Zimno było, mroźno. Śnieg trzeszczał pod naporem jej butów. Szła swym wojskowym tempem na trasie tak nużącej, jak często uczęszczanej - dom - praca - sklep - dom.
Nie miała w zwyczaju
spoglądać na twarze spieszących się ludzi; spieszących się to
do swojej żony, to do kochanki, a innym razem do dziecka, którego
widok po rozwodzie tak rzadki.
Ona się bowiem nie
spieszyła nigdzie. Nikt nie czekał na nią w domu by powiedzieć,
„Gdzie byłaś tak długo?”, „Nie mogłaś wysłać chociaż
sms'a?”. Nikt się o nią nie martwił. Nikt przed wyjściem nie
mówił by założyła rękawiczki czy czapkę, bo dziś na zewnątrz
tak zimno. A dziś, w ten lodowaty wieczór, dała by majątek za taką
rade.
Świadomość, że w
każdej chwili mogłaby zaginąć i nikt by się o tym nie
dowiedział, sprawiała, że przystawała od czasu do czasu na
ścieżce prowadzącej z pracy, podnosiła głowę ku niebu, teraz
tak gęsto posłanemu chmurami i patrzyła wołając w duszy –
„Przyjdź.
Złam mi serce, ale bądź.
Przyjdź na 5 minut, zostań całe życie!
Proszę...bądź...”.
„Przyjdź.
Złam mi serce, ale bądź.
Przyjdź na 5 minut, zostań całe życie!
Proszę...bądź...”.
I tak jak zwykle, zdawało
się, że nikt nie nasłuchiwał jej milczącego wołania...
Na jej twarzy, pokrytej
cienką siateczką naczynek, widocznych dzięki panującej zimie,
zaczęło zbierać się coraz więcej płatków śniegu.
Topniały tak szybko, że
nie mogła ich nawet poczuć na rozpalonej buzi, nie wspominając o
próbie odgadnięcia ich niepokalanego kształtu. „Musze iść" - powiedziała do siebie, obierając kurs na swoje mieszkanie.
Szybki chód Joanny miał
być jak obietnica dawana samej sobie, że ktoś tam wciąż się nie
cierpliwi, by ją zobaczyć. Była wtedy identyczna; była jak inni
ludzie, biegnący po ulicach dużych miast.
Smutek, samotność, marazm powtarzalności, to składniki z których
przyrządzała sobie codziennie drinka.
Zdawało się jej, że
jest najbardziej spragnioną miłości osobą na świecie. Jej puste
pocieszanie, iż nawet w związku ludzie się nudzą, ranią, nie
pomagało ni grama. Ona bowiem chciała się nudzić z kimś u boku.
Z kimś, kto potrafiłby wziąć ją w ramiona kiedy wszyscy inni
zapomnieli. Być dla niej ścianą, kiedy wszystko wokół się wali.
Joannie nie brakowało
niczego; nigdy. Znani rodzice, obracający się w kręgach tak
niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika. Najlepsze szkoły, a w
nich jej wyśmienite wyniki, adekwatne do ceny płaconej za możliwość
uczęszczania do nich. Studia, dyplomy, praktyka, kolejne dyplomy...
Tylko tego pierwszego
pocałunku za murami szkoły gdzieś zabrakło. Tego uciekania z
lekcji, żeby pobyć sam na sam z chłopakiem, tym złym, bo to jego
pomysł by uciec, by złamać zasady.Tych nocy przepłakanych
po kimś, a nie za kimś, tak jak miało to miejsce dzisiaj.
„To ten wieczór” -
pomyślała, uśmiechając się do siebie. Wstała z sofy, która
ostatnimi czasy była jej kompanem w samotnym oglądaniu seriali zza
oceanu i udała się do łazienki - jej domowego spa. Było to bowiem
jedyne pomieszczenie wykonane z tak wielką pieczołowitością.
Całe jej mieszkanie mówiło o tym, kim wydaje się być, ale jej
łazienka pokazywała kim na prawdę jest. Wszystko dopracowane w najmniejszym
szczególe, mozaiki robione na zamówienie, drewniana wanna
przypominająca jej ciepło starych chat, i lustra, piękne, wielkie
lustra.
Po półgodzinnym
wylegiwaniu się w wannie, przy zapachach wonnych olejków, tak
rzadkich jak drogich, dokończyła swój rytuał.
Teraz szafa, a raczej
pokój z ubraniami. Jeśli oddzielne pomieszczenie na garderobę
stanowi o bogactwie i próżności, to tych z pewnością Joannie nie
można było odmówić.
- Drrrrrin - Wybieranie
odzienia przerwał jej dzwonek do drzwi.
Młoda bizneswoman
widziała, że z miłością nie ma to nic wspólnego, ale czy takie, weźmy na ten przykład małżeństwo, z miłością ma? - tłumaczyła swoje zachowanie.
Drzwi zostały otwarte z
nadzieją, prośbą o obietnice, której nie mogła żądać od Adama
– o ile w ogóle miał tak na imię.
Jak zwykle gustownie
ubrany, pięknie pachnący, ale nie na tyle, by jego zapach mogła
poczuć obca kobieta.
- Witaj Asiu
- No no Adamie, dzisiaj
przeszedłeś chyba samego siebie – kokietowała przystojnego
mężczyznę.
- Gotowa na kolacje?
- Dziś zjemy u mnie.
Nie chce nigdzie wychodzić. Nie chce patrzeć na zakochane pary w
restauracjach, chyba, że...
- Asiu przecież znasz
zasady- stanowczo, acz delikatnie jej przerwał, by nie zranić
uczuć kobiety
- Zasady, zasady. Gdyby
nie one, to byłabym teraz szczęśliwa, wiesz? A nie musiałabym
umawiać się z...oh przepraszam Cię – dotarło do niej to co
chciała powiedzieć. Z jednej strony cieszyła się, że ugryzła
się w język, ale i tak widziała, że Adam domyślił się co miała na myśli.
- Już dobrze –
odpowiedział. - Może wejdę?
- Tak, tak, zapraszam –
odetchnęła z ulgą.
Kobieta, która jak
zdawało się mogła mieć wszystko, wszystkiego nie miała.
Dziś płaciła za coś,
co w romantycznych filmach ludzie dostawali ot tak, po prostu, za
darmo.
Na początku duma zbyt
mocno ją uciskała, ale w końcu poddała się. Z tęsknoty za męskim
głosem, dotykiem, a może bliskością.
Czy gdy patrzyła Adamowi
w oczy, wyobrażała sobie kogoś innego? Kogoś, o kim wciąż
myśli, nie znając nawet jego twarzy? To bowiem dawało jej
nadzieje, usprawiedliwiało ją.
"Kiedy „on” już się
zjawi, będę mogła mu powiedzieć – za każdym razem myślałam o Tobie, zawsze o Tobie..."
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb, lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam