i uczty później. W pyłkach roślin go widzę i w piasku, który grzęźnie w ustach. Gonić za wiatrem to niedorzeczność. Gonić z wiatrem to wolność. Kiedy szedłeś i nie patrzyłeś pod nogi? Kiedy w drodze zapomniałeś o celu i zobaczyłeś uliczkę, którą zmierzasz i płoty, które mijasz? Kiedy odpłynąłeś nad widokiem kwiatu? Wiesz o tym, że każde Twoje spojrzenie jest dziełem twórczym? Bowiem już nigdy krajobraz, który przytuliłeś wzrokiem nie będzie taki sam, bo choćby to źdźbło trawy inaczej ułoży Ona, a i inni w tym samym momencie widzą go zgoła inaczej, bo kąt inny ot co.

               Kiedy uciekałeś przed deszczem, a kiedy miałeś ochotę zmoknąć? Deszcz pada, idziesz wolniej; wciąż pada, Ty zwalniasz; on wciąż leci z chmur, a Ty odsłaniasz siebie spod parasola i czujesz na sobie krople, które przemierzyły tysiące kilometrów. Czemu tego nie robisz, a myślisz tylko o tym, by nie zmoknąć? Czemu tego nie robisz, a tylko zazdrościsz bohaterom książek, że tak czynią? Może pada na Ciebie woda, która płynęła w Eufracie, a dla Ciebie to tylko deszcz, a przecież właśnie odwiedzasz Egipt. Ta woda jest czysta, bo brud zostawia tu, na ziemi, a tam idzie tylko para, czego się więc lękasz? A kałuże omijasz, czy w nie wskakujesz? No wskocz że i poczuj się jak wtedy. Nie ma mamy, która okrzyczy więc co stoi na przeszkodzie? A tak… inni ludzie…no i buty mokre…

               Zamieszkaj na najwyższym piętrze na jakim możesz. Zamieszkaj tam, a będzie Ci dane oglądać koniec Świata co dnia. Będzie Ci dane odgadnąć wszystkie odcienie pomarańczu, żółci, różu i błękitu. Zostaw to co robisz i podejdź no że do okna na sekundę, a obietnica ma taka, że zostaniesz przy nim dłużej. Nie oderwiesz się od piękna jeśli choć gram w Tobie pozostał Tego, z czym tu przyszedłeś. Rozmarz się, doceń to, że Ona daje Ci przedstawienie co dnia, nic nie chcąc w zamian. Kula ognia z jej wybuchami i plamami gdyby tylko centymetr była bliżej to i Ciebie i mnie by nie było, a z oceanów nic prócz pustych, nieprzebranych kanionów powietrzem wypełnionych. Zachód daje nadzieje, wschód obietnicę.    

              Rzuć okiem w niebo. Rzuć okiem na nie. Kształty namalowane przez wiry, a jakby uduchowiony je kreślił. Złap się na zapomnieniu. „Tu, teraz, żyję”. W Niej jest wszystko tak, jak powinno być. Nie za wiele i nie nazbyt mało. Gwiazdy jak boskie miasta widziane z kosmosu. A dlaczego galaktyki są tak piękne? Nie wiem…ale przecież mogłyby być nijakie, a nawet brzydkie, a jednak zapierają dech. Patrz wzrokiem twórczym, a nie chciwym. Nie zabieraj jej na własność w swe strony, bo ona należy tak samo do Ciebie i do innych, jak Ty i inni do Niej. Jeśli stoisz nad brzegiem morza i paraliżuje Cię jego bezmiar piękna, to zaiste potrafisz kochać najmniejszego.

               Człowiek jest tak głupi, że kupuje obraz. Obraz maluje dla siebie samego artysta, a rzemieślnik czeka na brawa. Obrazy piękna Świata i każe sobie za niego płacić. I ludzie go zaiste kupują zamiast otworzyć okno. Zamiast zniszczyć kłódkę i powiedzieć: „Zaraz wracam” i wyjść tam gdzie najbliżej, a tak daleko zarazem; tam gdzie najciekawiej, a najnudniej zdaniem innych; tam gdzie wystarczy patrzeć, a zrozumienie przyjdzie samo. Nie do kokonów nas przeznaczono. Przejściowość jego tylko uzmysławia, że to nie w nim masz umrzeć. Kokon uzmysławia, że jesteś przeznaczony dla Niej. Kokon jeśli się z niego nie wykluwasz jest więzieniem…
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam  

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Uśmiechnij się smutny klaunie.

               Budzik! Otwierasz oczy, ręką leniwie smagasz jeden z najgorszych ludzkich wynalazków (przynajmniej rano) - wciskasz drzemkę. 5 minut później nie ma odwrotu, trzeba wstać. Kolejny dzień, by zdobyć Świat. Kolejna szansa dana od losu, by cieszyć się tym co masz, bliskimi, którzy są przy Tobie. Kolejny świt, by móc dalej realizować swe marzenia…taaa, no przecież.

               Dzień wcześniej kładziesz się spać aby dać odetchnąć swojemu ciału i duchowi, ale rano i w ciągu dnia wcale nie jest lepiej. „Czy ja w ogóle spałem”, „Czy śnią mi się koszmary, że jestem zawsze taki niewyspany?”.
Pierwsza kawa – smak cudowny, pierwszy papieros – mógłby być lepszy. Pod koniec naszego pożywnego śniadania tylko przez sekundę przelatuje Ci myśl o konieczności rzucenia. Nie. Nie możemy. Bowiem jeśli przestaniemy palić i w trakcie spotkania towarzyskiego będziemy chcieli odpocząć od ludzi, nie będzie argumentu aby choć na chwile się ulotnić, a nawet jeśli to zrobimy, to nie paląc papierosa i wpatrując się w okno będziemy wyglądać jak „pieprzony filozof”.
               Czas do pracy. Z nią jest jak ze szkołą za młodzieńczych lat. Chcesz do niej chodzić tylko wtedy, kiedy jeszcze do niej nie uczęszczasz. Później jest już tylko gorzej. Wredną nauczycielkę zastępuje szef; prace domowe, których nienawidziliśmy, zastępują obowiązki brane do domu; a kujona z naszej klasy najambitniejszy z pracowników, który niszczy nam psychikę równie skutecznie, co ów szkolny palant.
„Pieprzę, nie idę. Nie dziś, Nie kolejny raz!” – ale nie ma mamy, która napisze zwolnienie, nie ma kogo oszukać, że jakoby boli nas brzuch albo źle się czujemy, więc musisz iść. Więc idź!
„Kiedyś to minie, kiedyś zrobię coś co odmieni moje życie!” – Twoi rodzice tak samo myśleli, spytaj się ich, czy im się udało…
               Jedziesz autobusem, bo współczesnego yuppie nie stać na samochód, a nawet jeśli to szkoda mu na niego pieniędzy. Widzisz ludzi, ich twarze, spracowane, przepite. Każda z nich niesie w sobie historię, która gówno Cię obchodzi, bo czy Ty obchodzisz ich? Twoi pobratymcy, których może uratować jeden uśmiech w ciągu dnia, nie dostaną go, a na pewno nie od Ciebie.
Papieros. Och słodka ucieczka. Patrzysz na ludzi, którzy nie palą i się zastanawiasz, kiedy do cholery oni robią sobie przerwę, małe robociki. Patrzysz na nich i myślisz, że oni to mają fajnie, oni nie myślą, że tracą życie, oni nie mają myśli, które karzą im pytać: „Za 2, 3 tysiące? Moje życie mam oddać za 2 może 3 tysiące? Przecież ja chciałem być pilotem! Chciałem zwiedzać świat. Nie tak to miało wyglądać!”. Oni to zombie, które już dawno zapomniały o „sobie”. Są tym, kim mają być; kim im kazano. Ty jesteś lepszy, prawda? Ty taki nie jesteś.
Kończysz papierosa. Rzucając niedopałek dochodzi do Ciebie, że dobrze, że żyjesz na cmentarzysku marzeń – wielkim mieście, tam jesteś pośród tych trupów pędzących do pracy i z pracy incognito. Z nikim nie musisz się użerać, nikogo słuchać ani pocieszać. Jesteś mrówką, ale dostrzegasz plusy nią bycia. Odpowiada Ci to, że nie musisz się sztucznie uśmiechać i pytać każdego jak mu minął dzień…to Cię uszczęśliwia do momentu, kiedy w swoim fotelu, siedząc z książką myślisz: „Jaki ten Świat jest popieprzony”.  
Ale nie czas na filozofowanie, praca czeka. Wchodzisz i widzisz twarze, których nie chcesz już oglądać, a dopiero jest początek dnia. Pocieszę Cię, oni reagują na Ciebie w taki sam sposób. „Ale oni się uśmiechają i są sympatyczni” – a Ty nie?
Usiądź więc przy komputerze i zacznij pracować. Po godzinie dochodzisz do wniosku, że fizyczny pracownik ma o wiele lepiej w życiu. Ale fizyczny powie Ci to samo, że wy, kognitarne obiboki nic nie robicie. Nie wygrasz żadnym argumentem więc rób, to co do Ciebie należy…w końcu firma płaci, więc wymaga!
               Południe, czas na papierosa. Stoją już w kółeczku współznajomopracownicy trzymając każdy w palcach papierosa, niektórzy to e-badziewie, ale skoro jest zdrowsze to nie irytuje Cię to tak bardzo; więcej, nie chce Ci się nawet o tym gadać. Papieros staje się wymówką żeby mówić o rzeczach, które Cię nie interesują, z ludźmi, których nie obchodzisz, w miejscu, którego nienawidzisz. Oni mówią, Ty kiwasz głową, ale równie dobrze mogli by Ci opowiadać zamiast o swoich wspaniałych wakacjach (mam nadzieję, że padało cały czas), czy o swojej wspaniałej, nowej dziewczynie (mam nadzieje, że ma opryszczkę i Cię nią zarazi) o nakładaniu gładzi szpachlowej na nieotynkowane powierzchnie domków jednorodzinnych – tak na marginesie, nie wywołuj kota za płot.
               Czas powrotu do domu. Czujesz to zmęczenie? Skąd ono? Skąd się wzięło? „Przecież jestem młodym człowiekiem, jeszcze powinienem mieć pełno sił” – eh, nie pytaj, bo jeszcze usłyszysz odpowiedz, której nie chcesz usłyszeć…zapewniam Cię.
Więc spieszysz się do domu, tak naprawdę sam nie wiedząc dlaczego. Jakby oglądanie telewizji, czy siedzenie w sieci było czymś lepszym niż 8 godzin posługi. Nie jest w niczym lepsze, ale nie masz przynajmniej odpowiedzialności. Kiedy masz więc wolny czas, kiedy możesz w końcu robić wszystko o czym marzyłeś w pracy podczas przekładania papierów… Ty nie robisz nic. W pracy się bowiem nudzisz i w domu się nudzisz, więc co do cholery chciałbyś robić!? Za dużo chcesz od życia! Usiądź, włącz Internet, przysuń paczkę z chipsami i zapomnij. Jutro pomyślisz nad tym wszystkim, mimo że codziennie to sobie obiecujesz.

               Jeszcze papieros (i żeby nie było, że tylko cztery w ciągu dnia, po prostu nie warto pisać o każdym odpalaniu szluga).
Czyż ten dym nie jest piękny, kiedy unosi się w ciemnym pokoju, w którym tylko ukradkiem światła ulicy odbijają się na ścianach? Dym tańczący w rytm przeciągu, ale nie chce się już wstawać, by domknąć to nieszczęsne okno.
„Znów się nie odezwała. Odkąd pamiętam zawsze, w każdym związku, to mi bardziej zależało…a gdyby tak ktoś, kiedyś…eh…”.
Patrzysz na te niebieskie okna od świateł monitorów i pytasz się, gdzie są ci wszyscy ludzie. A oni są dokładnie tam gdzie Ty, w swoich głowach i na razie nie zapowiada się na to, by je opuścili…
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam