czwartek, 27 grudnia 2012

"A może? Nie, nie mogę. A może jednak powinienem?"


Ileż to razy po rozstaniu się z kimś, nie potrafimy tak do końca zapomnieć tego, co nas łączyło. To poczucie nie jest jedynie zarezerwowane dla osoby która została porzucona, ale równie dobrze może je czuć ten, kto zakończył związek – nigdy bowiem do końca nie poznamy powodów, dla których ta osoba powiedziała nie.
Ale kiedy najbardziej czujemy, że tego kogoś nam brakuje? Wtedy, kiedy zwalniamy swoje bariery, ograniczniki, pozbywamy się swoich masek. A że niektóre środki są u nas niedozwolone, to najczęściej taki stan czujemy po wypiciu kilku głębszych. Wtedy to takie oczywiste, że brakuje nam tej osoby.

Kiedy tak siedzimy w towarzystwie i się śmiejemy, to w głębi duszy toczy się wewnętrzny dialog. Otaczające nas, śmiejące się głowy, tak naprawdę nie mają dla nas znaczenia. My przeżywamy swoją rozterkę. Na początku nikomu o niczym nie mówimy, przecież nie chcemy obciążać nikogo swoimi problemami, ale z czasem będziemy musieli komuś o wszystkim opowiedzieć, tak zwyczajnie, z potrzeby zrzucenia ciężaru.

Siedzimy i przypominamy sobie różne sytuacje, kiedy byliśmy szczęśliwi z tym kimś. Jak było pięknie, lekko, jak wszystko miało sens. To są jedyne momenty wśród znajomych, w których się uśmiechamy. Może w rzeczywistości nie było najcudowniej, ale wtedy nie ma to znaczenia. Wtedy pamiętamy tylko dobre – i słusznie, od czasu do czasu, człowiek powinien odetchnąć od szarej codzienności. W owym momencie zapominamy o tym, dlaczego już nie jesteśmy razem, wtedy nie ma to dla nas znaczenia. Wtedy liczy się tylko uczucie – nic poza nim.   
Kiedy dojdziemy do pewnej granicy, chcemy z kimś porozmawiać. Więc prosimy na bok naszego dobrego znajomego; nie chcemy przecież wypruwać z siebie wnętrzności przy wszystkich. Nasz kompan, w tym momencie również nie najtrzeźwiejszy, radzi nam. I kiedy słucha się jego rad z boku, to są to zwykłe słowa pocieszenia, ale dla nas są to bardzo ważne zdania. W życiu królują proste rozwiązania, to że my wszystko komplikujemy, to inna sprawa. Alkohol bowiem usuwa owy falochron chroniący nas przed przywdzianymi maskami.

W pewnym momencie chcemy poczuć bliskość osoby, z którą już nie jesteśmy. Więc jedynym rozwiązaniem jest telefon. Nie zadzwonimy jednak, bo jesteśmy zbyt pijani. Wysyłamy więc sms’a. Walczymy ze sobą – „Pisać? Lepiej nie, po co, skoro to się skończyło, to się skończyło. Ale ja chce napisać. Nie, nie pisze. Dobra pisze!” Szukamy w książce tego ważnego kontaktu, który od ostatniej imprezy obiecaliśmy sobie skasować. No i  klawiatura w ruch. Skrobiemy tam, co chcemy, wiedząc jednak, że dzieło sztuki na skale „Romea i Juli” to nie będzie, ale co tam, jak kocha to zrozumie. Tutaj chce zaznaczyć, że nienajlepszym pomysłem jest słuchanie rad pijanych znajomych w kwestii dotyczącej treści sms’a. Miłośni doradcy są lepsi, kiedy są trzeźwi. Trzeba mi wierzyć na słowo.
Kolejnym krokiem jest wysłanie widomości, przed którym towarzyszy nam „O nie, co ja robie?!”.
Wiadomość jednak poszła. I tu, samego sms’a, trzeba podzielić na 2 elementy. Element pierwszy, to słowa które napisaliśmy – może tam być cokolwiek. Osoba, która to będzie czytać, w głównej mierze odbierze to jako „ bla bla bla, bla bla” z błędami ortograficznymi czy interpunkcyjnymi oczywiście. Tak to już jest, że od pewnej godzinie w nocy, słownik ortograficzny nie jest naszym najlepszym przyjacielem. Drugim , ważniejszym elementem, jest to co chcemy przekazać. Głównie, chodzi zawsze o to samo: „Pisze do Ciebie, bo za Tobą tęsknie. Co prawda jestem pijany i może tęsknie tylko teraz, bo jutro kiedy będę już trzeźwy, to …czy ja wiem? Więc nie musisz odpisywać, chce tylko żebyś wiedziała, że wciąż pamiętam. Ogólnie zresztą jak odpowiesz, to nawet nie będę wiedział co odpisać. Odpisz, proszę…”

Impreza trwa dalej w najlepsze, a my ściskamy telefon w ręku z nadzieją, że ten ktoś nam odpisze, pomimo, że jest 1 w nocy. No bo skoro odpisze, no to mu zależy. Ale życie nie jest tak cudowne jak na filmach, więc odpowiedz może być różna, albo może nie być jej wcale.
Kiedy widzimy wiadomość w stylu : „Idź spać”, to aż chcemy napisać: „Sama/sam idź spać!”
Ale bądźmy optymistami. Odpowiedz przecież może brzmieć; „No hej, co tam słychać?” – JUPI \(^.^)/ jest znak zapytania na końcu, czyli chce gadać! Bądźmy więc optymistami.
Jutro i tak, kiedy wstaniemy z bólem głowy, będziemy mieli wyrzuty sumienia w związku z naszym „wybrykiem”.  

Życie ciągle karze nam być cicho. Nie chcemy często mówić o swoich uczuciach, o złamanym sercu, bo nie wypada, bo to żenujące. Pozwolę się tu nie zgodzić. Za mało walczymy o to, czego tak naprawdę chcemy od życia. Czy rzeczywiście tylko po alkoholu, mamy tyle odwagi, by zrobić to, czego na trzeźwo byśmy nie zrobili? Bo wstyd? Bo się nie uda? Powtórzę więc jeszcze raz, bądź optymistą, nie masz bowiem nic do stracenia, a może ta osoba czeka, aż się do niej odezwiesz.  

Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania,  informowania swoich znajomych o tym blogu. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam 

sobota, 22 grudnia 2012

I żyli długo i (nie)szczęśliwie…



           Od wielu lat zastanawia mnie, patrząc na moich znajomych, jak można ciągnąć związki, które są dla nas już nic nie warte. Powodów tego jest zapewne mnóstwo. Im bardziej się usprawiedliwiamy, dlaczego brniemy w coś, co wcale nie sprawia nam radości, tym ciężej będzie złapać nam perspektywę. Ludzie to gatunek, który jest w stanie przekonać sam siebie do czegoś, co jest sprzeczne z logiką. Potrafimy bowiem zmienić operatora, gdy jego oferta nie jest dla nas odpowiednia, ale nie potrafimy zmienić partnera, gdy nasz związek nie jest satysfakcjonujący.  

Par, które nie są ze sobą szczęśliwe jest całe mnóstwo. I, albo byliśmy w takim związku, albo znamy kogoś, kto w takowym jest. Ale dlaczego? Po co? Co nam to daje?  
Zacznę od swojego podwórka. Ja osobiście nigdy nie starałem się podtrzymywać na siłę czegoś, co chyliło się ku upadkowi. Niestety dzisiejsze slogany mówiące nam, że warto ratować związek za wszelką cenę, jakoś do mnie nie przemawiają. Wiem kim jestem, wiem czego potrzebuję i wiem co sprawia mi radość. Jeśli coś nie pasuje do owej laurki, to nie unieszczęśliwiajmy się do końca życia.
Jeśli chodzi o innych, to jest to wręcz paradoks. Gdy powiesz komuś bliskiemu, że wydaje Ci się, że ten ktoś jest w nieszczęśliwym związku, to ta osoba często PRZYZNA CI RACJĘ! Wynika z tego, że często dobrze wiemy, że jest źle , ale nic z tym nie robimy. Dlaczego?

Najnormalniej w świecie, boimy się samotności. Nie ważne jaka jest ta druga osoba, ona jest. Nie chcemy wracać do pustego domu, chcemy żeby ktoś na nas czekał. Dzisiaj bycie samemu nie jest powodem do dumy. Skąd taki wniosek? Po prostu, gdy ktoś nas pyta w towarzystwie, czy jesteśmy wolni, czy nie, to zawsze jakoś głupio się przyznać, że nikogo nie mamy – zresztą zupełnie niepotrzebnie.
Jeśli jest to związek z długoletnim stażem, to tym bardziej obawiamy się zostać sami. To, że z kimś zakończymy relacje, nie oznacza, że świat randkowych uniesień czeka na nas otworem. Sami wiemy, jak ciężko wybrać dobre jabłka w sklepie, a co dopiero nowego partnera.
A co jeśli on się nie pojawi? Strach paraliżuje coraz bardziej. Dalej. W naszej kulturze, nie jest zwykłą codziennością poznawanie nowych ludzi, czy to w sklepie, czy to na ulicy, czy gdziekolwiek indziej. Więc poszukiwania trwają dłużej. To właśnie tłumaczy, dlaczego ludzie kończą związki, gdy mają kogoś „na boku”.
W ciemno nikt nie chce ryzykować, boimy się nieznanego. A tak, kiedy pojawia się ktoś nowy na naszej drodze, to jest tylko dodatkowym bodźcem, by skończyć starą, niechcianą znajomość.
Ale to nie takie proste. Mimo, że kogoś poznaliśmy, to i tak kalkulujemy, czy aby na pewno dobrze robimy. A jeśli ten ktoś za jakiś czas się nami znudzi? Wtedy zostaniemy z niczym. Dlatego dobry biznesmen lokuje kapitał w niejedno przedsięwzięcie. Stąd kochanki. Z jednej strony erotyczna przygoda, a z drugiej wyprane skarpety w domu. Czego więcej potrzeba do szczęścia?
Teraz coś o wieloletnich związkach. Często tworzą się one już za młodzieńczych/nastoletnich lat. Wtedy nie mamy okazji poznać samych siebie, jak to jest być samemu. I po tych wielu latach, mimo, że się dusimy, nie potrafimy wyobrazić sobie innego życia. Przyzwyczajenie bierze górę. Tu jednak, jak pokazują badania, kobiety okazują się silniejsze. To one statystycznie częściej kończą związki. A wydawałoby się, że jest odwrotnie. I to kobiety wg. tych samych badań, krócej przeżywają samo rozstanie, szybciej wracając do równowagi.

Ludzie nie chcą zrywać również z powodów altruistycznych. Jesteśmy bowiem jakby odpowiedzialni za tę drugą osobę i nie chcemy jej sprawiać przykrości, czy ranić. Ale skutek tego, jaki jest, sami wiemy.

Jedną z największych przeszkód w powiedzeniu słów „to koniec” są dzieci i sprawy majątkowe. Nie chcemy, żeby dzieci wychowywały się w rozbitym domu, gdzie widywanie się z rodzicami zależy od grafiku, czy gdzie na możliwość przytulenia się, trzeba czekać tydzień. Ale tu nie chodzi o to, czy rodzice się rozwiodą, czy nie. Tu chodzi o poziom ewolucji mózgów samych rodziców. Tak, jak w rodzinie, gdzie rodzice nie żyją razem, dzieci mogą czuć obecność i miłość obojga, tak w rodzinie w której więź między rodzicami podtrzymuje respirator zwany dobrem dziecka, mogą czuć się samotne.   
Sprawy majątkowe są błahe w porównaniu z miłością, ale niestety nie można ich bagatelizować. Proza życia zdąży nam jeszcze nie raz o tym przypomnieć. Nikt nie chce bawić się w dzielenie wszystkiego mieczem świetlnym po pół. Nikomu nie chce się chodzić po sądach. Jest, jak jest i niech tak zostanie.
A teraz czas na ważne pytanie, które powinniśmy usunąć raz na zawsze z naszych głów: „A co ludzie powiedzą?” Jeśli jesteś pacynką, której ręce i nóżki są przywiązane sznureczkami do palców innych ludzi to ok., powinno mieć to dla Ciebie znaczenie, w przeciwnym wypadku, nawet nie zaprzątaj sobie tym głowy.

To, czy z kimś być w związku czy nie, to tylko nasza decyzja. Nie warto robić nic wbrew sobie. To bardzo wyświechtane, ale prawdziwe, iż mimo, że inni uważają, że coś jest dla nas dobre, nie musi znaczyć, że tak jest. Jedni mają siłę powiedzieć stop, inni tej siły nie mają…może jeszcze. Musisz sobie tylko odpowiedzieć na pytanie: „lepszy wróbel w garści, czy gołąb na dachu? Pamiętaj, odpowiedź należy tylko do Ciebie.

Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania,  informowania swoich znajomych o tym blogu. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam 

wtorek, 11 grudnia 2012

Telegra dla zabujanych



           Ona podoba się mu, a on podoba się jej. Co z tym faktem zrobić, by mogło to trwać? Trzeba wymienić się numerami telefonów. I kiedy już mamy zapisany, ten upragniony numer w pamięci naszej komórki i wydaję nam się, że teraz to już z górki, do drzwi naszego entuzjazmu puka sms’owa rzeczywistość.

           Tym co się rzuca w oczy, to im jesteśmy młodsi, tym bardziej nie chcemy telefonować. Z chęcią napiszemy sms’a, ale żeby od razu zadzwonić? Lepiej nie. Mu będzie drżał głos, ona nie będzie wiedziała co powiedzieć i jeszcze ta niezręczna, martwa cisza. To za dużo jak na nasze zdrowie. Sms jest treściwy, niezobowiązujący i można dokładnie przemyśleć, co chcemy przekazać, miejmy nadzieje, naszej drugiej połówce.
Zacznijmy od bardzo przyziemnego aspektu. Ortografia. Ileż to razy, szybko zaglądamy do internetowego słownika, by sprawdzić pisownie jakiegoś wyrazu i to nie dlatego, bo piszemy ważne sprawozdanie, w związku z naszą pracą, ale po prostu piszemy sms’a. Ale nie sms’a do byle kogo. Tu stawka jest ogromna. Sami wiemy, że kiedy czyta się wiadomość, od kogoś na kim nam zależy i pojawia się „byk”, to jakoś czar pryska. Mamy wtedy wrażenie, że po drugiej stronie, siedzi jakiś analfabeta albo dziewczyna jest jakimś zajadłym wrogiem profesora Miodka.
Warto jeszcze nadmienić o dinozaurach, które używają polskich znaków. Trochę to oldschool’owe, no ale przecież nasze, polskie!
Kiedy już zastanowimy się nad tym, co chcemy napisać – czasami wcale to nie taki krótki okres czasu – wciskamy wyślij i …czekamy. Minuta – pewnie już odpisuje. 3 minuty - pewnie nie ma telefonu przy sobie. 10 minut – pewnie już nie odpisze. Nie ma co się nad tym zastanawiać. Jak odpisze to super, jak nie, to może ma powód. Może rzeczywiście nie ma telefonu przy sobie, może nie ma na nim środków, a może nie chce odpisać tak prędko. I tu niestety pojawia się u niektórych, gierka zwana – „Nie możesz odpisać zbyt szybko”.  Wersja męska : „Nie odpisze teraz, bo przecież nie czekam przy telefonie cały dzień, niech wie, że mam inne zajęcia”. Albo wersja żeńska: „Nie mogę odpisać tak szybko, wyjdę na jakąś desperatkę”.  Niektóre koneserki tej metody, nie odpisują przez kilka godzin, a prawdziwe mistrzynie, nawet dni.
Nie trafia do mnie wymiana wiadomości na przestrzeni kilku godzin. Tzn, piszesz wiadomość, a ona odpisuje po godzinie. Ty odpisujesz, ona znów odpowiada po godzinie. Ty, żeby nie być gorszy, też bierzesz ja na przeczekanie, ale wtedy ona nie odpisuje przez 2 godziny. I wir sms’owego piekła gotowy.
Słów kilka o emotkach. Ludzie którzy ich nie używają, to wyprane z uczuć istoty. Takiemu dać pluszowego misia i na pewno wypruje z niego pluszowe bebeszki. Ale tak [tylko troszeczkę] na poważnie, to kiedy ja mam wiedzieć, kiedy ona się śmieje xD, a kiedy ma cieżki dzień :\  albo czy właśnie jest jej smutno :’(  ? Dobra, nie przesadzajmy, emotikony to udogodnienie, z którym też możemy przesadzić. 10 emotek w sms’ie to zbyt dużo, no chyba, że chodzi o buziaki, tych nigdy za wiele.
Kiedy już tak między sobą piszemy, to nie ma chyba piękniejszego dźwięku dla naszego ucha, niż sygnał wiadomości, która właśnie przyszła. Jeszcze nie zdążymy przeczytać, a już mamy uśmiech na twarzy.
Czytamy, czytamy no i odpisujemy. Ale. To nie takie proste. Zanim naciśniemy wyślij, to zdąrzymy jeszcze trzy razy przeredagować naszą wiadomość. A czy ona zrozumie, o co nam chodzi, a czy on zrozumie nasz żart itd.
A co z denerwującymi wiadomościami? Podobno przykładem takiej, są wiadomości w stylu „Co słychać?” Jednak wszystko zależy, od kogo się ją dostaje. Kiedy dostajemy taką wiadomość od kobiety, która się nam podoba, to miłym jest to, że napisała, pomimo tego, że nic konkretnego nie chce - po prostu o nas myślała – jak to łechce ego, prawda? . Ale kiedy dostajesz takiego sms’a od dziewczyny, która Cię nie interesuje albo od kolegi, który nie użył nim zwrotu „może piwo”, to znaczy, że nie jesteś bezpieczny.
Kiedy już zakończymy między sobą pisać, to często lubimy wracać do pamięci telefonu, w celu przeczytania naszej rozmowy. Rozmowa wydaję się wtedy inna, bo już nie ma w nas tego ładunku emocjonalnego. Miło jest jednak zobaczyć jeszcze raz „hahaha” z naszego żartu, czy dwukropek z gwiazdką – byle nie skończyło się tylko na interpunkcji! Często bowiem sms’owe odważniary, tylko w sms’ach są pewnymi siebie i wyzwoleni kobietami lubiącymi flirt,  a w rzeczywistości, boją się nawet kontaktu wzrokowego.

Czasy się zmieniają. Podobno oddalamy się od siebie, z prędkością światła. Jest w tym niestety dużo prawdy. Kontakty między ludźmi, sprowadzają się do odwiedzin online. Wolimy ukrywać się za literkami, niż poznawać kogoś w prawdziwym świeci – to przecież takie wygodne, ale często zgubne. Nie można jednak sms’ów i innych komunikatorów zupełnie odrzucić. Jak bowiem mielibyśmy podtrzymywać gorącą znajomość, przy braku czasu na spotkanie? Usprawiedliwieniem dla nas są nasi dziadkowie czy rodzice, przecież oni też pisali między sobą listy, tylko poczta wolniej im je dostarczała.

czwartek, 6 grudnia 2012

Post z wypiekami: baby, babki i babeczki. Kobiety. Cz. 2/2


„ Faceci to mają fajnie w życiu, czasami to nawet chciałabym być jednym z nich”.  Czyż to nie dziwne, że nigdy nie spotkałem się z mężczyzną, który żałował, że jest płci męskiej, za to często można się spotkać z kobietami, które twierdzą, że chciałyby być mężczyzną. Częstym argumentem kobiet w tej kwestii jest to, że my, to jest złe, haniebne i w ogóle be istoty, nie potrafiące nawet rodzić dzieci, mamy wszystko gdzieś, niczym nie musimy się przejmować, a już na pewno nie opinią innych i w ogóle, to większość rzeczy uchodzi nam płazem. No tak, wszystko pięknie tylko, że to nie tak drogie panie.
Niewątpliwe jednak jest to, że wymagania, jakie kładzie się na barki współczesnej niewiasty są nie tyle ciężkie, co momentami wręcz przygniatające. Kiedy już jesteśmy kobietą to najlepiej, jak mamy ze 1.75 m wzrostu, mamy lśniące długie włosy (nie mogą się rozdwajać na końcach – wiem, wiem, ale tak mówi przecież reklama), chodzimy w szpilkach cały dzień z uśmiechem na twarzy, robimy zawrotną karierę w pracy, a przy tym zajmujemy się perfekcyjnie domem. Dalej, mamy wieczną ochotę na seks, ale po wszystkim nie zawracamy już głowy naszemu kochankowi. Nie będę oczywiście wspominał, że każda szanująca się kobieta powinna mieć na koncie przynajmniej jeden chirurgiczny zabieg upiększający, wyglądać olśniewająco pięknie każdego dnia, a przy tym być oszczędna. Tylko jest jeden haczyk. My mężczyźni wcale tego wszystkiego od  was nie chcemy. Mój znajomy uwielbia niskie kobiety, które jego zdaniem nie powinny nosić szpilek, a o botoksowych ustach nie wspomnę. Kobieta, która pozbywa się zmarszczek mimicznych, bo często się śmieje? No coś tu jest nie tak. To tak, jakby mężczyzna starał się ukryć swoje poczucie humoru.

To, że kobiety mają ciężko, zresztą równie ciężko co my, to fakt niezaprzeczalny. I tak żyjąc sobie w tej naszej rzeczywistości powstają między nami konflikty. Nie będę się skupiał na błahostkach takich, jak „nie mam się w co ubrać”. Bardziej zależy mi na samych relacjach. Również chce uniknąć pisania o stereotypach. Że niby wadą kobiet jest gadulstwo? Bzdura. Coraz więcej mężczyzn gada więcej niż panie. Tak samo z panikowaniem. Czasami my faceci sami siebie zaskakujemy. Z jakich więc powodów my, mężczyźni, denerwujemy się na płeć przeciwną?
Zrzędzenie. Tak, niestety jest to numer jeden. Cały dzień w kobiecie narasta ciśnienie, często z grzeczności nie powie komuś w twarz tego, co o nim myśli i kiedy pojawia się w domu, to tylko się schować. To nie zrobione, tamto schrzanione, w ogóle wszystko, na czele z samym mężczyzną, do dupy. Panie powinny zrozumieć, że czasem warto zagryźć zęby i nie psuć atmosfery, bo po gradzie wyrzutów nikt nie będzie do nas pałał miłością.
Później kobieta słyszy od mężczyzny, który ją zdradził, że tamta go pochwaliła, potrafiła zrozumieć. Oczywiste jest to, że relacja z kochanką jest daleka od przyziemnego świata, stąd owa przewaga, ale warto czasami nie truć –  gra jest warta świeczki.
Kolejną rzeczą, jaką zauważyłem, to fakt, że im piękniejsza kobieta, tym bardziej nie lubi, a wręcz nienawidzi mężczyzn. A to z powodu: bo się nią nie interesują – ale czy kobiety nie wiedzą, że mężczyźni są strasznie wstydliwi i często nie potrafią okazać zainteresowania - a to, bo poznała naszą płeć i wydaje się jej, że wszyscy są gnojami. No nie, tak na szczęście nie jest i proszę w to uwierzyć. Ciągle narzekamy na siebie nawzajem w ogóle nie zauważając, że i tak się nie zmienimy. Kobiety powinny nas zaakceptować takimi jakimi jesteśmy, jak również my mamy taki obowiązek w stosunku do nich. A już na pewno nie dopuszczalne jest narzekanie na mężczyznę w jego obecności, w towarzystwie innych.
Kiedy już się na nas ponarzeka, to czas aby nas zmienić. To tak jakby przejechać się sportowym samochodem, następnie go kupić tylko po to, żeby zrobić z niego rodzinnego vana. Jeśli chcemy mieć chłopaka domownika, to nie umawiajmy się drogie panie z imprezowiczem, bo wyrządzamy krzywdę nie tylko jemu, ale przede wszystkim sobie. Tak jak w tym kawale, kiedy ona myśli, że on po ślubie się zmieni, a on się nie zmienia, tak on myśli, że ona się nie zmieni, a ona się niestety zmienia.
Teraz będzie ciekawie. Seks jako karta przetargowa. Oj to bardzo podłe. Kiedy seks ma być nagrodą albo brakiem kary, to gdzie tu związek? To się nazywa wychowywanie. Premedytacja kobiet w tych sprawach często nie zna granic, a później, kiedy jest już za późno, by coś naprawić, to i tak jest to jego wina. Bo to on opuścił, bo to on zdradził, bo to on nie ma ochoty.
Poza tym kobieta nie chce iść prędko do łóżka z mężczyzną, bo ma wrażenie, że coś traci. Czasem kobieta boi się, że mężczyzna źle o niej pomyśli. Kiedy kobiety zrozumieją, że seks to sytuacja win/win? Tak samo, jak kobieta może nie mieć ochoty już oglądać mężczyzny po wspólnej nocy, mężczyzna może czuć podobnie.
„Pamiętaj córuś, na seks to on sobie musi zasłużyć!” – powodzenia, we sfrustrowanej egzystencji.
Panie są często zazdrosne i tu nie powinniśmy się dziwić, my też przecież jesteśmy. Nie dopuszczalnym jest jednak to, by zazdrość wzbudzać celowo. A to, tworzyć zmyślone historyjki, a to na oczach swojego partnera być („całkiem przypadkowo”) oczarowaną jakimś mężczyzną. Panie, to wcale nie działa na nas motywująco, a wręcz nas zniechęca.
A teraz coś o gonieniu króliczka. Należy pamiętać, że jest różnica między serwowaniem się na tacy, a przesadną niedostępnością. Mężczyźni rozumują w następujący sposób: jeśli nie chce się spotkać, jeśli nie odpisuje, itp. to znaczy, że chyba się jej nie spodobałem. Przy czym kobiety często chcą byśmy się postarali bardziej. Dlatego tak pomocne są, jeśli nie wyraźne, to chociaż jakiekolwiek sygnały tłumaczące o co paniom chodzi. Możemy się domyślać sami, ale często powoduje to odmienny skutek od zamierzonego.
Drogie panie na nic jednak nie jest za późno. Każda płeć ma swoje wady. I wbrew pozorom wcale nie jesteśmy tacy różni, głównie to różnią się między sobą nie płci, a konkretne egzemplarze. Należy tylko pamiętać o jednym: kiedy jako dzieci musieliśmy się słuchać mamy, w czasach szkolnych zrzędliwej nauczycielki, to nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo docenimy w wieku dorosłym kobietę-partnerkę, a nie kolejnego zwierzchnika.

Nie czekaj aż to kobieta zacznie Cię podrywać! Uczyń pierwszy krok już teraz! Jak? Tu znajdziesz odpowiedź: Dlaczego Kobiety Same Nie Podrywają Tak Często.

wtorek, 4 grudnia 2012

„O co one mają tyle pretensji?” Mężczyźni. Cz. 1/2


 konsultowane z płcią przeciwną - kobietami

Czy to tylko moja obserwacja, że w dzisiejszych czasach, bycie mężczyzną jest piekielnie trudne? Wciąż słyszymy, że powinniśmy być tacy, to, a tacy, wyglądać i zachowywać się w określony sposób. Wygląda to tak, jakby świat trzymał w ręku listę wymagań do spełnienia. Jeśli ominiesz jakieś podpunkty, to znaczy, że do niczego się nie nadajesz. Najlepiej by było, gdyby każdy z nas, był wysokim brunetem, z greckim zarysem mięśni – ale bez przesady, panie przecież nie lubią mięśniaków, potrafiącym jednocześnie zrozumieć swoją kobietę, jak i mamę, a nadto mieć czas na niesamowicie fascynujące hobby. Oprócz tego, powinien dużo zarabiać, ale mieć na wszystko czas.
Normalnie tylko w takim świecie żyć i się cieszyć. Ale żeby nie było nam tak miło i przyjemnie, to ktoś postanowił to skomplikować…
Smutny los tego, kto próbuje sprostać tym wszystkim oczekiwaniom, bo prędzej czy później dostanie zawału, poprzedzonego nienawiścią do wszystkich i wszystkiego albo sam sobie strzeli w skroń.

Pierwsza podstawowa rzecz – każdy jest inny i każdy lubi coś innego. Wysoki brunet, nie będzie w typie kobiety, która lubi szczupłych blondynów, preferujących surferski styl, nawet gdyby ów brunet stanął na głowie.
Chodzimy na siłownię, by nasze ciała zbierały jak największą ilość komplementów od kobiet. Męczymy się wraz z naszymi spoconymi pobratyńcami, by zobaczyć zarys mięśni na naszym brzuchu, mimo, że gdyby nie liczyć argumentu będącego kobiecymi omdleniami… hm, mamy to gdzieś.
No to teraz pora na większy kaliber. Umawiamy się na depilację bo… no sam nie wiem, bo to bardziej higieniczne? Wygląda to estetyczniej? Ciekawe, co na to nieestetyczne brudasy żyjące przed XXI wiekiem?
Smarujemy się kremami, no bo przecież aktor w reklamie mówi, że tak trzeba i rzucamy, bądź zaczynamy palić papierosy – wszystko, by uszczęśliwić opinię publiczną.
I kiedy jesteśmy już idealni, i widzimy tę jedną jedyną kobietę, ona nie chce z nami rozmawiać dłużej niż minutę. A nasza obecna partnerka rzuca nas dla jakiegoś niechlujnego mechanika samochodowego. Więc umawiamy się z kolegami na piwo albo idziemy do naszej przyjaciółki i pytamy się, dlaczego tak się dzieje, skoro jesteśmy tacy wspaniali.
3..2..1..0… odpowiedzią jest kompletny brak osobowości dzisiejszych mężczyzn. Kiedy oglądamy filmy, ich bohaterowie są jacyś, a współcześni faceci są nijacy.
Panowie no, gdzież do cholery podziały się wasze jaja?
Nie chodzi o to, by być jakimś niegrzecznym chłopcem, ale by być sobą. Niestety, ale frustracja wywołana ciepłą miejscówką pod kobiecym pantofelkiem będzie tylko narastać. Czy potrafimy się zdefiniować? Czy wiemy kim jesteśmy i jaką rolę spełniamy? Nie bardzo, prawda? A skoro sami nie wiemy kim jesteśmy, to z pewnością znajdzie się ktoś, kto będzie to wiedział.
Tym, co się rzuca w oczy jest to, że mężczyźni nie są kompatybilni z rejonem mózgu, odpowiedzialnym za zdecydowanie. Trudność w podejmowaniu decyzji jest tak powszechna, że kobiety nienawidzą nas za tę przypadłość. I nie chodzi nawet o to, że mamy tak wiele możliwości, że nie potrafimy wybrać jednej, ale tym co nas motywuje do takiego zachowania jest chęć uniknięcia zamknięcia okienka wyboru. Poza tym nie lubimy się deklarować, bo po co? Większość facetów woli zrobić sobie tatuaż, który zostanie z nimi do końca życia niż zawrzeć związek małżeński, który w dzisiejszej dobie będzie trwał co najwyżej do końca miłości.
Z wiekiem stajemy się coraz bardziej zgorzkniali. Nasze nie zrealizowane marzenia, uzmysłowienie sobie, że nie osiągnęliśmy tego, czego tak pragnęliśmy z wiekiem stają się coraz bardziej nieznośne. Stąd ta nieszczęsna andropauza – co wcale nie jest męskim odpowiednikiem menopauzy. W odróżnieniu od kobiet u nas nie zachodzą zmiany fizyczne. U nas kryzys wynika ze stagnacji, z uzmysłowienia sobie, że nie jesteśmy tam, gdzie byśmy chcieli być.
Nie można też ominąć młodszych panów. Tu pojawia się ciągłe, jak to nazywają kobiety, marudzenie i narzekanie. O tej przypadłości często wspominają młode kobiety. „I żeby on jeszcze coś zmienił albo zrobił ale nieee, on tylko marudzi i marudzi” – Ania lat 23.
Powszechny jest również brak odwagi zarówno w stosunku do kobiet jak, i kolegów. Faceci nie mają odwagi powiedzieć tego, co myślą, udają, próbują grać. Kombinujemy i kombinujemy w celu, a to uzyskania, (chwilowej, jak zdążymy się o tym przekonać) atencji kobiet, a to ugrania sobie czegoś w kręgu znajomych. Czy to wszędobylskie krętactwo jest oznaką siły charakteru, czy czegoś wprost przeciwnego?
A teraz coś, co wiele kobiet doprowadza do szewskiej pasji. Faceci to ciepłe kluchy. W społeczeństwach, gdzie głównie wychowywaniem dzieci zajmują się kobiety, nie możemy się temu dziwić, ale z czasem chyba możemy stać się bardziej al dente. W związkach widać to najlepiej: „Jej potrzeby są najważniejsze, a moje? No cóż”, „Nie panowie, nigdzie nie jadę, z żoną wybieram się do jej matki” i się dziwimy czemu nasze kobiety nie darzą nas szacunkiem. Nie chodzi o to, żeby nie interesować się tym, czego chce od nas kobieta, ale pamiętać też o nas samych. Jako ciepłą kluchę nie należy rozumieć uczuciowego faceta. Mężczyzna, który jest w stanie uronić łzę na filmie, może być bardziej męski niż jego niewzruszony niczym odpowiednik. Gadamy, przechwalamy się i nic z tego nie wynika.

Naszym zadaniem jest posiadanie swojego zdania panowie. I jak zauważycie sami, staniecie się większym oparciem dla naszych pań, jak również sami ze sobą będziecie się lepiej czuć. I mimo, że kobiety nie zawsze będą zadowolone z tego, że im się sprzeciwiamy, to przynajmniej będziemy w ich oczach mężczyznami z krwi i kości. Wiec ruchy, kluchy, leniwe, do roboty!   

sobota, 10 listopada 2012

Nie każdy musi Cię lubić


Zrozum, jedną podstawową sprawę, społeczeństwo, mamusia wraz z tatusiem, nauczyciele wychowali Cię w taki sposób, abyś był miły dla wszystkich innych, ale nie dla siebie. Z czasem widzisz, że coś jest nie tak. Nie wiesz dlaczego nie potrafisz powiedzieć swojego zdania na głos, nie potrafisz się sprzeciwić czy po prostu powiedzieć komuś by się odwalił. Prawda jest taka, że to nie do końca wina braku odwagi czy pewności siebie, ty najzwyczajniej w świecie boisz się, że otoczenie pomyśli, że jesteś niesympatyczny. „Przecież inni muszą mnie lubić!” - i starasz się być miły dla każdego wokół, ale zapominasz, że w pierwszej kolejności powinieneś być miły dla siebie.
Czy znasz powiedzenie, że wartość człowieka mierzy się ilością jego wrogów? To dobrze obrazuje to, o czym chce tu powiedzieć.

Kiedy idziesz na zakupy, a ekspedientka wydaje Ci źle resztę, masz odwagę zwrócić jej uwagę? Czasem nawet nie zaglądasz do ręki, by przeliczyć wydane Ci pieniądze, bo przecież co sobie pomyśli sprzedawczyni? Nie chcesz jej bowiem urazić. A powodem Twojego zachowania jest chęć bycia lubianym przez ludzi, na których sympatii nie powinno Ci w ogóle zależeć. To przecież TWOJE ciężko/nieciężko zarobione pieniądze.
Czy kupując coś w sklepie, za co według Ciebie należałaby się niższa cena, masz odwagę się targować? „Ale Ci ludzie popatrzą na mnie, jak na biedaka, jak na dziwoląga”. No to ja pytam- I CO Z TEGO?! Czy oni mają być Twoimi znajomymi? Czy oni muszą Cię lubić? Odpowiedź chyba znasz. Najwyżej wyjdziesz na centusia, ale zrobisz przynajmniej to, na co masz ochotę - wyrazisz się głośno na temat tego, że coś powinno być tańsze i chętnie to kupisz, po niższej cenie. Ja, wśród moich znajomych, jestem uznawany za sknerę, ale nie przejmuje się tym. To jestem ja, a inni? A inni to inni.
W dzisiejszych czasach ludzie nie potrafią wyrażać swojego zdania. Boją się negatywnego osądu, który ich spotka, a co się z tym wiąże, stracą sympatię innych. Tak bardzo zależy nam na przyjaźni i miłości innych, że zapominamy o sobie. W imię czyjeś akceptacji jesteśmy w stanie zrezygnować ze swojego szczęścia, z bycia dumnym z tego, kim jesteśmy. Ludzie zawsze się różnili i będą się różnić. Różnijmy się zatem pięknie. A my chcemy robić to, co inni, tak samo, jak inni i nie odbiegać od kalki, z której to wszystko kopiujemy.
Pomówmy o społeczeństwie, czy  powinno nas lubić? Człowiek to istota stadna, żyjemy w komórkach rodzinnych, grupach znajomych i większych społecznościach. Nie sposób więc być kompletnie innym- choć jeśli tego pragniesz- bądź. Ja piszę o wyzbyciu się potrzeby bycia lubianym przez WSZYSTKICH ludzi, o tym by mieli o nas dobre zdanie, to „słuszne”. Gdy będziemy żyć w ciągłym strachu, że ktoś na nas krzywo popatrzy, nigdy nie będziemy sobą, nigdy nie weźmiemy z życia tego, co chcemy i nigdy nie powiemy tego, co tak bardzo chcemy wypowiedzieć na głos. Czy opinia pana parkingowego albo człowieka z kolejki w aptece jest dla nas aż tak ważna?
Nie zrozum mnie źle, ja nie zachęcam Cię do egoizmu. Egoizm bowiem zakłada, że Twoje potrzeby są ważniejsze od potrzeb innych. Ja zachęcam Cię do wyzbycia się myślenia, że Twoje potrzeby są mniej ważne od potrzeb innych. Nasze potrzeby są tak samo ważne. Kiedy stoisz w kolejce do kasy w sklepie i ktoś pyta czy może wskoczyć przed Ciebie, bo ma mniej produktów w koszyku, to wcale nie musisz się zgodzić. Ty i on się spieszycie, więc dlaczego to on ma iść przed Tobą, a nie Ty przed nim? Wasze interesy są na równi wiec możesz Ty zdecydować czy go puścić, czy nie. Jeśli ta osoba by się obraziła na brak Twojej „dobroduszności” to już wiesz, że tej osobie również jej brakuje, skoro nie chce byś to Ty był wcześniej obsłużony.

Przeprowadź test. Idąc przez duże miasto spróbuj nie wziąć od kogokolwiek ulotki. Kiedy widzisz biednych pracowników, patrzących Ci w oczy z nadzieją, mówiących nawet „miłego dnia” to jest Ci przykro, że nie weźmiesz od nich tej głupiej karteczki. Dlaczego jest Ci z tym tak źle? Bo jesteś empatyczny. Wiesz, co czuje ta druga osoba i nie chcesz by czuła się źle, ani źle o Tobie nie pomyślała. Tylko, że koniec końców zostajesz z niepotrzebnym nikomu papierem w kieszenie, miasto jest zaśmiecone, a przemysł ulotkarski kwitnie.
Zauważ, że nauczyciel, który w szkole chciałby aby wszystkie dzieci go lubiły niczego by ich nie nauczył. Nie robiłby sprawdzianów, kartkówek, ani nie zadawałby zadań do domu. Strach przed utratą ich sympatii przyniósłby więcej szkody. Taki nauczyciel zostałby zwolniony jako mało efektywny, którego wyniki są niezadowalające. A czy w Twoim życiu nie dzieje się podobnie? Czy chęć bycia lubianym przez wszystkie spotykane na Twojej drodze osoby nie powoduje tego samego efektu? Czy nie powoduje tego, że Twoje rezultaty; to, co chciałbyś otrzymywać w życiu i całe Twoje życie nie spełnia Twoich oczekiwań?

Pamiętaj, gdy chcesz być lubiany, akceptowany przez wszystkich, gdy chcesz by mieli o Tobie dobre zdanie, zapominasz o osobie, dla której tak naprawdę powinieneś być sympatyczny i dobry w pierwszej kolejności - o sobie samym.

środa, 7 listopada 2012

Pieprzona pewność siebie


Zastanawiałeś/aś się kiedyś, dlaczego pewność siebie jest otoczona tak wielkim kultem? Dlaczego ludzi pewnych siebie postrzega się jako pełnowartościowych, a tych nie pewnych nie darzy się takim szacunkiem?
Czy to prawda, że pewność siebie tak bardzo podoba się kobietom? W końcu zawsze, odkąd pamiętam, wyprzedzała w rankingach na najatrakcyjniejszą cechę, zajmujące drugie miejsce, poczucie humoru. Czy pewni siebie ludzie są szczęśliwsi? Czy łatwo zostać kimś pewnym siebie i co to w ogóle oznacza?
Ja definiuje pewność siebie jako branie z życia tego, czego się chce i mówienie na głos tego, co się nam nie podoba w danej chwili.
Każdy na pewnym etapie chce popracować nad tą cechą, ale często się to nie udaje. Powód tego jest bardzo prosty, a zarazem nie miałeś pewnie pojęcia o jego istnieniu. Pozwól, że nakreślę problem.
Są jedynie dwie drogi zbudowania pewności siebie. Pierwsza to zbudowanie jej w oparciu o swoje ego. Druga, właściwa, to zbudowanie jej na poczuciu własnej wartości. Zajmijmy się więc pierwszym sposobem.

Jeśli chcesz aby w Twoim życiu gościło więcej kobiet, bez uciekania się do manipulacji zajrzyj na MenPower.com.pl 
Stań się mężczyzną z których chcą być kobiety...

EGO

Ego to sztuczna figura. Pewne wyobrażenie na swój temat. Kiedy budujesz pewność siebie na ego, to z założenia zaczynasz od niczego, od zera. Na początku nie masz wartości, by kolejno do swojej skali dodawać punkty: 10 za ładną buzię, kolejne 10 za zadbaną sylwetkę, 15 za wykształcenie, 20 za samochód, 30 za własne mieszkanie i tak dalej, aż osiągniesz satysfakcjonujący Cię pułap z nadzieją, że poczujesz się dobrze, sam ze sobą.
Kiedy osiągniesz wynik, który będzie dla Ciebie zadowalający, będziesz z siebie dumny i jak Ci się wydaje, zaczniesz być pewny siebie. Jest tylko jeden haczyk. Ale za to jaki. Cały Twój wizerunek został oparty na tym, co pochodzi z zewnątrz. Na rzeczach, które kupiłeś, na swoim wyglądzie, na uśmiechach innych, które tak łechcą nasze ego. Jak zaraz wytłumaczę, to zła metoda. Tak, jak możesz się piąć w skali, tak również możesz w niej spadać. Co się stanie, kiedy nie masz już wysportowanego ciała, bo się przytyło? Minus 10 punktów. A co, jeśli auto jest u mechanika i jeździsz jakimś zastępczym gruchotem? Minus 20 punktów. Żyjąc w ten sposób jesteś wiecznie niespokojny, tak zależny od tego, co możesz dostać z zewnątrz, cokolwiek by to nie było.
Musisz mieć świadomość, że żyjemy w erze konsumpcjonizmu. Wmawia Ci się, że musisz być taki to a taki, mieć to i to, i to najlepiej jeśli widać metkę albo znane logo, bo inaczej…no cóż, nie przedstawiasz wysokiej wartości. Po pierwsze, aby w końcu zacząć być wolnym musisz zapomnieć o tym, by ktokolwiek wybierał za Ciebie jaki masz być. Masz już rodziców i wystarczy. Jak to jest, że piękne kobiety są bardziej zakompleksione od swoich mniej urodziwych rówieśniczek? Kobiety te bowiem dały sobie wmówić jakie powinny być i kiedy nie potrafią sprostać wyimaginowanym wymaganiom, są nieszczęśliwe.
Nie twierdzę, że pewność siebie, zbudowana na ego jest słabsza. Pewność siebie to pewność siebie. Twierdzę jednak, że jest zbyt chwiejna, zbyt zależna od czynników zewnętrznych, zbyt mocno niezależna od nas samych. To tak jakbyś próbował wybudować willę na ruchomych piaskach - prędzej czy później, runie z hukiem. Kiedy zostajesz w pokoju sam ze sobą, kiedy nikt Cię nie widzi, nie masz na sobie (jeśli jesteś kobietą) makijażu, ułożonych włosów, czy jeśli jesteś mężczyzną nie masz markowych rzeczy i gadżetów, co wtedy o sobie myślisz? Kochasz siebie?
A może to za mocne słowo, tak zresztą dziś niepopularne. To może chociaż się lubisz?
Przy budowaniu na ego, to wcale nie takie proste, prawda?

POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI

Drugim sposobem budowania pewności siebie (klik) jest budowanie jej na poczuciu własnej wartości. Jeśli mielibyśmy ponownie użyć przykładu punktów, to przy poczuciu własnej wartości na dzień dobry rodzisz się ze 100 punktami na koncie. Rodzisz się z nim bowiem naturalnie. Popatrz na każde małe dziecko. One się lubią, nie mają kompleksów, nawet nie wiedzą co to jest, niczego ani nikogo się nie wstydzą, są bardzo pewne siebie, prawda? Jednak z biegiem lat osoby z naszego otoczenia, nasi rówieśnicy, nauczyciele, media, wmawiają nam, że nie jesteśmy tak doskonali, jak nam się wydaje. Czy pamiętasz, jak byłeś mały, jak dobrze się ze sobą czułeś? Jakie miałeś marzenia? Nie było rzeczy niemożliwych.
Co się więc stało? Skoro rodzimy się z poczuciem własnej wartości, to gdzie się ono podziało? Chciałoby się wręcz zawołać: ”Proszę mi je oddać!”
Pocieszę Cię. Ono nie zniknęło. Dalej jest w Tobie, ale dałeś sobie wmówić, że go nie ma, bo przecież nie jesteś zbyt dobry skoro a) nie wyglądasz w określony sposób, b) nie masz określonych rzeczy, c) …możesz tu wpisać każdy inny powód.
Dałeś się oszukać. Jak tak cudowne istoty jak my, mają czuć się niepewnie. Z natury jesteśmy doskonali i dzieci o tym wiedzą, a my zapominamy. Dlaczego tak bardzo wstydzisz się swojego ciała, że nie chcesz go pokazywać nawet swojemu partnerowi – osobie, którą przecież kochasz. A przecież jako małe dziecko nie wstydziłaś się biegać w samej pieluszce, kochałaś siebie BEZWARUNKOWO. Najwyraźniej dałaś sobie wmówić jaka powinnaś być i nie sprostałaś temu głupiemu wymaganiu, ale pocieszę Cię, nikt mu nie sprosta, bo z założenia powinno ono być niewykonalne.
Osoby, które na pewnym etapie odkryły swoje poczucie własnej wartości, bądź zostały wychowane w duchu kultywowania go, są pewne siebie. Ono wynika z wnętrza i żaden czynnik zewnętrzny nie jest w stanie jej zachwiać - jakikolwiek brak czegoś, czyjeś słowa czy gest – nic. Osoby takie wiedzą, że mody się zmieniają, że są tylko konwenansami. Bycie grubym w czasach Rubensa było w porządku, ale dziś już trzeba być szczupłym – to tylko konwencje wymyślane od zawsze. Bowiem wszystko, co pochodzi z zewnątrz jest zmienne. Telewizor, który 20 lat temu był szczytem luksusu dziś jest rupieciem – ale kiedyś byłeś kimś, jeśli go posiadałeś, a dziś?

Kiedy zaczniesz pracować nad stawaniem się pewnym siebie, a może staniesz się od razu, nie ma bowiem zasad, zobaczysz jak wiele korzyści zyskasz. Tacy ludzie tworzą udane związki, bo nie wysysają z kogoś akceptacji, nie są tak zazdrośni, o ile w ogóle są, nie robią wielu rzeczy tylko po to, by się przypodobać - wiedzą czego chcą i mówią o tym. Związek jest wtedy partnerski, nie wymuszony „bo tak trzeba”, „bo co pomyślą znajomi, jak nikogo nie będę mieć”.
Ludzie pewni siebie inspirują wszystkich wokół. Spójrz, ile razy nie podobało Ci się coś w Twoim wyglądzie aż zobaczyłeś jakiegoś aktora albo kogokolwiek innego, chociażby z Twojego otoczenia, który mimo tego czego Ty chciałeś się pozbyć, był wolny od kompleksu na tym punkcie - był pewny siebie. Kiedy widzisz kogoś takiego to patrzysz zupełnie inaczej na siebie, jakoś bardziej przychylniej, „Hej, ten pieprzyk jest nawet seksowny”, „A może te moje niebieskie oczy nie są takie złe, przecież ta piosenkarka wygląda z takimi samymi świetnie!”. Dlaczego więc, to nie Ty miałbyś być taką inspirującą osobą dla innych. A to przecież takie proste.
Ludzie niepewni siebie nie są zbyt lubiani, bo ciągle są zgaszeni, narzekają, trzeba ich ciągle pocieszać pustym dowartościowywaniem. Niektórzy twierdzą, że przy zbyt dużym zawierzeniu swojej doskonałości popadamy w arogancję. To prawda, ale tylko wtedy, gdy bazujemy na swoim ego, gdy nasza pewność wynika z poczucia własnej wartości, to nie sposób nie dostrzec jej u innych ludzi, a co się z tym wiąże, nie potrafimy ich nie szanować.  Jednak co by inni nie mówili, nie powinniśmy przestać siebie doceniać- kto jak kto, ale często to my sami musimy się pochwalić, bo nikt inny tego nie zrobi z jakiegokolwiek powodu. Mówi się nam w dzisiejszych czasach, że kochać siebie, to szczyt egoizmu. I Ty dałeś się na to nabrać? Jeśli tak, to chcę być egoistą. Właśnie, kiedy w końcu Ty sam się pokochasz, patrzenie na innych, przychylniejszym okiem przyjdzie samo. Zrzucenie jarzma, że powinno się być takim, a takim, a nie tym kim się jest, jest tak wyzwalające. Ja siebie kocham, a Ty? Jeśli nie, musisz zacząć czym prędzej.

Zbyt wielu ludzi na naszej drodze jest bojaźliwych, nie chcących wyrażać swojego zdania głośno. To nie domena tylko naszych czasów, by być nie tak szczęśliwymi jak chcemy, by się nie akceptować bezwarunkowo. Oczywiście każdy z nas chce pracować nad sobą, bo przecież po to się rodzimy, by stawać się lepszymi ludźmi, czy lepszymi w jakimkolwiek aspekcie naszego życia. Ale czy nie jest przyjemniej przechodzić przez nie, kiedy się akceptujemy? Gdy towarzyszy nam niezachwiana niczym z zewnątrz, pewność siebie, która wyrasta z szacunku i tolerancji do tego kim jesteśmy? Kiedy w końcu zrozumiemy, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju? Dla mnie, to powód sam w sobie, by być pewnym swojej osoby.

Spodobał Ci się artykuł? Wspaniale! Zapraszam wiec na video na ten temat: http://www.menpower.com.pl/2014/04/prawdziwa-pewnosc-siebie-zbudowana-na.html