wtorek, 24 września 2013

Kobiety z inicjatywą.

               To, że czasy się zmieniają, nie stanowi żadnej tajemnicy dla co bardziej rozgarniętej osoby. Cywilizacja wciąż się rozwija, zostawiając za sobą stare i zardzewiałe schematy życia codziennego. Co jest jednym z takich schematów, który odszedł do lamusa razem z takimi przedstawicielami przeszłości jak kaseta VHS, vibovit czy gry na pegazusa?

               Kobiety coraz bardziej są świadome siebie. Wiedzą już, że nie warto zdawać się na łaskę mężczyzn jeśli chodzi o kwestie finansowe – same studiują i pracują. Niezależność finansowa, to dla Pań coraz większy priorytet, który jak się zapowiada, nie ulegnie jakiejkolwiek degradacji. Kobiety coraz częściej są silniejsze psychicznie niż kiedyś. Rzadziej ulegają presji mamusi czy tatusia, że jakoby warto już mieć męża albo dzieci:
- "Mamuś, skoro tak bardzo chcesz mieć malutkie dziecko w domu... TO SE ZAADOPTUJ!" ...dziękuję i po problemie.
Nie mówię tu o tym, iż kariera jest ważniejsza. Nie, nie. Chodzi mi o to, że kobiety, które nie chcą mieć dzieci, mężów, nie są już wytykane palcami i nazywane "starymi pannami", a co za tym idzie, umożliwia im to wybór sposobu życia jakie one chcą prowadzić - one i tylko one. Większa ilość Pań coraz częściej nie chce też szybkich deklaracji, nie chce się wiązać czy angażować w coś poważnego – co kiedyś byłoby nie do pomyślenia.
Jak widać, opowieść o tym jak wygląda dziś współczesna kobieta zasługiwałaby na oddzielny artykuł. Ja jednak chce opisać wyłącznie jedną ze zmian – przejmowanie inicjatywy przez płeć piękną. Czego to konsekwencja? Jak na to zapatrują się mężczyźni? Dokąd nas to zaprowadzi?

              Na jednym brzegu mamy kobiety wojujące zwane feministkami. Na drugim brzegu mamy natomiast kobiety, które są typowymi szarymi myszkami gotującymi obiady dla swoich partnerów i szanujących ich zdanie ponad swoje. Co jednak z całym środkiem tego oceanu różności?

              Kobieca inicjatywa nie wzięła się z próżni. Jest ona odpowiedzią na określone zjawiska, które towarzyszą dzisiejszemu społeczeństwu. Jednym z nich jest nieśmiałość Panów przed ekspresją swojej męskiej natury. Mężczyźni tkwią ze swoim strachem w głowie, kurczowo trzymając się swoich drogich szalików (ostatnio chłodno na zewnątrz), które jakoby mają zwabiać kobiety, ale żaden nie wpadnie na to, by odzywać się do ów kobiet. Panie już nawet nie łudzą się, iż coś się zmieni w kwestii bezjajeczności mężczyzn. Co jest więc szczepionką na tę przypadłość? Albo posłać mężczyzn na kurs bycia facetem z krwi i kości albo samej pomachać mu ręką na dzień dobry i powiedzieć:
-"No chodź tu malutki do Pani. A co Ty tu masz? Szaliczek? Ale ładniutki, o jejciu. A skąd jesteś? Czym się zajmujesz?" - i na końcu – "To weźmiesz ode mnie jakiś namiar, czy spękasz jak reszta Twojego rodu KOLEŚ!?
               Drugim powodem tego, że Panie chcą same zdobyć mężczyznę jest to, iż nie chcą się dalej zadowalać tym, co podsuwa im los. Wiedzą kim są i czego chcą. Nie mają zamiaru umawiać się z Cześkiem (pozdrawiam wszystkich Czesławów) z pracy, tylko dlatego, bo jest najbliżej no i nikt inny na razie nie jest w pobliżu. Współczesna, wyzwolona kobieta widząc ciekawego mężczyznę– niekoniecznie na ulicy, może to być nawet nieznany pan w towarzystwie – nie omieszka dać mu kilku silniejszych sygnałów. Kobieta może mu nawet ułatwić całą interakcje rozpoczynając rozmowę czy pokazując mu dosadniej, że jest nim żywo zainteresowana.

              Gdzie więc widzimy rozrost mięśnia odwagi w stosunku do inicjowania relacji z facetami?
Parkiety. Białe tango było czymś wspaniale pomyślanym. Kobieta w końcu mogła zatańczyć z tym mężczyzną z którym chciała – o ile zdążyła przed innymi babami. Po podeptanych palcach, pora na zmianę. Teraz kobieta zatańczy z tym, z kim chce i nawet jak ją nadepnie to...
-"eh, co tam, niech depcze ile chce. Byle deptał tylko mnie!"
Niestety białe tango odchodzi do lamusa i korzyści z niego płynące również. Kobiety same na siebie ukręciły bat twierdząc, że to facet powinien okazywać zainteresowanie. No i macie drogie Panie to, na czym tak bardzo wam zależało. Czy jest lepiej? Nie sadzę.
               Swego rodzaju wyzwolenie i silniejszą inicjatywę można również zauważyć na randkach. Tak na marginesie, to nie używa się słowa randka. Chodzi się na spotkania, wypady, lunch - oczywiście z kimś "fajniejszym niż inni", ale nigdy nie na randkę. Więc co z nimi? Ano kobiety chcą dla przykładu płacić. Nie jest to tak, że tak bardzo zależy im na tym, byśmy my, mężczyźni, zaoszczędzili trochę grosza. Chodzi o to, iż jeśli ktoś za nas płaci, to czujemy (bardziej świadomie lub mniej) że jesteśmy temu komuś coś winni; że istnieje swego rodzaju dług wdzięczności. Co więc mężczyzna może chcieć w ramach wynagrodzenia za swoje randkowo-pieniężne poświęcenie? Kobieta myśli, że seks. Na szczęście coraz więcej kobiet stać na to, by płacić za siebie lub wymieniać się ze spotkania na spotkanie rachunkiem. Tylko dlaczego drogie Panie, kiedy jest się już parą, tego podziału nie ma, a głównie płaci tylko jedna płeć? – i to wiadomo jaka...
               Inicjatywę można również zauważyć w kontaktowaniu się "nie twarzą w twarz". Kobiety coraz częściej nie grają w głupie gierki i jeśli mają ochotę zadzwonić do mężczyzny to dzwonią – nawet po pierwszej randce. Chcą napisać sma'a? Piszą go! I tu wyrazy szacunku za brak wyrachowania i szczerość w zamiarach. Pamiętajcie, że mężczyźnie jest równie miło, kiedy dostanie od was wiadomość, jak wam, kiedy to on napisze do was.
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.
              Dalej. Pewność siebie dziewczyn można również zauważyć na takich portalach jak fb, badoo. Wiadomość od kobiety już nie dziwi. Ktoś się spodobał, to czemu by nie napisać? I słusznie. Jeśli wasze koleżanki uważają inaczej, to spójrzcie na to z kim one się spotykają. Jeśli jest bieda i malaria to nie warto się słuchać. Są dwie możliwości, albo ten ktoś odpisze albo nie. Jutro też będzie dzień i nic się nie stanie, jeśli jakiś facet nie odwzajemni zainteresowania, przecież ma do tego prawo.
- "Nie muszę mu się podobać. Ludzie mają różne gusta. Nie mam więc mu tego za złe...głupi palant".
             
             Dobrze, wszystko ładnie i pięknie ale. Co myślą faceci o tej, wyrosłej nie dawno na zgliszczach muskularnej ery mężczyzn, kobiecej inicjatywie? Ano wiem, że niejeden czytelnik chciałby usłyszeć prostą i prawdziwą diagnozę dotyczącą tego, co myśli na ów temat przeciętny posiadacz przyrodzenia. Tego jednak nie mogę uczynić, bo jest różnie.
              Z jednej strony są mężczyźni, którzy uznają, że to rola faceta by podrywać, uwodzić i prowadzić kobietę – i ci przeważnie nie mają nawet dziewczyny. Ale do tej kategorii wrócę w dalszej części posta.
Z drugiej strony są mężczyźni, którym to bardzo na rękę, by to Panie ich prztykały i nagabywały. Oczywiście utwierdzacie ich swoim zachowaniem w ich niedołęstwie, ale cóż, oni i tak pewnie się już nie zmienią. Ciepłe kluchy mają to do siebie, że tylko można je bardziej rozgotować.
Ale! Uf, jest jakieś ale. Są też mężczyźni, którzy nie mają z tym problemów, by to kobieta rozpoczęła na przykład rozmowę. Sami jednak, również mają odwagę, by do tej kobiety podejść, przedstawić się i zaprosić ją na kawę, drinka czy malowanie pokoju. Wtedy mamy do czynienia z mężczyzną fusion – łączącym cechy samcze z przychylnym spojrzeniem na wyzwolenie kobiet - czymś czego nie można uniknąć.
A teraz wracamy do mężczyzn, którzy tak bardzo nie chcą, by to kobiety bawiły się w "łowienie". Wspomniałem, że często twierdzą tak twardziele o wątłych łydkach, ale jest też grupa panów, którym jest to po prostu na rękę. Taki mężczyzna sam dokonuje wyboru, i cieszy go tylko zdobycz. Coś co sam upolował, a nie "zaserwowano mu na tacy". Nie musi odmawiać, rozczarowywać, a sam godzi się na to, by to mu odmawiano i sam był rozczarowywany, ale przynajmniej czuje, że to on dzierży lejce życia i sam dokonuje wyboru. Jasną rzeczą jest, iż takie myślenie nie jest złe, tylko skąd mają wiedzieć skołowane kobiety z jakim typem mężczyzny mają właśnie do czynienia?

               Kobieta z dużym poczuciem wartości i wiedząca czego chce od życia, to znak naszych czasów. Czekanie w nieskończoność na cud było dobre w XIX wieku, ale dziś nie zdaje egzaminu. Kobiety pragną miłości, związków, fascynujących relacji i nie mają zamiaru wyjeżdżać na przykład do Holandii, by ich tam szukać. Kobiety na zachodzie już dawno zrozumiały, że nie ma co liczyć na wystraszonych mężczyzn obawiających się, że włosy im się dziś źle ułożyły. Chcą same wybierać, a nie być tylko wybierane. Czasem warto udawać niedostępną. Czasem bycie tygrysicą popłaca o wiele bardziej. A czasem sposobem jest wyczekiwanie. Rzucenie spojrzenia, uśmiechu w stronę "wybranego wybranka". A kiedy już szczęka zdrętwieje od ciągłych uśmiechów w Jego stronę, a on sam nie zrozumie, że coś jest na rzeczy, to warto się udać w jego kierunku. Podnieść maczugę, pieprznąć w głowę, chwycić za włosy i zaciągnąć do jaskini...co by w warcaby pograć oczywiście.

niedziela, 15 września 2013

Ona nie tańczy dla mnie.

               Sezon weselny już trochę za nami. Zaczyna się okres chłodniejszych dni i imprezy z pleneru znów powoli powracają pod strzechy najróżniejszych klubów i klubików. Co się tam robi oprócz picia alkoholu i czekania w kolejce do toalety? Ano tańczy się! Czasem tylko w teorii, ale zawsze. Kobiety udają się tam w celu rozluźnienia mięśni ciała na parkiecie, a mężczyźni...stania i przyglądania się. Czy na prawdę panowie są winni swojej pasywności? Czemu kobiety tak bardzo doceniają, kiedy samiec potrafi wyprawiać czary na parkiecie? O co w ogóle chodzi z tym całym tańcem?

               Noc. Godzina 23.30. Większość ludzi już "wyluzowanych". Po wypiciu kilku odważniaczków, mężczyzna dochodzi do wniosku: "A co mi tam, podejdę że no!". Więc ów statystyczny pan wybiera panią, przyjmuje pozycje zapraszającą i udaje się w stronę wybranki.
-"Masz ochotę zatańczyć?".
-"Nie, dziękuje".
Mężczyzna nie poddaje się, próbuje dalej na innej pani:
-"Zapraszam do tańca" mówi z uśmiechem.
-"Nie, nie tańczę". Ów mężczyzna zaczyna się zastanawiać co z nim nie tak, skoro kobiety nie chcą z nim tańczyć. Może to ten sos czosnokowy z obiadu? Eee pewnie nie. Może za bardzo się wyperfumowałem? Też chyba nie. Może jestem brzydki? To też raczej odpada. Dobra, próbuję ostatni raz. Nawiązanie kontaktu wzrokowego, wymiana uśmiechów, IDĘ! Łapiąc delikatnie za dłoń, zaprasza do tańca, po czym słyszy:
-"Nie, nie, dziękuje. Bawię się z koleżankami". Mężczyzna wraca do domu z twarzą mokrą od łez. Kładzie się w pozycji embrionalnej na łóżku i przytulony do kocyka zaczyna szlochać.

              Czemu te scenariusze są tak często spotykane? - z naciskiem na większe miasta, ponieważ na prowincji kobiety w większości z uśmiechem na twarzy przyjmują propozycje taneczne.
Zacznijmy od numeru jeden. Kobiety, mimo że tak ochoczo deklarują, iż partner powinien umieć tańczyć, same nie do końca potrafią. Tak. Naraziłem się, ale niestety to prawda. Wystarczy spojrzeć na stopy kobiet na parkietach. Głównie "ryranie" rękami, tułowiem i czasem zamaszysty ruch głowy w celu seksownego odgarnięcia włosów. Natomiast nogi, a dokładniej stopy są zabetonowane w ziemi. Stopy się nie ruszają – umarły. Głuche są. Mówię tu oczywiście o tańczeniu samotnym – bo takie dziś dominuje w lokalach.
Ale pomówmy o tańcach w parach. Czy kobiety też sobie źle radzą? Tak i nie, bowiem nie można mówić o wszystkich, a czasem nawet ciężko jest, nie wypaczając rzeczywistości, użyć słowa większość. Wracając więc do meritum, kobiety w tańcach w parze radzą sobie "w miarę". Prowadzą – czego robić nie powinny, nie utrzymują kontaktu wzrokowego przez co partner może być równie dobrze zastąpiony przez manekina. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ano żeby panów pocieszyć. W jaki sposób? Często, kiedy kobieta odmawia tańca, najzwyczajniej w świecie wstydzi się swojego braku kompetencji. W dzisiejszej dobie tych wszystkich programów tanecznych, nie można sobie pozwolić, by tańczyć "jako tako". Trzeba być mistrzem, a przynajmniej pretendować to takiego tytułu. Kobiety narzuciły sobie tak wysoką poprzeczkę, że nie są już w stanie czerpać dziecięcej frajdy z tańczenia z chłopakiem/mężczyzną. Trzeba jeszcze dodać, że gro kobiet jest najzwyczajniej nieśmiałych. Oczywiście są panie, które to wszystko mają w nosie i chcą się po prostu dobrze bawić i mają gdzieś czy komuś się podoba jak wywija ciałem – i chwała wam za to panie! Często, kiedy kobieta zgodzi się na taniec, pierwsze co mówi to: "Ale ja nie potrafię tańczyć" – tak jakby interesowało to mężczyznę. Jeśli do Ciebie podszedł i zaprosił, to nie musisz się przejmować tym czy dobrze wypadniesz. Nieumiejętność tańczenia spowija większą część mężczyzn niż kobiet, więc on po prostu chce się dobrze bawić i ma nadzieję, że Ty też.

              Na parkietach można zauważyć kilka stałych. Pewne charakterystyczne zachowania dla obu płci. Dla panów oprócz trzymania piwa i podpierania ścian przez 90% imprezy ( i proszę mi tu nie narzekać panie, skoro i tak nie przyjmujecie od nich zaproszeń - i nie mówię tu o pijanych facetach) jest to, iż nawet jeśli wyjdą na parkiet, to bardziej zwracają uwagę na to, jak są postrzegani niż na to, czy się dobrze bawią. Ich wzrok wędruje po innych ludziach, czy Ci aby na pewno się z nich nie śmieją. Ich wzrok wodzi za pannami, do których wstydzą się odezwać. Taniec nie jest tańcem spontanicznych, a jedynie przykrym obowiązkiem, który trzeba odbębnić, skoro już się jest w miejscu, gdzie muzyka jest głośniejsza niż zwykle.
Swego czasu miałem okazję rozmawiać z DJ, który wyjaśnił jak wygląda kwestia tego braku frajdy i nieśmiałości na parkiecie. Otóż kiedy zaczyna się impreza, światła zawsze są bardzo słabe, tak by nie można było dokładnie rozpoznać osób, które tańczą. Robione jest to po to, by ludzie z większa śmiałością wychodzili na parkiet. Gdyby światła były mocne jak w środku imprezy, nikt nie odważyłby się wyjść jako pierwszy. Możecie sami to sprawdzić na jakiejkolwiek dyskotece, klubie, itp. Kiedy więc jest ciemniej, czujemy się swobodniej bo...nie widać jeśli się wygłupimy, nie potrafimy tańczyć. Oczywiście po określonej godzinie i tak nikogo światło już nie obchodzi: %.

               Sam taniec ma być zabawą, a my go traktujemy jako oświadczyny. Rozumowanie, że jeśli z kimś zatańczę, to będę musiał się z tym kimś "męczyć" resztę wieczoru jest głupie i naiwne. Jeśli z kimś się dobrze bawimy, to możemy zacząć rozmawiać, możemy przetańczyć więcej piosenek, możemy nawet spędzić cały wieczór razem. Jeśli natomiast ktoś nam nie odpowiada, to dziękujemy za taniec i bawimy się dalej bez tego kogoś.
O tym, o czym trzeba również wspomnieć to sama muzyka. Nie ukrywam, że tańczenie do utworu na "raz" (umcy umcy) nie jest żadną frajdą. Oczywiście, kiedy ktoś nadużył różnych środków, to taka muzyka będzie jak znalazł, bo nie trzeba nawet do niej tańczyć. Jak więc bawić z kimś do takiej muzyki? Próbujmy albo po prostu udajmy się na sale z czarną muzyką, gdzie taniec, to taniec, a nie ruchy przypominające otrzepywanie się z kurzu paralityka na antydepresantach. Muzyka zawsze miała zbliżać ludzi, a dzisiaj co? Muzyka stanowi kolejny powód do wyalienowania się w swoim świecie, zamiast dać się porwać partnerowi.
Jednakże oprócz moich zaleceń i tak jest spora część ludzi, którzy nie lubią albo najzwyczajniej nie mają akurat ochoty z kimkolwiek tańczyć i też trzeba to uszanować.

               Taniec można porównywać do wielu rzeczy. Tango jest przykładem gorącego romansu ze wszystkimi jego elementami. Pogo to uwolnienie agresji i energii w nas drzemiącej. Walc jest pruderyjny i zdystansowany, a dancehall z swoim odłamem daggering jest natomiast bardzo seksowny. Co by jednak nie mówić, taniec zawsze musi być frajdą, zabawą. Uczuciem mu towarzyszącym ma być zapomnienie o całym świecie i skupienie się wyłącznie na tu i teraz. Każdy z nas chciałby tańczyć z kimś, kto nas oczaruje swoją charyzmą i ruchami, ale niestety nie zawsze tak jest. Następnym razem, kiedy wybierzesz się potańczyć, zrozum, że z ów piękną czynnością jest jak z całowaniem ropuch przez księżniczkę. Trzeba czasem potańczyć z kimś "eh", żeby natańczyć się z kimś "oh".
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam 

niedziela, 8 września 2013

Poproszę miłość, szczęście, chleb i dwie cebule.

               Oddajmy mu "zasłużony" pokłon. Wypnijmy tyłki i na kolanka gawiedzi! Kto nie odda czci, tego spalą żywcem!
Komu muszę/musimy się pokłonić? Ha! To nie żaden rozkaz, my z własnej woli się kłaniamy. Ale komu? Ano mu: $.
Ma wpływ na całe nasze życie. Niby frazes, ale chodzi o coś głębszego. On uzależnia od siebie nasze życie zawodowe, nasze szczęście, naszą miłość, ilość naszych dzieci, to gdzie mieszkamy, jak się zachowujemy, kim próbujemy być w oczach innych, jak często się kłócimy, jak często się śmiejemy, ile mamy orgazmów (w dalszej części posta wytłumaczę), czy odsiadujemy jakiś wyrok etc., ect. Oczywiście nie można mu przypisać całego zła i dobra tego Świata, no ale...

               Skupmy się na konkretnych przykładach wdając się w szczegóły. Na pierwszy ogień idzie życie uczuciowe. Co ma pieniądz do wiatraka? Przecież miłość nie zna ceny, jest ponad ten przyziemny atrybut życia codziennego. No nie do końca. Mężczyzna, osobnik wyposażony w zewnętrzny narząd płciowy próbuje zwabić samicę w celu kopulacji. Jak więc zwabia? Jeśli nie ma ciekawej osobowości, pogodnego usposobienia i czarującej prezencji...musi mieć pieniądze. Hm, wielu kobietom to odpowiada i nie mam zamiaru wydawać tu jakichkolwiek sądów, bo to tak jakby mieć żal, że mężczyznom podobają się wyłącznie atrakcyjne panie. Ale kiedy już patrzymy na możliwość związania się z kimś przez pryzmat "szmalcu", to chyba coś tracimy. Niewątpliwie zyskujemy luksus, wycieczki do Egiptu, wyprawy do spa i ładne ubrania ale poza tym jakby czegoś brakowało. Trzeba się więc udać do sklepu żeby to kupić. Czyż nie tak postępuje się w konsumpcyjnym społeczeństwie, w jakim obecnie odbywamy tańce godowe? Więc idziemy do sklepu i nic. Idziemy na stoisko z warzywami, mrożonkami, sokami i nic.
-"Kurcze, a jeśli nigdzie tego nie dostanę"? - pojawia się pytanie Coś za coś moi drodzy.

No dobrze ale mówimy tu tylko o skupianiu się kobiet na pieniążkach, a co z facetami? Czy chce napisać o utrzymankach? Nie do końca. To o czym chce wspomnieć poruszając temat chłopów? O tym, że wielu mężczyzn niesłusznie uważa, że jakoby "wszystkie" kobiety patrzą tylko na pieniądze. Smutne to z wielu powodów. Jednym z nich jest samosabotowanie się panów, jeśli chodzi o stworzenie ciekawej relacji z ciekawą kobietą.
-"Skoro nie mam pieniędzy, to gdzie ja zaproszę taką dziewczynę? Ona pewnie musi 2 razy w roku jechać na zagraniczne wczasy, a ja nawet nad Bałtykiem nie byłem. Nie mam drogich ciuchów, markowego zegarka i samochodu z logiem od drogiego dealera. Eh, to nie ma sensu, ona się mną nie zainteresuje." I masz rację! Jeśli będziesz tak myśleć, to powiem więcej– nikt się Tobą nie zainteresuje! Odłóż na bok swe uprzedzenia i urojone poglądy i daj sobie szansę. Ja nic nie obiecuję ale uwierz mi, więcej jest do wygrania niż stracenia. Jest tak wielu ciekawych mężczyzn, którzy nie mają kobiety tylko dlatego, bo myślą, że ich na to nie stać. Po chodnikach, kostkach brukowych, łąkach i plażach przechadzają się dziewczyny, które pieniądze jeśli chodzi o miłość mają w nosie, więc kolego idź i je znajdź, obiecuję, warto.

               Miłość zostawiamy za sobą, by pomówić teraz o pracy.
-"No jak po co studiuję ten kierunek? Człowieku wiesz ile pieniędzy można zarobić!?".
-"Wiesz co, mógłbym robić to co lubię, ale z tego nie ma kokosów. To znaczy wiesz, można się spokojnie utrzymać, ale chciałbym więcej". I więcej, i więcej, i więcej aż pękniemy albo się zesr**y. Jeśli ktoś chce sprzedać swą duszę za garść srebrników, to proszę bardzo, tylko mi nie narzekać w wieku 40/50 lat, że się życie zmarnowało, nie było się ani dnia szczęśliwym, mimo że mamy stu calową plazmę, granitowe blaty w kuchni i panią gosposię. Mieć czy być? - oto jest pytanie!
Widzisz, kiedy usiądziesz w swoim pięknym domu kupionym dzięki kredytom, kiedy popatrzysz na jego piękne oświetlenie, jego cudowny, elektroniczny sprzęt w który jest wyposażony...ale czekaj, czekaj a co się stanie jak zabraknie prądu? Co zrobisz? Nie masz nic! Bez prądu Twoja krwawica poszła w błoto. A co jeśli zastanie nas inflacja i za nasze oszczędności będziesz sobie mógł co najwyżej kupić gumę balonową? Cale życie pracowałeś dla pieniędzy i teraz ich nie masz. Tylko się zabić. Skoro ich nie ma, to i sens wyparował.

               Pieniądze, a spokój ducha. Pojawiają się zera na koncie – robimy JUPI! Są same zera na koncie – robimy BUUU! Wygraliśmy na loterii? Robimy JUPI! Mąż za mało zarabia? Robimy BUUU! Nasze dziecko chce zostać lekarzem? Robimy JUPI! Nasze dziecko chce zostać malarzem? Robimy BUUU!
W starożytnym Egipcie do piramid czyli grobowców faraonów pakowali wszystko. Meble, ubrania, olejki eteryczne, złoto, drogocenne kamienie. Po tysiącach lat możemy stwierdzić jedno. Wszytko zostało. Wszystko. Żaden faraon nie skitrał grama diamentu na tamten Świat. A my co? Żyjemy tak jakbyśmy mieli żyć wiecznie i jak Wujaszek Kaczora Donalda urządzać sobie kąpiele w złocie. Ale wszytko tu jest wypożyczone na określony, krótki czas i będziemy musieli to oddać. Wiec powiedz sobie, kiedy następnym razem będziesz smutny, bo zgubiłeś 20 zł:  Idź pan w cholerę z tymi pieniędzmi! Tak!
Szczęśliwy mam być, kiedy realizuję siebie, kiedy robię to co kocham, kiedy obok znajduje się kobieta, na którą spoglądam z zachwytem kiedy ona śpi. Szczęśliwy mam być, kiedy moje dzieci urodzą się zdrowe, kiedy będą miały włożyć co do garnka i będą miały ciepło w pokoju! Wszystko ponad to to bonus!
Smutno może Ci być, kiedy odeszła bliska Ci osoba, kiedy świat wokół Ciebie traci sens, kiedy nie masz na czynsz i na chleb. W innych wypadkach, kiedy zarabiasz nie 10 tysięcy, a 3 tysiące i jest Ci z tego powodu źle, to znaczy, że pogubiłeś się w tym życiu.

               Na zakończenie pytanie: Jaka jest relacja między szczęściem, a ilością zarabianych pieniędzy? Można to w ogóle zmierzyć? Tak. Miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych, a dokonali tego Amerykańscy nau...oj no sami wiecie. Po przebadaniu licznej grupy Amerykanów, doszli oni do wniosku, że poczucie szczęścia rośnie wraz ze wzrostem płacy. Niby oczywistość ale. Poczucie szczęścia rosło tylko do sumy 6 tysięcy dolarów. Jeśli ktoś zarabiał nawet 100 000, czy nawet milion – na skali deklarowanego szczęścia nie było różnicy. Na pewno miliarder może ciekawiej spędzić wolny czas, ale... go nie ma – musi przecież zarabiać. Trzeba pamiętać, że suma 6 tysięcy to standard amerykański. Nie można go przerzucić na rynek polski. U nas suma ta będzie odpowiednio niższa, jako że jesteśmy mniej zamożnym krajem. Wniosek? "Piniądze" to nie wszystko!
               A i jestem winny spełnić obietnicę z początku posta. O co chodzi ze związkiem orgazmu z pieniędzmi? Będzie krótko i na temat - dokładnie tak jak z rzeczonym orgazmem (a przynajmniej tym męskim). Im więcej zarabia partner życiowy kobiety, tym więcej przeżywa ona orgazmów. Wniosek? Liczy się jednak grubość...portfela. Warto jednak nadmienić, że badania te, to też zasługa amerykańskich naukowców. Propozycja dla nich ode mnie: Czy jeśli partner wybranki więcej zarabia, to czy kobieta się więcej uśmiecha?
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam