poniedziałek, 30 grudnia 2013

Kobieto! Daj dupy pisarzowi!

               Tyle pięknych kobiet nosi ten Świat i o żadnej nikt nie będzie pamiętać za jedno, góra dwa pokolenia. Smutna sprawa, tym bardziej, że kobiety są solą ziemi, tej ziemi. Oczywiście, kobiety czyli płeć dla mnie przeciwna, a nawet przedziwna. Jednakże pomimo tej tajemniczości, a nawet irytującej niemożności odgadnięcia ich natury, są zbyt uzależniające. Sama samica, nic szczególnego. Trochę dobrze upakowanego mięsa, cycek jeden, drugi. Pupa. Szparka zwana cipką. Ale są i te ruchy, te nastroje, ten magnetyzm zwierzęcy - no nie sposób się nudzić. Niczym zapałki odpalające lont, który niechybnie skutkuje męskim wybuchem. Z pożądania, z chęci zawładnięcia, z chęci zatracenia się w was. Inspiracja! Inspiracja! Inspiracja do włożenia sobie sznura na szyje albo... napisania książki?

               Jak już wspomniałem, urokliwa jest kobieta, a szczególnie ta interesująca, bo i są nudne tak bardzo, że i szkoda było marnować na nie DNA, ale cóż zrobić, z chłopami podobnież. No ale wracając do rzeczy czyli kobiet. Te inspirujące  bowiem zasługują na nieśmiertelność. I nie chodzi mi tu o tytuł najlepszej mamuśki od lepienia pierogów czy innego prawilnie funkcjonującego stereotypu. Każda kobieta, byle nie ta najpiękniejsza – ta jak się okazuje jest nudna, ale wyjątki też się zdarzają – jest na swój sposób interesująca. Tak jak podobno, każda jest piękna. Oczywiście, jednak jedne są mniej, inne bardziej. I tak samo z ich duchem. Jedne bardziej inne mniej. No nic nie poradzisz. Z sexappeal'em trzeba się urodzić. Z charakterem też. Można nauczyć się seksownie poruszać, mówić, kokieteryjnie pić drinka ale to nie sexappeal, a zwyczajnie nabyte umiejętności salonowe. Wyżej wspomniany przymiot się albo ma albo matka przy poczęciu nie poczęstowała. I tak samo z mężczyznami – jedni tę charyzmę mają nawet w samych gaciach, nawet dziurawych, a inni w najdroższym garniturze – no niestety nie.

               Więc te kobiety. I ten romans. I to pisanie. No bo czy od razu pisarz? Skądże! Może być i muzyk, a i malarz. Byle nieśmiertelność zapewnił kobiecie, która na to zasługuje. Ile się słyszy jak to Beatelsi czyli McCartney czy Lenon pisali dla konkretnej niewiasty. Albo jak Keith Richards z Rolling Stones'ów dla swojej ówczesnej dziewczyny tworzył piękne ballady co hitem się stały i zostały po dziś dzień. A z takimi malarzami to samo. Obraz czy drogi czy niezauważony przez świat sztuki, ale jest. Wisi gdzieś albo leży w piwnicy u kogoś i może kiedyś zawiśnie: to w domu na ścianie, albo w muzeum. I ta tajemnica. "Co to za dziewczyna na tym obrazie?", "Czy to żona malarza, albo kochanka, a może zwykła modelka, co przyszła, rozebrała się do aktu i ją beznamiętnie namalował? A może wprost przeciwnie i z namiętnością w pędzlu kreślił jej kształty na płótnie?". Nieważne odpowiedzi. Ważne pytania, bez możliwości weryfikacji.

               A i z pisarzem jest podobnie, podobno. Ale jest warunek. Albo musi dojść do rozstania, albo do ognistego romansu. Gryzienia, płaczu, rozmazanej szminki, urwanych guzików w koszuli, wyrzutów z zazdrośnie noszącej się miłości. Wtedy to się pisze! Słowa same kleją się do kartek. Byle wulkan! To musi być wulkan! Meteoryt uderzający w planetę. Księżyc spadający do oceanu. Wybuch Słońca widzianego z piaszczystego brzegu! Ale wulkanów tak mało, tym bardziej czynnych - ciężkie życie geologa. No albo po romansie, mniej ciekawym, opisze z wyrachowaniem zamiast pięknego, najgorsze bo i tak po wszystkim. A temat musi być. Nawet nie tyle na sprzedaż, co na samą przyjemność retrospekcji z atramentem i papierem w tle.

               Bo artysta zawsze będzie miał przewagę nad żywicielem rodziny i kobiety. Artysta to mrzonka, ulotny pył wyobrażeń rzucanych na grajka, malarza czy innego piśmiennego z polotem. Z nim się mówi o poezji, długo jeszcze po tym jak godzina policyjna wybije. Z nim nie ma mowy o robieniu zakupów czy o problemach w jakiejś tam pracy. Z artystą żyje się teraz, tutaj. W bajce napisanej dla niego i dla ciebie kobieto. Wiesz, że może nie utrzyma ci dzieci, wiesz, że zbyt pochłania go pasja, niejednokrotnie trawiąca jego mózg, wiesz, że pełno się bab kręci, a i on nosem nie kręci, ale tak ma być! Toż tak wygląda ten scenariusz i na niego się godzisz. A jeśliś jest kobietą "wyjątkowszą" od innych, to on zauważy i zaznaczy twą obecność w historii. Bo o to chodzi. W Grecji tej starożytnej, były muzy i to nie bez powodu. Każdy inspiracji potrzebuje. Sztuka bowiem na emocje ma oddziaływać, więc z emocji powinna być zrodzona.

               Ale dziś wszystko nudne, szaro-bure, jakieś takie...nijakie. Wszędzie konsekwencje widzimy i to przeważnie te negatywne. No i nie chce się zostać do późna, bo do pracy trzeba wstać rano. Nie chce się zapomnieć, bo co sąsiadka pomyśli, kiedy tak krzyczeć będę wniebogłosy. Jeszcze na policje zadzwonią, że mordują kogoś. Tarzać się w śniegu? Po co mi to? Kataru nie chce. Spacerować w lato o 4 nad ranem po rynku małego miasteczka? Żeby mnie okradli? A jeśli on, no ten jegomość artystrzyk, nie polubi, zawiedzie się? Oh, jeśli te pytania w głowie ci kołaczą, to zapomnij. Nie będziesz uwieńczona, bo i po co? Prozy życia nikt nie chce. Ekscesów, wygibasów, żonglerki – i to, kobieto żonglująca, niebojąca się, zostanie na obrazie w postaci nut zapisane.

               Zostań inspiracją dla niego. Może i być to hydraulik, który uszczelki będzie zakładał w kształt twojego uśmiechu. Taką pamiątkę trwającą do pęknięcia rury, po waszej miłości, gdzieś, pod czyimś zlewozmywakiem zostawi. Ale czyż wiersz nie piękniejszy? Może sonata? Pejzaż z malutką kropeczką na łące. Kropeczką będącą tobą, i nie ważne, że nie rozpozna nikt, ważne że z intencją twórcy, to ty zawsze tam będziesz siedziała...długo, długo po swojej śmierci.

               "Bo babcia też była młoda i w niej się kochali. Bo babcia też na obcasie chadzała i skrycie uśmiechała się, kiedy bezczelni chłopcy za nią gwizdali. Babcia nogi miała piękne, skórę alabastrową i usta czerwieńsze niż ty dziecko masz teraz. Bo czerwone od miłości, a nie od szminki. Kochanie, nie wierzysz babci? A to wszystko w wierszach, nie twojego dziadka, a takiego gołodupca, artysty, co na przeciwko mieszkał, jest wciąż zapisane. Cała ma młodość uchwycona w piękne słowa. Młodość utrwalona. Młodość, której fotografia by lepiej nie oddała. Młodość na wieki wieków spisana, przez niego, dla mnie, o mnie, na zawsze..."

Zapraszam do pisania komentarzy, dzielenia się swoimi myślami, przemyśleniami, doświadczeniami. Rozmawiajcie pod postami z ludźmi, którzy myślą podobnie do Was. Skąd wiem, że myślą podobnie? Bo jak Wy, też tu trafili i wciąż wracają.

środa, 18 grudnia 2013

Umowa związkowa, krótkoterminowa.

               Nikt nie chce wiązać się umową na dwa lata, nie wspominając o jeszcze dłuższym czasie pozostawania w sidłach, powiedzmy na to, operatora. I jak to z rzeczonymi operatorami bywa, czekają na nas z ich strony różne inne możliwości. Dzwonić przecież trzeba, ale żeby od razu abonament? Coś lżejszego proszę! Mix. Czy ja wiem...W końcu to też jakieś obowiązki. A to doładować muszę za określoną sumę, a to w określonym czasie muszę tego dokonać. No niby lżej, ale to nie to. Coś innego proszę. Że na kartę? I płacę tylko wtedy, kiedy zachce mi się dzwonić? I że niczego podpisywać nie muszę? No, no, toż bardzo ciekawa oferta...

               Ciekawa oferta bo i życiowa. Ale że życie łatwe nie jest i że nigdy nie spełni naszych oczekiwań, to czasem musimy się poddać temu, co podsuwa nam los. Ową telekomunikacyjną filozofię można coraz częściej zauważyć w naszym życiu uczuciowym. Każdy chciałby miłości, uniesień, spacerów, przygód, wspaniałego seksu itd., ale... czy ja wiem. Jeśli by zrobić rewizję tej pięknej wizji to kupa wyrzeczeń się z tym wiąże. No bo przecież teraz jest fajnie, miło i przytulnie, nawet w samotności. Taki singiel weźmy na to. Robi co chce, kiedy chce, jak chce, z kim chce, o której chce i tłumaczy się tylko, no właśnie, nikomu. Niby w skrytości serca marzy o cudownej miłości ale czy aby na pewno?

              W czasach prehistorycznych, jeśli założyć, że rzeczywiście od tego małpoluda pochodzimy, nie było miłości romantycznej. Piękny domek zastępowała jaskinia. Labradora o lśniącej złoto sierści zastępował co najwyżej dinozaur na wzór Dina z Flintstonów. A kwiatki na randce...maczuga. Skąd się więc wzięło to piękne wyobrażenie o miłości? Skąd wzięto pogląd, że miłość to łąka, po której zmierzają nasze nagie stopy wprost w objęcia księcia, czy księżniczki? A no polecam "Perwersyjny przewodnik po ideologiach". Niestety nasze piękne wizje zostały nam narzucone przez filmy, książki, poezję i cudowne legendy. Nie było tu naszego wyboru. Tak jak Bruce Willis w normalnym świecie zginąłby po pierwszej scenie ze "Szklanej pułapki", tak w "Masz wiadomość" Tom Hanks spieprzyłby pewnie sprawę z Meg Ryan. Ale my nie chcemy w to wierzyć! Chcemy być oszukiwani przez kino, powieści, mimo że w głębi siebie wiemy, że to jedna wielka fikcja. Chcemy mieć te cudowne wyobrażenia na temat męskości, kobiecości, no i co za tym niechybnie idzie, miłości.

               No dobra ale co zatem z porównaniem procesu lokowań naszych uczuć do poczynań przedstawicieli telekomunikacji. Coraz rzadziej chcemy się deklarować, i coraz szybciej dochodzimy do wniosków: "to nie to". W dzisiejszych relacjach damsko męskich istnieje swego rodzaju syndrom biegunki: często, a rzadko. Dużo partnerów, bylejakiej jakości, byle dużo i nie na długo. Bo im krócej, tym więcej. " Bo jak dajmy na to, ktoś do ciebie dzwonić chce, i przychodzić na kolacje, co ugotujesz mu, to ty byś chciała, ale nie chce ci się". I jak dalej śpiewa żółty gość w reklamie: "Dlatego długoterminowa umowa nie interesuje mnie".

               Czy to coś złego? Nie wiem. Czy to coś dobrego? Nie wiem. Bo jeśli założyć, że wmówiono nam romantyczną monogamie, to zjawisko ma sens. Jeśli natomiast poczynić założenia odwrotne, że od małpoludów monogamie wyssaliśmy z DNA, to czy ja wiem, czy to takie dobre w dzisiejszych czasach?
Skupmy się wiec na samym zjawisku. Coraz więcej partnerskich relacji. Za tym idą partnerskie rozmowy. Za tym partnerskie życie. I tak mamy zamiast kochanków partnerów. On wykastrowany, bo poprawność polityczna nie pozwala mu być mężczyzną. Bo on by chciał decydować, wziąć tę babę i czasami nią "potrząsnąć", żeby ona wiedziała, że przy nim może przestać histeryzować i się bezpiecznie poczuć. Ale nie wolno. Sfeminizowane kasty kobiet nie pozwolą. I to samo z kobietami. Coraz bardziej samodzielne, wyzwolone, niewstydzące się wibratora na półce w sypialni. To wspaniale, ale spotkać w dzisiejszych czasach mężczyznę, który udźwignie tego rodzaju twardą kobietę – łochocho. A zatem skoro związki to szarobure relacje, to jak w nich wytrzymać dłużej niż 2 miesiące seksu? Znudzi się. Znudzi się prędzej czy później. No i wydaje nam się, że następny chłop, czy baba będą lepsi. Nie będą! No dobra może będą, ale w lotto też podobno jest szansa wygrania – czytelniku, wygrałeś kiedykolwiek?

               Okres do momentu deklaracji: "jesteśmy parą", wydłuża się. Nikt nie chce się wiązać z kimś kogo nie poznał na tyle, żeby umowę podpisać. Czas do defloracji coraz krótszy. Szukamy czegoś i nie wiemy co to jest. Mamy tam jakiś zarys, jakieś widmo jak to powinno wyglądać ale. No właśnie. Z czasem coraz bardziej rozczarowani i rozgoryczeni. Jedynym ratunkiem są przelotne znajomości, które nie oczekują od nas jakichś wyrzeczeń, i motyli w brzuchu. Tracimy nadzieję i z żalem do miłości mówimy jej:  "Spadówa". Jeśli to nie działa, to czas się bawić. Ale. Po jakimś czasie dostrzegamy, że zasada Często, a rzadko – wcale się nie sprawdza. Może i przyjemna ale nieskuteczna. Jej się wydaje, że chce być wolna, chce odpocząć od facetów i do niczego nie są jej potrzebni ci owłosieni neandertalczycy. Może i tak...miesiąc? Dwa? "Mientkie" udaje twarde, a twarde wcale nie jest – po co udawać? On chce z kwiatka na kwiatek, bo koledzy piątkę przybiją. Bo seks taki wspaniały, jak na filmie pornograficznym. No nie, te filmy jak romansidła dla pań to fikcja. Wyłącz film, bo wtedy nie rozczarujesz się, kiedy prawdziwe życie przyjdzie ci przeżywać. "Seks w wielkim mieście" kazał ci być jak nowojorska pisarka – mieszkasz w Sieradzu – zapomnij. "Californication" kazało ci być jak nowojorski pisarz mieszkający w Cali – mieszkasz w Żyrardowie – zapomnij.

               Ludzie dziś wiedzą jedną rzecz – że nie chcą się deklarować. Nie wiedzą natomiast czego chcą. Wolą biegać w kółko jak kurczak z odciętą głową. Jeśli chcesz tego, bo doszedłeś do tego po głębokiej analizie – ok. Jeśli chcesz tego, bo nie wiesz czego obecnie chcesz – też ok. To konsekwencja wzrostu świadomości kobiet, ale i mężczyzn. Wybierz to co jest dla ciebie najlepsze. Wypożycz i przetestuj. Jak się nie spodoba – oddaj! Jazda próbna jeszcze nikogo nie zabiła. Nie ulega jednak wątpliwości smutny fakt, że wszystko dziś jest jednorazowe. Jednorazowe kubeczki na kawę, jednorazowe chusteczki, jednorazowe reklamówki na zakupy i jednorazowi ludzie z jednorazowymi relacjami. A co to będzie w XXII wieku?

wtorek, 3 grudnia 2013

Jestem tym, kim oni chcą, żebym dla nich był.

               Tyle ról społecznych na naszych barkach; tyle możliwości zachowań w różnorodnych sytuacjach; tyle wielości kontaktów międzyludzkich. Jestem synem, człowiekiem, zarazą, pracownikiem, grajkiem, ojcem, klientem. Jesteś córką, żoną, szefową, matką, studentką, wariatką, miłostką. Ale w tym morzu naszym możliwych być, gdzie jest czas na bycie samym sobą? Gdzie jestem tym, kim jestem i gdzie jestem, kiedy mnie nie ma, kiedy odgrywam teatrzyk przed ludźmi mniej czy bardziej znaczącymi? Czy jestem wypadkową wszystkich tych masek, czy może gdzieś, na dnie zakurzonej świadomości leży moje prawdziwe ja, uśpione od tak wielu lat, że nawet nie śni już o przebudzeniu?

               Przychodzisz z pracy, uczelni, szkoły i jesteś zmęczony. Zmęczony udawaniem tego, kim nie jesteś. Uśmiechniętego bałwana. Świątecznej maskotki w brokatowym kubraczku. "Jutro będę sobą, nie będę nikogo zabawiał. Nie będę na siłę rozpoczynał rozmowy, która utknęła gdzieś w intelektualnej biegunce rozmówców". Niestety, nie uda ci się. Zapomnij o tym, jak o swoich marzeniach. Kiedyś byłeś, ale teraz w siatce socjalnej i kapitalistycznej machinie powiązanej infantylną empatią wisisz w próżni z innymi wypranymi z {ja} ludźmi. Będziesz błądził i pukał do drzwi jaźni, ale nikt nie otworzy. Kwiaty, których nie podlewasz, usychają. Ludzie, których nie odwiedzasz, odchodzą pod twoją nieobecność.
"Tak bardzo chciałbym być sobą! Kiedyś przecież będę!". Nie, nie będziesz. Dlaczego? Bo nie wiesz kim jesteś, więc jak możesz być sobą? Bądź jak baba czy chłop z telewizora. Oni mają pomysł na siebie – w końcu PR-owcą trzeba za coś płacić. A ty? Mały, nieznaczący glon w morzu obfitości. Że niby się liczysz dla kogoś? I że na prawdę w to wierzysz? Więc chcę od ciebie receptę. Ty nie jesteś nawet problemem dla innych. W momencie, kiedy przestajesz z kimś rozmawiać, ty przestajesz dla kogoś istnieć. Twój czas antenowy kończy się wraz z twoją ostatnią wypowiedzią: "Do widzenia". Okrutni ci ludzie, bezduszni. Tacy my wszyscy, połykacze powietrza.

               Autorytetem dla dziecka mam być. Z przyjaciółmi głupoty robić, by poznać smak krawędzi człowieczeństwa. Tłumić swoje popędy i oszukiwać innych, że zgubiłem je po drodze na ślubny kobierzec. Jesteśmy niepijącymi alkoholikami swojego jestestwa. Ciągle jesteś sobą, ale nie możesz zacząć, bo jeśli zaczniesz, wszystko co tak mozolnie tkałeś swoimi spracowanymi, głodnymi dłońmi, przepadnie. Nie mów mamie coś narobił. Nie mów ludziom, że ich nie znosisz. Nie mów profesorowi, że lepiej by się sprawdził w wypasaniu kóz. Nie mów, nawet tak nie myśl. Tłum to w sobie. Przecież nie wybuchnie, prawda?
Jeśli raz zacząłeś nie być sobą, ciężko odłożyć ten narkotyk. Udajemy bowiem wszędzie. Nazwij to kurtuazją, status quo. Gdyby tego nie było, to cała cywilizacja by się rozpadła, związki międzyludzkie rozsypałyby się tworząc pustynię samotności. Może, a może nie.

               To kogo mam udawać? I dla kogo mam udawać? Bo że niby męski mam być? I napinać swą muskularność dla sprostania oczekiwaniom niewiast? Albo mam udawać niezainteresowanie, kiedy bardzo zainteresowany jestem – "ale nie mogę, bo ona pomyśli, że mi zależy, a wtedy wyjdę na dziwaka, wiec jak mi zależy, to mówię, że mam to gdzieś, mimo, że piosenki dla niej piszę po nocach, ale ona nie wie, bo nienormalny bym się dla niej okazał, świr jakiś, tak nie można, no, że o uczuciach się wprost nie mówi, debil aspołeczny". Naucz się zasad hazardu młokosie: nie zdradzaj intencji - wtedy możesz coś ugrać.
I tak ciągle, nie mówimy tego co myślimy. Że niby w zdenerwowaniu już nam nie zależy i wykrzyczymy prawdę? Nie. Też chcemy coś ugrać. Zawsze jest coś, cholera, do ugrania. Zawsze. Kochasz mamę? To kiedy jej powiedziałeś, że ją kochasz? To jest prawda! Kiedy kochasz, to są prawdziwe słowa. Tyle bezsensownych rozmów z ludźmi, a w nich nic, co by spowodowało u mnie intelektualne spazmy, nawet delikatnego pobudzenia ciasno upakowanych neuronów z synapsami zwanych mózgiem. Nic tylko bibuła i kartony mielone przez paszcze moje i twoje.

              "Nie ma osoby, która by była zawsze sobą" – pewnie, może, chyba. Nie o to jednak, cała ta batalia się toczy. Nie bądź, a stawaj się. Proces, nie stan. Powiedz: Nie! To nie żadna nowobogacka asertywność. Zamknij się i nie paplaj, kiedy nie chcesz robić użytku ze słów mniej czy bardziej mądrych – bo wypompowany będziesz psychicznie. Energetyczne wampiry mówisz. To kołkiem własnej nieobecności ich poczęstuj. Nie stoisz obok pieca, kiedy nie chcesz się spocić.

               W domu w samotności też nie jesteś sobą. Przyniosłeś z zewnątrz wielkimi siatami zakupy, do swego wewnętrznego świata. Myśl zbija myśl, zero koncentracji. Nawet o sobie nie możesz pomyśleć, o destylacie swojej osoby. Zabijasz się siecią utkaną ze stron, kanałami z odpadami, które płyną w pudłach. Palisz e-papierosy, bo...? Pamiętasz dlaczego zacząłeś palić? Dla nikotyny? Dla plastiku na sznurku, w fikuśnej formie? Papieros, to coś więcej niż nikotyna, ale oni wiedzą lepiej; lepiej żeby oni za mnie pomyśleli za co mam płacić, a ja sam dokonam wyboru...takiego jakiego oni chcą.

               Tu nie znajdziesz odpowiedzi, tu jej nigdy nie będzie. Tu znajdziesz powód do prokrastynacji, może inspiracji. Tu nie przestaniesz być dla pani w sklepie uśmiechnięty, ale dla dziecka gorzki w tym samym momencie. Nie przestaniesz się z szacunkiem do szefa odnosić , a o rodzicach, tych dobrych, zapomniawszy - szczycić się mianem dobrego obywatela – średnią krajową wycierawszy łzy, które kiedyś popłyną. Wzorowy dogmatyk, nieszczęsne dziecko złej ścieżki. W końcu, przecież zawsze coś ugrasz. Zawsze wpadnie trochę grosza za sprzedawanie się i akceptację zyskamy. Co ty więcej od życia człowieku byś chciał?! Spać już idź, żebyś przed kolejnym przedstawieniem wyspany był. Znalazł się filozof...
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.

niedziela, 17 listopada 2013

Dlaczego to się zawsze wypala?

               Wiecie, nikt tego nie zakłada z góry. Liczymy się z tym, że może to wszystko zniknąć, ale w głębi serca mamy nadzieje, że nigdy się to nie skończy. I w istocie tak jest. To nie, że naobiecywałem, że będzie tak cudownie i pięknie i w ogóle pół metra nad ziemią latać będziemy. Ja tak czułem. Nie skłamałem, nie zawiodłem, prawdę mówiłem. A teraz żeby prawdę powiedzieć i nie skłamać, będę musiał zawieść.

               Na początku bez większego uczucia. Jest jak jest – zakocham się z czasem... może, a może nie. Więc czekasz. To już? Jak mam to stwierdzić? Idealna nie jest, ale ideałów nie ma powiadają. Zresztą to, co będzie dla nas ideałem w wieku 20 lat, zmieni się jeszcze kilka razy zanim dociągniemy do siedemdziesiątki. Może nie gra na skrzypcach, może nie lubi głupkowatych komedii, może zbyt kocha porządek – no nic, wszystkiego mieć nie można. Ale za to śmiech ma tak piękny, dziecięcy, spontaniczny! I stopy jak siedzi, przeuroczo układa do środka. I czerwieni się kiedy mówię jej, że jest piękna. To chyba wystarczy, żeby spróbować. Chyba.

     Jest pięknie mamo w liście Ci piszę. Chcę miłości i ją mam! Spędzamy dużo czasu, ona mnie strasznie pociąga. Jak ja ją kocham matulu! Jakby stworzona dla mnie była. Jakby ktoś tam na górze nakreślił ją specjalnie dla mnie! Trzymamy się za ręce, kiedy czekamy na tramwaj. Patrzymy w nocne niebo i robimy zawody - kto szybciej znajdzie mały wóz. Kto przegra, całuje wygranego – tak mamo, chyba jednak nie ma przegranych. Pijemy wódkę ze spritem – ona wina nie lubi. I siada przede mną w moim fotelu. Nogi zawija pod pupę i kładzie ręce ma kolanach. Słuchamy muzyki takiej jak ona i ja lubię. Wyścig do komputera, by włączyć swój kawałek ciągle trwa. Ale kłócimy się też - żeby nie było. O bzdury chodzi. Że za późno przyszedłem, bo ja spóźnialski jestem – sama wiesz. I że nie kupiłem czegoś, a kupić miałem. Ale to nawet kłótnie nie są. Sprzeczki, ot co. A i jak do niej przychodzę przed czasem, to otwiera mi jej koleżanka, bo ona szykuje się w łazience. Nie denerwuję się, bo i czemu? Dla mnie się stroi i póki dla mnie chce ślicznie wyglądać, to wszystko jest w porządku.
A i ugotuje czasem dla mnie. Czyż to nie cudowne, kiedy ktoś dla ciebie zrobi posiłek? I patrzy na mnie czy mi smakuje. A mogłaby nawet przesolić, nie jest żoną bym jej powiedzieć musiał. I upomina mnie, kiedy przeklinam – urocze. A ja jej w odwecie błędy językowe wytykam. Ale i tak się śmiejemy z siebie i razem. I nie pisze do mnie ciągle i nie dzwoni. Ona woli się widywać. Tak jakby rozumiała, że smsy, i telefony to fikcja bycia razem. A może robi tak, bo ja jej to wytłumaczyłem? Nie wiem. No i w secondhandach się ubiera. Jest piękna. I jej perfumy nie są kwiatowe - nie znoszę takich, tylko jakieś inne. Nie wiem jakie ale już zawsze będę miał ją przed oczyma, gdy zapach mandarynek poczuję. Uwielbiam, że o przeszłość mnie nie pyta, a i ja nie mam zamiaru zaglądać w jej pamiętniki. A oczy jej tak wiele chcą powiedzieć, ale usta wiedzą, że mogę wtedy uciec. Ona nic nie musi mówić, wystarczy, że na nią spojrzę. Oczka jej błyszczą, kiedy jest ze mną i mam tylko jedną nadzieję, że i mnie się skrzą, bo chcę żeby wiedziała, że uwielbiam mieć ją u boku.

Ale też pyta od czasu do czasu: "To jak to z nami jest?" A ja nie wiem jak jest i nie chcę wiedzieć. Chyba nie chcę. Bo i po co? Wiem, każdy chce wiedzieć na czym stoi. Ale jeśli ja nie wiem, to ona może też jeszcze poczekać, chyba. I zazdrosna jest. Nie bardzo, ale nie potrzebnie nawet troszkę. Przecież jak będę chciał to...no wiesz mamo sama. I czy nerwy jej pomogą? Nie zastraszy mnie przecież. Myślę, że chłopaka ma. Gdzieś dalej mieszka, bo gdyby tu mieszkał, to by się chyba bała ze mną pokazywać. I jej koleżanki na mnie z wyrzutami patrzą. Czasem ktoś do niej wieczorem dzwoni i całkowicie zmienia się jej ton głosu. Ja nie pytam, bo nie chcę wiedzieć. Jest, jak jest. Może nikogo nie ma. Może. Może jestem na chwilę? Może. Albo ona nie chce w ciemno z kimś zerwać i czeka na mój krok? Go nie będzie chyba. Ja rozkoszuję się zawsze chwilą bieżącą. Przepraszam mamo, ale ona to wie, a i tak ma mi to za złe.

I czasem, nie wiem jak to wyjaśnić, z każdą kobietą tak było, że jak z nią siedzę i tak czasem popatrzę na nią, to tak jakbym na obcą kobietę spojrzał. Brzydka jest, obca – jak nie ona – mimo że jest piękną dziewczyną. I ten obraz zostaje na chwile mi w głowie. Siedzę wtedy bez słowa. Skąd to się bierze? Miałaś tak kiedyś?
Tylko ta jej skromność. Nie ma w niej tej waleczności. Nie ma tego poczucia szczęścia z tego kim jest, co ma, i jak wygląda. Na łóżko się to przekłada. Światło gasić muszę, bo ona się wstydzi. Jakby poczucie winy, obok rozkoszy jej towarzyszyło. Jakby to co dobre, zawsze było złe z natury. Zaczyna być to nudne i irytujące. "Więcej przyjemności, zapomnij o sobie na chwile, daj się ponieść, zrób to na co masz ochotę, zwariuj dla mnie, proszę!" – chciałbym jej to powiedzieć ale wiem, że ona jeszcze bardziej się speszy. Wychowani inaczej chyba byliśmy i tego już nie zmienimy. I dzieci nie chce mieć – oj no wiem mamo, że młoda jest jeszcze – ale ona mówi, że tylko dlatego, bo o figurę się boi. To aż nadto płytki powód, bym mógł go przetrawić. Pewnie zmieni to myślenie, pewnie, może, a jeśli nie?
I zmienić mnie próbuje. Przecież wiedziała z kim się wiąże. Skoro jej odpowiadałem, to jakiż jest teraz problem? Jeśli dam się zmienić, to boję się, że usłyszę, że nie jestem tym, w kim ona się na początku zakochała. A jeśli się nie zmienię, to mogę usłyszeć, że jestem nie do zniesienia. Mamo, nie wiem. Chyba jednak sobą będę. A przynajmniej starać się będę.

Trochę mi się też nudzi. Wiesz, ta sama kobieta cały czas. Nie wiem, może mam taki charakter? Może to nie moja wina? Może ja nie potrafię być z kimś długo? A może nie spotkałem jeszcze kogoś, kto by mi odpowiadał tak bardzo, bym mógł swoją nogę zgiąć? Mam wrażenie, że z nią już nic mnie nie zaskoczy. Powszedniość dnia się wkradła. I co, że tak do końca życia mamy razem kłaść się i wstawać? I śniadania robić w biegu, dzieciaki szykować do szkoły i bezpłciowe buzi na do zobaczenia za dziewięć godzin? Ja nie chce takiego życia. Jeśli to ma być miłość, to nie chcę jej miłości!

               Z czasem zrozumiemy, że od siebie samych nie uciekniemy. Że te same błędy, w kółko powtarzać będziemy. Że za rogiem to samo czekać będzie, tylko trochę więcej zmarszczek temu przybędzie. Żałośnie samotni, z siwymi włosami, ukrycie przed prawdziwym uczuciem schowani. Przepraszam za niezawinione zawinienie. Przepraszam szczerze. A teraz wypisuję się, wysiadam z tej karuzeli. Że na środku autostrady nie mogę? To patrzcie!

wtorek, 5 listopada 2013

Kasztanowa suka.

              Kolejna bezsenna noc chyliła się ku końcowi. Świece już dawno zgasły, a popiół z wypalonych kadzideł czekał na zdmuchnięcie. Noc, która nic nie zmieniła. Noc równie niezaskakująca co pozostałe. Ileż to razy wieczór dawał obietnicę, której ona, przeciwieństwo dnia, nie mogła spełnić. Zbyt późno żeby kłaść się spać i zbyt wcześnie, by trzeźwo myśleć. Ona już wyszła, a niedopałki papierosów wciąż się tliły w popielniczce na pamiątkę jej obecności.

- Mam nerwicę! Człowieku staje się neurotykiem jakimś przez tę kobietę! Ona mnie zabija, powoli, skutecznie, beznamiętnie wykańcza. Ja już nie potrafię. Za wiele razy. Jestem pusty w środku!

- Zamknij się i weź się w garść! - rozległ się głos po drugiej stronie słuchawki. - Jest piąta nad ranem! Po cholerę – ziewnięcie – po cholerę dzwonisz do mnie tak wcześnie – ziewnięcie – jest tak wcześnie. Następnym razem nie odbiorę!

- Ale tylko ty wciąż mnie odbierasz. Tylko ty mi zostałeś. Proszę cię...

- Taaa, zawsze kochany Adam, jak wierny pies. Co znów? Co zaś zrobiła? - głos wstał z łóżka i zaczął przechadzać się po pokoju dla rozjaśnienia umysłu jego użytkownika.

- Była tu. Znów się pokłóciliśmy. Nie wiem czy to moja wina, czy jej. Czy może nasza? Zaczynam myśleć, że do siebie nie pasujemy. Kiedy na nią patrzę, mam wrażenie, że ona...to znaczy wiesz, towarzyszy mi takie uczucie, ona ma taką aurę, jakby wiesz, nienawidziła wszystkich. I ta jej srogość, ona jest strasznie pociągająca. To zło w czystej postaci, a jednak idziesz, lecisz jak ćma, głupia, cholernie głupia ćma. Pijany uczuciem robal.

- Ile wypiłeś?

- Trochę.. i chyba trochę za dużo...

- Przecież miałeś przestać!

- Przestać? Przestanę pić, kiedy nie będę już musiał, a więc po śmierci. Mój przyjaciel nigdy nie zapalił papierosa, nigdy, rozumiesz?! Nigdy! Był najporządniejszym chłopakiem jakiego znałem na osiedlu. Ojciec skatował go i jego matkę na śmierć. Miał siedemnaście lat. Pieprzę ją. Nie boję się jej i tak nie ucieknę. Rozumiesz?! Nie ucieknę, tak ja, ty, czy ta suka Daniel. Ona mnie zresztą wykończy wcześniej niż te gówniane używki. Ona jest rakiem na moim zdrowym organizmie. A ja zamiast wyciąć tego czerniaka, dbam o niego jeszcze bardziej. To tak jakbym podlewał chwasta. W donicy są cudowne, pachnące kwiaty, a ja idiota dbam wyłącznie o tego intruza, ale jakiego pięknego intruza. Zwykłe kwiaty są nudne, wymagają opieki. Chwasty są inspirujące, rozumiesz? Inspirujące. Może ci których najtrudniej kochać, najbardziej tej miłości potrzebują? Nie wiem już sam. Dzisiaj jej powiedziałem żeby spakowała wszystkie swoje rzeczy i wypieprzała. Wiesz co zrobiła?

- I po to dzwonisz?

- Słuchaj! Wzięła walizkę i zaczęła do niej wkładać swoje rzeczy. Te wszystkie ubrania, buty, te jej czarne majtki i staniki. Nie wyobrażam sobie żeby jej nie było więc wyrwałem jej to pudło i rzuciłem o ścianę! Rozumiesz? Boże jak ją kocham...miałem ochotę no wiesz... To tak jakby świat został stworzony tylko dla mnie i dla niej. Nikogo innego. Tak jakby ona była wielkim wybuchem i apokalipsą. Wszystko co robię, robię w ostatecznym rozrachunku dla niej. Tylko dla niej. A ona dobrze o tym wie, bo jakby miała nie wiedzieć, prawda?

- No...

- Czasem mam wrażenie jakbym trzymał w dłoni bilet do nieba. Wiesz, jakby krok mnie dzielił od szczęścia. Jakby wszystko już było gotowe, tylko się wprowadzić z nią i żyć. Ale po chwili dostrzegam, że to wszystko jest snem. Z czasem coraz krócej to trwa. Dostajesz w pysk świadomością, której wiesz, że nie zdołasz udźwignąć. Raj, w którym zamiast złotych potoków płynie rzeka smoły. Czy ja zrobiłem coś źle? Powiedź mi, czy ze mną jest coś nie tak? Przecież miłości nie ma, więc jakim cudem? Co mnie trzyma przy niej? Człowieku, nie potrafię z nią żyć, ale bez niej było by jeszcze gorzej. Ostatnio, kiedy brałem kąpiel pomyślałem jakby to było zanurzyć się na chwilę dłużej. Później znów na dłuższy czas, i tak dalej, aż piana w tej głupiej wannie całkowicie by mnie połknęła. Ale ta głupia wanna była brudna. Wiesz jaki wstyd przed personelem medycznym?! W brudnej wannie? Jakiś brudas by pomyśleli! Brudas się zabił, bo co? Bo miał syf w domu? I od tego czasu nie myje tej pieprzonej wanny, to mnie trzyma z dala od tych pomysłów.

- Czy ciebie już do reszty popieprzyło? Człowieku nie możesz tak żyć! Dzwonisz do mnie po nocach. Przestałeś normalnie jeść, nie pamiętam, kiedy ostatni raz mówiliśmy o czymś innym niż o tym twoim chorym związeku. Weź się w garść! Ona cię zdradziła! Nic tego nie zmieni! Możesz się z nią rozstać albo zapomnieć, inaczej wyniszczysz się! To cię zabije...

- I co z tego? Też ją zdradzałem, ona o tym wie – te jej cholerne koleżanki – nie wiem po co to mówią, by przebić bańkę szczęścia przyjaciółce? Z zazdrości, żeby innej nie było zbyt dobrze. Ale nie o to chodzi! Albo o to?! Stary nie wiem, ja nic już nie rozumiem. Nie rozumiem siebie, jej. Nie rozumiem całego tego...związku? Nawet nie wiem jak to nazwać. Czy kłótnie przerywane pieprzeniem się można nazwać jakimś związkiem? Rodzice się cieszą, że kogoś mam, słodka ich nieświadomość. Te jej papierosy! Nienawidziłem jak kobieta pali, ale ona to zupełnie coś innego. Tak jakby cała jej zmysłowość i kobiecość zamykała się w zaciągnięciu się i wypuszczaniu dymu. Te jej chude palce oplatające papierosa. Te jej skrzące się czerwienią paznokcie. Ona ma piękne palce, wiesz? I pali tak siedząc na skraju łóżka, kiedy jest już po wszystkim. Naga. Tylko papieros w dłoni. Bez żadnego wstydu, bez udawania, że jest kimś więcej niż człowiekiem. I te jej kasztanowe włosy, których nigdy nie farbowała. Ona, papieros, porozrzucane ubrania wokół łóżka i te cholernie pięknie kasztanowe włosy...suka jedna. Mówiłem ci już, że ona tu dziś była?

- Mówiłeś coś o walizce – ziewnięcie – że się pakowała, czy coś..

- No właśnie. Zasrana malarka. Myśli, że jest artystką. Jest gównem, a nie artystką. Chociaż maluje cudownie, i wiesz, ja już nie wiem, sił mi brakuje. Była tu, pachniała facetem, to się czuje, pachniała seksem. Świeżo uprawianym seksem i miała czelność tu przyjść. Nawet nie próbowała kłamać! Dziwka! I ona, na litość jak ja ją kocham, i ona powiedziała, że chce wszystko odbudować, że chce żeby wszystko było po staremu. Ale jak?! Jak ma być, tak jak kiedyś? To znaczy powiedziałem jej, wykrzyczałem, że nie chcę tego. A przecież ja ją kocham, i ciągle o tym myślałem, a jednak powiedziałem jej, że nie chcę, a chciałem powiedzieć inaczej. Że chce, że ją kocham, że umieram dla niej. Że ona śni mi się w nocy, że widzę ją w twarzach innych ludzi, że słyszę jej głos w pustym pokoju. Że chce jej obrazy w całym domu. Że chce by jej porozrzucane ubrania leżały w każdym zakątku tego mieszkania. By jej naczynia, brudne, leżały w zlewozmywaku tylko dlatego żeby mi przypominały, że ona ciągle tu jest. Ale ja...ale ja nie potrafię jej tego powiedzieć, wtedy bym przegrał...

- Tak jakbyś teraz wygrywał. Czy ty nie widzisz, że to do niczego nie prowadzi?!

- To nie jest taka kobieta...

- To jaka jest do cholery? Inna? Wszystkie są takie same!

- Zamknij się! Gówno o niej wiesz! Może te twoje są takie same, ona jest wyjątkowa! Nie mów tak, przepraszam, ale ona, wiesz, jej nie możesz mówić takich rzeczy, bo ona traci zainteresowanie, ja już to zauważyłem. Kobiety, które doświadczyły czegoś takiego w młodości mają problemy z bliskością w dorosłym życiu. To bardzo trudne do przezwyciężenia...

- Nie zwalaj ciągle winy na to, że była molestowana! Człowieku, ona jest dorosła i decyduje sama.

- Ja wiem, ja to rozumiem ale...ale..

- Halo? Jesteś tam? Halo!?

- Ktoś puka. Czekaj to może być ona! Fuck! Może to rzeczywiście ona!?

- Nie otwieraj! Daj sobie z nią spokój! Słyszysz? Halo?! Jesteś tam?! Halo?..

Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.

poniedziałek, 21 października 2013

A zdradzaj mnie ile chcesz!

               No kiedy, kiedy, kiedy? No kiedy już zdradziłem? Kiedy zostałem już zdradzony? Czy może powinienem czuć się zraniony, kiedy moja kobieta poszła z „nie-ze-mną” na kawę? A może, kiedy pocałowała obcego mężczyznę w policzek? Usta? No to może w czółko? Pocałowała obcego chłopa w czółko? Czy nie zdradzam, kiedy idę z kimś do łóżka bez uczucia, a na pewno cudzołożę, kiedy miłość karze mi z obcej baby ubrania ściągać? Czy mężczyzna może zdradzać, a panie muszą obejść się smakiem, jak to było za czasów silnej dominacji patriarchalnej władzy? No kiedy no?!

             Im bardziej się angażujemy, tym częściej dotyka nas poczucie, że nasza druga połówka nabroiła. Im bardziej nam na kimś zależy, tym silniejszą zazdrość czujemy o naszego partnera. Im bardziej zaognia się w nas zakochanie, tym bardziej związujemy tej ptaszynie skrzydła. No bo ucieknie. Bo nas zostawi. Co ja wtedy zrobię? Jak ja sobie poradzę? Nie przeżyję tego. Muszę więc coś wykombinować. MAM! Będę wzbudzał poczucie winy za każdy akt nieposłuszeństwa w stosunku do mojej wizji naszego związku. Będę karał i nagradzał. Za złe ukarzę, a za dobre...no może nie wynagrodzę, ale na pewno nie ukarzę. No bo skoro metoda kija i marchewki wszędzie się sprawdza, to czemu nie i tu? Będę wydzwaniał i się pytał: „Gdzie jesteś? Z kim jesteś? Po co wyszłaś?” - na pewno zrozumie, że przecież bardzo kocham.
I zaiste, są ludzie, którzy tak to odbiorą, ale i tak chroń mnie losie od nich.

-Kim jesteś?
-Robalem.
-Jakim robalem?
-Robalem Trawiącym Twój Mózg. Więc słuchaj mnie, a nie pytaj naiwnie, bo powiem Ci prawdę. Prawdę jedyną, którą Świat nosi i strzeż się jeśli nie posłuchasz, bo męczarnie Cię czekać będą.
-Zatem słucham?
-Druga osoba jest Twoja, należy do Ciebie. Ty ją począłeś, zrodziłeś, więc i prawo masz do niej całkowite. Jako że jest to Twoja własność, jesteś o nią zazdrosny –raz mniej, a raz bardziej chorobliwie. Im mocniej, tym lepiej. No bo spójrz: czyż jeśli pies nie zostawi zbyt wiele swobody owcom, to czy wilk ich nie pożre? Pewnie że tak, więc czynisz to dla ich dobra, że krótko je trzymasz. A jeśli byś tak owcę przywiązał za szyje łańcuchem do kołka w ziemi wbitego, to czyż jako pies pilnować byś nie musiał tak często? Ale doglądanie owiec jest ciężkim zajęciem, więc gdyby tak nogi im połamać, to ile czasu byś zyskał na niemartwienie się o ich dobro i bezpieczeństwo? Dobrze więc czynisz, kiedy zasadzasz się na owczą wolność. A może by tak nawet tę owcę no wiesz...ale z miłości oczywiście, dla jej dobra...tak jej łeb ukręcić, no wtedy to taka do wilka pewno już nie pójdzie. Skoro kochasz, to czyż Ci właśnie na tym nie zależy?
-Ale czyż z takiej owcy pożytku już nie będzie?
-Z Twoim możesz uczynić, co tylko zechcesz – tako rzecze Robak Trawiący Twój Mózg.

             O czymś po drodze zapominamy w tych naszych deklaratywnych relacjach. O czymś ważnym. On jest zakompleksiony. Nie wyobraża sobie, by mogłoby jej nie być przy nim cały czas – oczywiście do momentu, kiedy on sam się nie znudzi jej towarzystwem. Ale wtedy to jej problem, że została sama.
Ona jest zakompleksiona. Musi mieć poczucie, że on będzie na każde skinienie jej palca. W nim ma oparcie. On jest jak ściana, a ona jak bluszcz ją oplatający. Coraz ciaśniej i ciaśniej. Czy przez zakompleksienie rozumiem jakieś wady fizyczne? To dopiero byłoby spłycone postrzeganie ludzkości. Strach, niepokój, nieumiejętność obcowania samemu ze sobą – to powinny być kompleksy droga ludzkości!

               Ona jest bardzo atrakcyjna. Mądra i uśmiechnięta. On bardzo wystraszony pomimo jego kaparowatej postury. Szerokość w barach, wprost proporcjonalne to wątłości psychicznej. Jeśli ją teraz straci, to gdzie znajdzie znów taką dziewczynę, tym bardziej, że poznali się przez znajomych i prawdopodobieństwo na kolejną taką kobietę jest nikłe. Musi o nią walczyć, niszczyć konkurentów i robić jej wyrzuty, a ona chichocze z radości, bo komuś na niej w końcu zależy.

              On jest dobrą partią. Dobrze wygląda, jest pogodzony ze sobą i odnosi sukcesy w tym, czy się zajmuje. Ona im bardziej się angażuje, tym silniej widzi jego wartość. Coraz bardziej obawia się, że może go stracić, co ujawnia jej niepewność siebie. Strach nie jest tu niczym patologicznym. Patologia zaczyna się wtedy, gdy wybieramy nie tę drogę, by pracować nad sobą i wciąż, a wciąż dorównywać partnerowi, a wybieramy metodę na podniszczanie partnera, zalewanie go wiecznymi wymówkami. Możemy albo się wspinać albo ściągać kogoś w dół – skutek ten sam: jesteśmy z tym kimś na tym samym poziomie.

               Związki są dla ludzi dojrzałych, a więc są one zarezerwowane wg mnie dla około 10 procent społeczeństwa. W tej sprawie jestem pesymistą, bo ciągle widzę i muszę wysłuchiwać obopólnych narzekań jak to jest źle, jak niedojrzale, jak zazdrośnie, jak żałośnie, jak głupio, jak bezsensownie, jak byle jako, jak pogrążająco, jak nudno, jak smutno, jak beznadziejnie, jak zachłannie, jak bezdusznie, jak pochopnie, jak odrażająco, jak bezcelowo. Po co się więc wiązać? Po co udawać? Aby się „bzyknąć” od czasu do czasu musimy tworzyć coś więcej? Po to byśmy mieli o sobie dobre zdanie, skoro przeżywamy orgazmy wyłącznie w związku?

              Zdrada w związku jest specyficzną figurą. Zdradzić rodzinę, to odwrócić się od niej. Zdradzić idee, to porzucić jej ideały. Zdradzić przyjaciela, to wbić mu nóż w plecy. A zdradzić partnera to co? Zrobić użytek z penisa lub pochwy nie w obecności partnera? Wmawia nam się cały czas, a raczej wmawia nam ona/on, że nie mamy prawa z nikim innym się widywać. Że kawa ze znajomą, to be! Że zerknięcie na pośladki kobiety na plaży, to be. Że niby nasze męskie jak i kobiece instynkty w momencie związania się z kimś znikają? Tak się nie dzieje i nigdy się nie stanie. Jak więc można temu zaradzić? Wmawiać komuś co mu wolno, a co nie. Wynika to z naszej bezsilności i strachu. Nigdy nie przyznam, że zazdrość jest dobra. Mówicie sobie ludu mój, że zazdrość się pojawia, bo komuś zależy – a mówcie sobie. Tylko kobieta niepewna siebie i nieznająca swojej wartości, rozumiejąca interakcje damsko-męskie na poziomie zwierząt jest dumna, bo jej chłop jest zazdrosny. Już widzę jak połowa mężczyzn, jak głupcy cieszy się, bo ich partnerka ciągnie za włosy kobietę, za którą raczyli się obrócić. Te instynkty łechcą nasze ego, ale na litość, są prymitywne jak bezkręgowce.

              Wschodnia filozofia uczy nas, że w dniu w którym przestaniemy bać się śmierci, zaczniemy prawdziwie żyć. Że dzień w którym pojmiemy, że możemy umrzeć tu i teraz i nic wielkiego się nie stanie, będzie dniem narodzin. Skoro istnieję, to nie ma śmierci. A jeśli nastąpi śmierć, to nie istnieję - ot co.
Kiedy więc otworzysz drzwi swojego związku, i powiesz: „ Możesz iść. Chcę żebyś została, ale wybór zawsze będzie spoczywał w twoich nogach: czy zostać czy nie”. Kiedy zrozumiesz, że ta osoba może odejść i przygotujesz się na to, strach zniknie. Lubieżne przywiązanie jakby do rzeczy, a to człowiek przecież, zniknie. Bez strachu, zazdrości wejdziesz w nowe. A jeśli się to skończy, to przyjmiesz to z pokorą. A przynajmniej się staraj!

              W konsekwencji zazdrości, ciągle posądzają nas o zdradę. A co z wolnymi związkami? Otwarty związek to być może oksymoron dla wielu z nas. Tylko, by zdefiniować to, czym jest owa otwartość, pokuśmy się najsampierw na zdefiniowanie związkowości. Po co tworzysz z kimś związek? Bo go lubisz? Mało. Bo go kochasz? Mało. Bo uwielbiasz z tym kimś spędzać czas? Lepiej. Bo nie umiesz żyć bez tego kogoś i ciągle o nim myślisz? Coraz lepiej. Bo nie chcesz żeby z kimkolwiek innym sypiał. Co? A na to wychodzi, kiedy podgląda się niektóre związki. Miłość jak stary cement zaczyna wykruszać się spomiędzy cegieł budujących relacje. Jedyne co zostaje to bezduszne, stalowe zbrojenie zwane zazdrością, chęcią posiadania drugiej osoby.

Na zakończenie krótki dialog Ginki Malaskov:

- Odkąd pamiętam, zawsze mnie zdradzałaś.
- Nigdy Cię nie zdradziłam.
- Ty kpisz! Przecież złapałem cię na tym przed chwilą!
- Nie można zdradzić kogoś, z kim się nigdy nie było...

A czy nasze związki to bycie z kimś, czy jedynie posiadanie tego kogoś? Odpowiedz, bo to wielka różnica.

poniedziałek, 14 października 2013

Tych koleżanek nie lubimy!

               Babskie spotkanie, wspólny wypad do klubu, „kawusia” wśród znajomych, czy zakupy – wszystkie te czynności kojarzą się poniekąd kobietom z ich koleżankami. Koleżankami raz prawdziwymi, raz fałszywymi. Koleżankami, które są... tak znienawidzone przez facetów.
Jest pełno typów owych psiapsiółek. Ja postaram się opisać dwa, które są najbardziej irytujące dla mnie. Na koniec jednak sypnę rozgrzeszeniem.

              Jak sobota no to taniec, piwko, drink i koleżanki. Czasem koledzy, ale nie o tym ma być w tym poście. Więc, kiedy kobiety zjawią się już w miejscu przeznaczenia, chcą się dobrze bawić. Wspaniała to idea, bo i człowiek się odstresuje, powygłupia i zapomni na chwilę, że ma do spłacenia kredyt. Panie w rytualny sposób wychodzą na parkiet, by tam oddać się uciesze wyginania ciała. Tworzą kółeczko, do którego nie ma wstępu nikt prócz nich. Torebki leżą przy ich nogach, w kółku pusto, ale co tam, że jest ścisk na parkiecie: „F**K all b*tches!”. Panie jednak, z piosenki na piosenkę zaczynają się rozpierzchać. Ta to popatrzy na tego, on na nią. Ona się uśmiechnie, on wystawi klatę bardziej do przodu. Wolniejsza piosenka! Trzeba podejść i zaprosić do tańca! Ale nie da się! Nie da się, bo jakaś samozwańcza wojowniczka o cnotę owej ładnej koleżanki na to nie pozwoli.


Charakterystyka owej koleżanki:
  • przeważnie najmniej atrakcyjna spośród całej grupy
  • mająca najmniej zalotników tego wieczoru
  • najmniej uśmiechnięta
  • nie lubiąca z jakiegoś, znanego tylko jej, powodu mężczyzn

Kiedy mężczyzna ma więc ochotę podejść do pani, która zwróciła jego uwagę, pojawia się owy „pulpecik” i szarpie przyjaciółkę za rękę krzycząc : „Ona jest lesbijką!”, „Ona ma dziecko!”, „Ona ma AIDS, zostaw ją!” Ta piękna niewiasta, na którą patrzyliśmy przychylnym okiem, nie miała nawet okazji nic powiedzieć. Jej „dobra koleżanka” załatwiła wszystko za nią.
Czyż to nie heroiczne? NIE! Idzie taka na imprezę; zaczyna rzucać już w samochodzie hasła: „Bawimy się bez facetów dziewczyny! Dziś babski wieczór! Powiesić chłopów za coś tam!”. Jej znajome nawet nie sprzeciwiają się, bo po co? Ona zawsze tak krzyczy, bo...nie potrafi nigdy nikogo znaleźć? Bo żaden facet nie chce z nią nigdy rozmawiać? I może nie dlatego, że nie jest atrakcyjna, tylko dlatego, bo roztacza wokół siebie aurę kastrata, którą każdy, bardziej rozgarnięty facet, zwęszy na pół mili.
Co robi więc piękna dziewczyna, kiedy szarpie ją za rękę ta dobra, jakby się zdawało, istota? Nie robi nic, bo nie chce urazić Krysi. Z Krysią będzie wracać do domu. Z Krysią będzie się jeszcze widywała. Krysia może ją zniszczyć wśród koleżanek nazywając szmatą, więc po co, na co? Nie warto się sprzeciwiać. Nie warto powiedzieć: „Ej stara ODWAL się! Ja ci nie przeszkadzam w zabawie, to i ty mi nie przeszkadzaj. Nie moja wina, że facetom się podobam! Nic złego nie robię!”.
Ale która ma odwagę tak powiedzieć? Żadna moi drodzy. Gruba Krysia rządzi w grupie i inne panny muszą posypać głowy popiołem i poddać się owej tyranii.
A może piękna dziewczyna rzeczywiście nie ma ochoty z nami rozmawiać? Może tak być. Tylko czemu, gdy nie ma Krystyny, to owa dziewczyna bardzo chętnie z nami się śmieje, bawi się i mówi nam na ucho, że: „Ona jest nienormalna”?
Czasem kiedy uda nam się spacyfikować Krysię, i tak będziemy musieli znosić jej towarzystwo. Jeśli dziewczyna, z którą chcemy spędzić resztę wieczoru jest empatyczną istotą, to usłyszymy: „Czemu nie bawisz się też z moją koleżanką?”. Radzę iść w zaparte i grać wg tych reguł i zacząć bawić się z Krystyną najlepiej jak potrafimy. Jeśli zobaczy to koleżanka, to mamy jak w banku, że nie będziemy już trzymani w pobliżu napastliwej kobiety...dziękuje Ci zazdrości.

            Miłe wypady miłymi wypadami, ale co z koleżankami, których faceci nienawidzą w pragmatycznych sytuacjach? Jest taki drugi typ koleżanki, a zwie się on: Wyrocznia. Wyrocznia wie wszystko. Ma rady dla każdego dotyczące tego jak ktoś powinien żyć. Wie jak powstał kosmos i od czego wyewoluowaliśmy. Wie z kim powinna być jej koleżanka, z kim nie powinna utrzymywać kontaktu. Z kim sypiać, a komu tylko robić nadzieję. Ile mieć dzieci, gdzie mieszkać i gdzie pracować. Normalnie jeszcze tylko opłaty pobierać za te nikomu niepotrzebne porady. Dziewczyny jednak są tymi stworzeniami, które słuchają tych pierdół, bo często same nie wiedzą, co zrobić w danej sytuacji. I pojawiają słowa po wysłuchaniu rad Wyroczni: „Może rzeczywiście masz rację? Może powinnam tak zrobić.” W odpowiedzi zapewne usłyszy: „Ba! Ja się nigdy nie mylę”.
Wyrocznie uwielbiają być w centrum wydarzeń jak Ewa Drzyzga. Chcą wiedzieć wszystko o wszystkich. Ich uszy są kształtu anten satelitarnych, które ściągają sygnał nawet z najdalszego zakątka, a ich języki syczą melodiami nieznośnymi dla męskich uszu.


Charakterystyka Wyroczni:
  • nie jest w związku
  • nie ma dzieci
  • faceci się nią nie interesują
  • ma niepoukładane życie osobiste i/lub zawodowe

Wszystko to jednak nie przeszkadza jej w byciu ekspertem w każdej sferze życia jej koleżanek i przyjaciółek. Jak żyje, tak coraz bardziej tracę wiarę w chęć pomocy tymi radami. Coraz częściej zapala się czerwone światło pod tytułem: Pies ogrodnika. Wyrocznia może nawet nie mieć świadomości, że sabotuje osobiste szczęście koleżanki, co nie przeszkadza jej w ferowaniu kolejnych wyroków.
Później przychodzi kobieta z kawy z Wyrocznią i facet nie ma pojęcia o co chodzi. Przecież nic nie zbroił. Zaczyna się zastanawiać, o co chodzi, przecież jeszcze przed wyjściem wszystko było w porządku. Może tak być, drogi mężczyzno, że nasłuchała się gadek w stylu: „Czemu on ci się nie oświadczy?”, „To nie jest facet dla ciebie kochana, on na ciebie nie zasługuje”, „ Nie chce mieć z tobą dzieci, bo cie nie kocha”. Ważnym elementem układanki, o którym trzeba wspomnieć, to koleżanki rozwódki. Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli zamężna kobieta ma większość koleżanek po rozwodzie, to prędzej czy później...sami wiecie. Ja sam się w pełni pod tym podpisuję.

Nie ma jednak nic straconego. W zamyśle kobieta na pewno wierzy swojej Wyroczni w prawość i dobroduszność jej rad, ale czasem rzeczywistość jest inna. Dobrymi radami piekło jest wybrukowane. Jeśli kobieta jest samodzielną jednostką, to powinna czasem owej koleżance powiedzieć: „Dobrze, rozumiem ale ja tak nie zrobię jak mówisz. To przecież mój, a nie twój mężczyzna.” Zobaczycie jak wielkie oburzenie pojawi się na jej twarzy. Oburzenie wywołane obrazą dumy. Jeśli bowiem ktoś chce pomagać to bezinteresownie – słowo pomoc nie zakłada bowiem żadnych profitów. Więc jeśli ona chce Twojego dobra, to dlaczego nie potrafi uszanować Twojej niezależności w podejmowaniu decyzji. Szczęśliwa kobieta, to taka, która żyje w myśl słów znanej piosenki: Stand by your man...a nie by Kristine.

             Nie warto jednak od razu stawiać krzyżyka na kimkolwiek. Otrzyjmy łzy zniechęcenia i powstańmy by przywitać dobrych ludzi w naszym życiu. Mało takich, wiem, ale tym bardziej powinniśmy ich doceniać. Ten typ koleżanki nazwę bardzo krótko i zwięźle. Ten typ to: „Rób co chcesz, masz do tego prawo. Jeśli ty jesteś szczęśliwa, to ja też. Nie oceniam ciebie, bo to nie ja żyje w twojej skórze. Jeśli chcesz rady, to udzielę jej jeśli będziesz prosiła, ale ja życia za ciebie nie przeżyję, ani konsekwencji za ciebie nie będę ponosić”. Ten typ nie zazdrości – jeśli wyszłyście się pobawić, to dziewczyna taka specjalnie będzie usuwała się w kąt, by nie przeszkadzać, kiedy pojawi się ktoś ciekawy. Nie będzie decydowała za Ciebie – wyrokując co jest dla Ciebie dobre, a co nie. Nie będzie wchrzaniała się w Twój związek, bo ma swój i to on ją absorbuje. Chętnie z Tobą porozmawia na każdy temat, ale nie podejmie za Ciebie żadnej decyzji. Jaka jest więc charakterystyka takiej koleżanki? O! Bardzo prosta:
  • Twój facet ją lubi i szanuje, kropka

Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.

środa, 9 października 2013

Dlaczego nie wiesz, czego chcesz?

               Z imbryka polał się strumień świeżo zaparzonej herbaty. Para wzniosła się nad filiżankę, otaczając ją niczym chmura.

- Co Cię więc sprowadza w moje ustronne progi, młodzieńcze?

- Nie wiem czego chcę drogi Pante – usłyszał w odpowiedzi nalewacz herbaty. - Wiem tylko, że wiem mało. Mało o Świecie, mało o Niej i jeszcze mniej o mnie samym. Chciałbym coś zrobić, bo przecież musi być jakieś wyjście – wzrok młodzieńca skierował się w stronę Pantego w geście poszukującym potwierdzenia.

- Kontynuuj...

- Przychodzę do Ciebie tylko wtedy, kiedy czegoś od Ciebie potrzebuję, ale uwierz mi, że nie mam nikogo innego. Czuję się samotny, a otoczony tyloma ludźmi. Jak więc można narzekać, skoro tyle dusz krzyżuje swoje ścieżki z moimi? Ale im więcej ludzi poznaję, tym bardziej lichy kontakt mam ze sobą. Ich światopoglądy moje zwalczają. Ich idee duszą moje dogmaty. Nie wiem, co jest prawdą, a co kłamstwem. Co jest mną, a co tylko zamierzoną przez kogoś projekcją. A jeśli nie wiem kim jestem, to i czego chcę, z kim chcę i gdzie chcę nie wiem...

- Byłeś dziś u weterynarza?

- Jak to u weterynarza? Przecież jestem człowiekiem! – odpowiedział młody mężczyzna z zarysem oburzenia na twarzy.

- Widzisz jesteś człowiekiem, tak? Sam się zdefiniowałeś, a to już coś. Czemu nie masz bowiem problemu z odróżnieniem się od kamienia, trawy, krowy, czy motyla? Wiesz, że jesteś człowiekiem, ale Twoja pustka spowodowana jest brakiem zrozumienia natury człowieczej. Tak daleko odeszliście od niej, iż sami nie wiecie, czy kły wasze służą do kąsania, czy zrywania liści z drzew. Zgubili się ludzie.

- Dobrze, ale jak to się ma do mojego przypadku? Czy w ogóle się ma?

- Człowiek to istota gruba. Nie, bo człowiek to istota chuda! Człowiek z natury głupi jest! Wcale nie, człowiek to mądra bestia. I dalej. Człowiek ma oczy czarne. Tfu! Zielone ma oczy! Co jest więc prawdą, a co zatem kłamstwem? Definiujesz się, nie znając definicji. Mówisz: „Nie wiem czego chcę!”. A ja pytam, kto powiedział Ci, że masz wiedzieć czego chcieć? Kto podał Ci ten przymiot, któremu tak silnie zaufałeś, że przyjąłeś go za swój ogląd swej natury? - Pante przenikliwie spojrzał na młodzieńca. - Widzisz, w dzisiejszym Świecie musisz być wpasowany. A jeśli się nie wpasujesz, to Cię wprasują. Jeśli i tego nie uda im się z Tobą uczynić, wtedy zostaniesz wygnany. Rzadko możesz liczyć na przydomek proroka, szybciej Cię zabiją. Mamy bowiem dziwny ogląd Świata: „Wszystkim się udaje!” - jednak to kłamstwo. Czyż historia nie chce zaprzątać sobie głowy wyłącznie triumfami, a nie porażkami? I tak wyrastamy w duchu, że każdemu się udaje.

- Pante, ale jak to ma się do mnie?

- Jeszcze herbatki? - zaśmiał się gospodarz. - Nie wiesz jaki powinieneś być, ani czego chcieć, tak? I myślisz, że to źle, tak? To posłuchaj mnie teraz: hahaha – wyszczerzyły się zęby Pantego – ahahaha, nie wytrzymam, haha, zaraz się sturlam pod stół, hahaha on nie wie kim jest hahahaaaa

- Cóż w tym śmiesznego? - Padło pytanie żadające odpowiedzi.

- Hahah, oj, no już już, dobrze, hehe. Zrozum więc po pierwsze, że Twoje życie to łódź. Nie statek. Statek mieści wielu; łódź tylko Ciebie. Statkiem dowodzi więc kapitan, bo cóż by się stało, gdyby każdy pasażer statku w inną chciał stronę płynąć? Chaos. Nieposkromiony chaos. A w łódce siedzisz na swojej dupce – uśmiechnął się stary wyga z wyraźną dumą dla swojego nowopowstałego rymu. - Więc po co zapraszasz kapitana w jednoosobową podróż?

- Ale ja...

- Słuchaj, a nie mów. Powiem więcej. Po co zapraszasz sternika, majtków, bosmanów i innych? Nie wiesz gdzie chcesz płynąć? Łódka przepełniona płynie wolno. W takiej łodzi pojawiają się gorycz, a w konsekwencji konflikt. Takie łodzie grzęzną na mieliznach, a nie płyną w stronę niezbadanego lądu.

- Więc lepiej płynąć statkiem?

- Większość ludzi tak uważa. I tak czyni. Kupuje bilet od rodziców. Wydają im go w szkole. Typ wycieczki wybierają u pracodawcy, a kierunek wskazuje im społeczeństwo. Wygodny brak odpowiedzialności. Nakarmi Cię kucharz. Kapitan będzie czuwał nad bezpieczeństwem. Lekarze się Tobą zaopiekują. A Ty? A Ty wygodnie się rozgość w kajucie – małej, znajdującej się pod pokładem machiny kajucie.

- Ty byś nie chciał płynąć statkiem, prawda? Czuję, że wolałbyś płynąć łódką. Wybrałeś łódkę...

- To nie wybór, to konsekwencja. Ale nie mówmy o mnie. Więc czym Ty chcesz płynąć?

- Łódką oczywiście! - uniósł się krzyk.

- To wspaniale! To wspaniale, bo możesz się wspierać doświadczeniem innych ludźmi, bo oni w swoich planach też nie mają zamiaru przemierzać wód statkiem. Ale skoro tak jest, to czemu wszystkie miejsca na rejsy są wykupione do końca Świata? Głupcy, chciałoby się rzec. A ja mówię, głuptasy. Głupiec, to ignorant, z którym nie warto dyskutować. Głuptas, to ktoś, kto jeszcze nie posiadł wiedzy, by ją wykorzystać, bądź zignorować – trzeba więc mu pomóc...rozumiesz głuptasie?

- Haha, zaczynam...

- Tworzenie, a nie szukanie siebie chłopcze. Każdy Twój dzień zmienia Cię. Słyszałeś o tym, ale tego nie wiesz. Każdego dnia masz wybór: wstać, czy spać. Jeść czy głodzić się. Iść tam, czy iść w inną stronę. Czemu zatem nie podejmujesz tych decyzji? Może przestałbyś w końcu nie wiedzieć tego wszystkiego, czego nie wiesz. Widzisz, nie wiesz tylu rzeczy o sobie, bo się szukasz. Szukasz bo zakładasz, że coś istnieje...na przykład TY - ten idealny, ten prawdziwy. Próbujesz odnaleźć sens. Sensu nie ma, ale za młody jesteś by to pojąć. Czy to oznacza, że sens nie istnieje? Też nie – zrozumienie tego zajmie Ci jeszcze więcej czasu. Każdy dzień przybliża Cię do nieznanego. Smutne to, że to coś jest nieznane, prawda? Ale za to jakie wyzwalające!
Próbujesz zachowywać się jak dziecko całe życie – szukasz aprobaty wypełniając zadania. I jak w szkole, raz dostajesz szóstkę i się cieszysz, a innym razem dwójkę i jest Ci smutno. W życiu na łódce nie ma jednak ocen. Nie ma kapitana, który by prowadził dziennik. Nie ma zatem niczego do czego miałbyś dążyć. Jesteś tym, czym jesteś. Nie jesteś tym, czym nie chcesz być. Wzorce zabrał statek. Wzorce budzą w środku nocy w kajutach malutkich. Nie wiesz czego chcesz? NIE WIEDZ! Pozwalam Ci na to! Sam jesteś tak wychowany, że nie pozwolisz samemu sobie, więc ja Ci pozwalam! Czujesz zagubienie w życiu, bo w lukrowanej rzeczywistości kreowanej przez niebieskie ekrany ona nie istnieje. Każdy bohater filmu jest jakiś. Ty czujesz, że nie wiesz jaki jesteś. Nie chodzi Ci o to, że nie wiesz, tylko czujesz, że nie wiesz – a zatem towarzyszy Ci samoświadomość. Więc BĄDŹ NIKIM! Tak w ogóle: Nic to coś, czy brak czegoś? Ostatnio tak rozmyślam...

- Nooo, to zależy, no jakby to...

- Nie odpowiadaj jednak, bo i tak nie w tym rzecz chłopcze. Pomyśl w domu, a teraz posłuchaj. Człowiekiem jesteś i nigdy nie poznasz siebie. Jak ja siebie nie poznałem, tak i Tobie się nie uda. Bowiem życie to nie konkurs, nie gra o to, by coś wiedzieć, by coś ugrać – to bowiem zwie się człowieczeństwem. Życie natomiast ma to do siebie, że się je żyje. Nie zaprzątaj sobie głowy problemami, jeśli to nie Twoje problemy. Dlaczego niewiedzenie jest złe? Ja wielu rzeczy nie wiem o mnie i guzik mnie obchodzi, czy to dobrze, czy źle. Ale na tych dużych, bezdusznych statkach tak jest. Tam nie wiedzieć to karygodny czyn! Tak więc Bon Voyage! - krzyknął Pante machając ręką w nieznanym kierunku...

Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P. 

wtorek, 24 września 2013

Kobiety z inicjatywą.

               To, że czasy się zmieniają, nie stanowi żadnej tajemnicy dla co bardziej rozgarniętej osoby. Cywilizacja wciąż się rozwija, zostawiając za sobą stare i zardzewiałe schematy życia codziennego. Co jest jednym z takich schematów, który odszedł do lamusa razem z takimi przedstawicielami przeszłości jak kaseta VHS, vibovit czy gry na pegazusa?

               Kobiety coraz bardziej są świadome siebie. Wiedzą już, że nie warto zdawać się na łaskę mężczyzn jeśli chodzi o kwestie finansowe – same studiują i pracują. Niezależność finansowa, to dla Pań coraz większy priorytet, który jak się zapowiada, nie ulegnie jakiejkolwiek degradacji. Kobiety coraz częściej są silniejsze psychicznie niż kiedyś. Rzadziej ulegają presji mamusi czy tatusia, że jakoby warto już mieć męża albo dzieci:
- "Mamuś, skoro tak bardzo chcesz mieć malutkie dziecko w domu... TO SE ZAADOPTUJ!" ...dziękuję i po problemie.
Nie mówię tu o tym, iż kariera jest ważniejsza. Nie, nie. Chodzi mi o to, że kobiety, które nie chcą mieć dzieci, mężów, nie są już wytykane palcami i nazywane "starymi pannami", a co za tym idzie, umożliwia im to wybór sposobu życia jakie one chcą prowadzić - one i tylko one. Większa ilość Pań coraz częściej nie chce też szybkich deklaracji, nie chce się wiązać czy angażować w coś poważnego – co kiedyś byłoby nie do pomyślenia.
Jak widać, opowieść o tym jak wygląda dziś współczesna kobieta zasługiwałaby na oddzielny artykuł. Ja jednak chce opisać wyłącznie jedną ze zmian – przejmowanie inicjatywy przez płeć piękną. Czego to konsekwencja? Jak na to zapatrują się mężczyźni? Dokąd nas to zaprowadzi?

              Na jednym brzegu mamy kobiety wojujące zwane feministkami. Na drugim brzegu mamy natomiast kobiety, które są typowymi szarymi myszkami gotującymi obiady dla swoich partnerów i szanujących ich zdanie ponad swoje. Co jednak z całym środkiem tego oceanu różności?

              Kobieca inicjatywa nie wzięła się z próżni. Jest ona odpowiedzią na określone zjawiska, które towarzyszą dzisiejszemu społeczeństwu. Jednym z nich jest nieśmiałość Panów przed ekspresją swojej męskiej natury. Mężczyźni tkwią ze swoim strachem w głowie, kurczowo trzymając się swoich drogich szalików (ostatnio chłodno na zewnątrz), które jakoby mają zwabiać kobiety, ale żaden nie wpadnie na to, by odzywać się do ów kobiet. Panie już nawet nie łudzą się, iż coś się zmieni w kwestii bezjajeczności mężczyzn. Co jest więc szczepionką na tę przypadłość? Albo posłać mężczyzn na kurs bycia facetem z krwi i kości albo samej pomachać mu ręką na dzień dobry i powiedzieć:
-"No chodź tu malutki do Pani. A co Ty tu masz? Szaliczek? Ale ładniutki, o jejciu. A skąd jesteś? Czym się zajmujesz?" - i na końcu – "To weźmiesz ode mnie jakiś namiar, czy spękasz jak reszta Twojego rodu KOLEŚ!?
               Drugim powodem tego, że Panie chcą same zdobyć mężczyznę jest to, iż nie chcą się dalej zadowalać tym, co podsuwa im los. Wiedzą kim są i czego chcą. Nie mają zamiaru umawiać się z Cześkiem (pozdrawiam wszystkich Czesławów) z pracy, tylko dlatego, bo jest najbliżej no i nikt inny na razie nie jest w pobliżu. Współczesna, wyzwolona kobieta widząc ciekawego mężczyznę– niekoniecznie na ulicy, może to być nawet nieznany pan w towarzystwie – nie omieszka dać mu kilku silniejszych sygnałów. Kobieta może mu nawet ułatwić całą interakcje rozpoczynając rozmowę czy pokazując mu dosadniej, że jest nim żywo zainteresowana.

              Gdzie więc widzimy rozrost mięśnia odwagi w stosunku do inicjowania relacji z facetami?
Parkiety. Białe tango było czymś wspaniale pomyślanym. Kobieta w końcu mogła zatańczyć z tym mężczyzną z którym chciała – o ile zdążyła przed innymi babami. Po podeptanych palcach, pora na zmianę. Teraz kobieta zatańczy z tym, z kim chce i nawet jak ją nadepnie to...
-"eh, co tam, niech depcze ile chce. Byle deptał tylko mnie!"
Niestety białe tango odchodzi do lamusa i korzyści z niego płynące również. Kobiety same na siebie ukręciły bat twierdząc, że to facet powinien okazywać zainteresowanie. No i macie drogie Panie to, na czym tak bardzo wam zależało. Czy jest lepiej? Nie sadzę.
               Swego rodzaju wyzwolenie i silniejszą inicjatywę można również zauważyć na randkach. Tak na marginesie, to nie używa się słowa randka. Chodzi się na spotkania, wypady, lunch - oczywiście z kimś "fajniejszym niż inni", ale nigdy nie na randkę. Więc co z nimi? Ano kobiety chcą dla przykładu płacić. Nie jest to tak, że tak bardzo zależy im na tym, byśmy my, mężczyźni, zaoszczędzili trochę grosza. Chodzi o to, iż jeśli ktoś za nas płaci, to czujemy (bardziej świadomie lub mniej) że jesteśmy temu komuś coś winni; że istnieje swego rodzaju dług wdzięczności. Co więc mężczyzna może chcieć w ramach wynagrodzenia za swoje randkowo-pieniężne poświęcenie? Kobieta myśli, że seks. Na szczęście coraz więcej kobiet stać na to, by płacić za siebie lub wymieniać się ze spotkania na spotkanie rachunkiem. Tylko dlaczego drogie Panie, kiedy jest się już parą, tego podziału nie ma, a głównie płaci tylko jedna płeć? – i to wiadomo jaka...
               Inicjatywę można również zauważyć w kontaktowaniu się "nie twarzą w twarz". Kobiety coraz częściej nie grają w głupie gierki i jeśli mają ochotę zadzwonić do mężczyzny to dzwonią – nawet po pierwszej randce. Chcą napisać sma'a? Piszą go! I tu wyrazy szacunku za brak wyrachowania i szczerość w zamiarach. Pamiętajcie, że mężczyźnie jest równie miło, kiedy dostanie od was wiadomość, jak wam, kiedy to on napisze do was.
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.
              Dalej. Pewność siebie dziewczyn można również zauważyć na takich portalach jak fb, badoo. Wiadomość od kobiety już nie dziwi. Ktoś się spodobał, to czemu by nie napisać? I słusznie. Jeśli wasze koleżanki uważają inaczej, to spójrzcie na to z kim one się spotykają. Jeśli jest bieda i malaria to nie warto się słuchać. Są dwie możliwości, albo ten ktoś odpisze albo nie. Jutro też będzie dzień i nic się nie stanie, jeśli jakiś facet nie odwzajemni zainteresowania, przecież ma do tego prawo.
- "Nie muszę mu się podobać. Ludzie mają różne gusta. Nie mam więc mu tego za złe...głupi palant".
             
             Dobrze, wszystko ładnie i pięknie ale. Co myślą faceci o tej, wyrosłej nie dawno na zgliszczach muskularnej ery mężczyzn, kobiecej inicjatywie? Ano wiem, że niejeden czytelnik chciałby usłyszeć prostą i prawdziwą diagnozę dotyczącą tego, co myśli na ów temat przeciętny posiadacz przyrodzenia. Tego jednak nie mogę uczynić, bo jest różnie.
              Z jednej strony są mężczyźni, którzy uznają, że to rola faceta by podrywać, uwodzić i prowadzić kobietę – i ci przeważnie nie mają nawet dziewczyny. Ale do tej kategorii wrócę w dalszej części posta.
Z drugiej strony są mężczyźni, którym to bardzo na rękę, by to Panie ich prztykały i nagabywały. Oczywiście utwierdzacie ich swoim zachowaniem w ich niedołęstwie, ale cóż, oni i tak pewnie się już nie zmienią. Ciepłe kluchy mają to do siebie, że tylko można je bardziej rozgotować.
Ale! Uf, jest jakieś ale. Są też mężczyźni, którzy nie mają z tym problemów, by to kobieta rozpoczęła na przykład rozmowę. Sami jednak, również mają odwagę, by do tej kobiety podejść, przedstawić się i zaprosić ją na kawę, drinka czy malowanie pokoju. Wtedy mamy do czynienia z mężczyzną fusion – łączącym cechy samcze z przychylnym spojrzeniem na wyzwolenie kobiet - czymś czego nie można uniknąć.
A teraz wracamy do mężczyzn, którzy tak bardzo nie chcą, by to kobiety bawiły się w "łowienie". Wspomniałem, że często twierdzą tak twardziele o wątłych łydkach, ale jest też grupa panów, którym jest to po prostu na rękę. Taki mężczyzna sam dokonuje wyboru, i cieszy go tylko zdobycz. Coś co sam upolował, a nie "zaserwowano mu na tacy". Nie musi odmawiać, rozczarowywać, a sam godzi się na to, by to mu odmawiano i sam był rozczarowywany, ale przynajmniej czuje, że to on dzierży lejce życia i sam dokonuje wyboru. Jasną rzeczą jest, iż takie myślenie nie jest złe, tylko skąd mają wiedzieć skołowane kobiety z jakim typem mężczyzny mają właśnie do czynienia?

               Kobieta z dużym poczuciem wartości i wiedząca czego chce od życia, to znak naszych czasów. Czekanie w nieskończoność na cud było dobre w XIX wieku, ale dziś nie zdaje egzaminu. Kobiety pragną miłości, związków, fascynujących relacji i nie mają zamiaru wyjeżdżać na przykład do Holandii, by ich tam szukać. Kobiety na zachodzie już dawno zrozumiały, że nie ma co liczyć na wystraszonych mężczyzn obawiających się, że włosy im się dziś źle ułożyły. Chcą same wybierać, a nie być tylko wybierane. Czasem warto udawać niedostępną. Czasem bycie tygrysicą popłaca o wiele bardziej. A czasem sposobem jest wyczekiwanie. Rzucenie spojrzenia, uśmiechu w stronę "wybranego wybranka". A kiedy już szczęka zdrętwieje od ciągłych uśmiechów w Jego stronę, a on sam nie zrozumie, że coś jest na rzeczy, to warto się udać w jego kierunku. Podnieść maczugę, pieprznąć w głowę, chwycić za włosy i zaciągnąć do jaskini...co by w warcaby pograć oczywiście.

niedziela, 15 września 2013

Ona nie tańczy dla mnie.

               Sezon weselny już trochę za nami. Zaczyna się okres chłodniejszych dni i imprezy z pleneru znów powoli powracają pod strzechy najróżniejszych klubów i klubików. Co się tam robi oprócz picia alkoholu i czekania w kolejce do toalety? Ano tańczy się! Czasem tylko w teorii, ale zawsze. Kobiety udają się tam w celu rozluźnienia mięśni ciała na parkiecie, a mężczyźni...stania i przyglądania się. Czy na prawdę panowie są winni swojej pasywności? Czemu kobiety tak bardzo doceniają, kiedy samiec potrafi wyprawiać czary na parkiecie? O co w ogóle chodzi z tym całym tańcem?

               Noc. Godzina 23.30. Większość ludzi już "wyluzowanych". Po wypiciu kilku odważniaczków, mężczyzna dochodzi do wniosku: "A co mi tam, podejdę że no!". Więc ów statystyczny pan wybiera panią, przyjmuje pozycje zapraszającą i udaje się w stronę wybranki.
-"Masz ochotę zatańczyć?".
-"Nie, dziękuje".
Mężczyzna nie poddaje się, próbuje dalej na innej pani:
-"Zapraszam do tańca" mówi z uśmiechem.
-"Nie, nie tańczę". Ów mężczyzna zaczyna się zastanawiać co z nim nie tak, skoro kobiety nie chcą z nim tańczyć. Może to ten sos czosnokowy z obiadu? Eee pewnie nie. Może za bardzo się wyperfumowałem? Też chyba nie. Może jestem brzydki? To też raczej odpada. Dobra, próbuję ostatni raz. Nawiązanie kontaktu wzrokowego, wymiana uśmiechów, IDĘ! Łapiąc delikatnie za dłoń, zaprasza do tańca, po czym słyszy:
-"Nie, nie, dziękuje. Bawię się z koleżankami". Mężczyzna wraca do domu z twarzą mokrą od łez. Kładzie się w pozycji embrionalnej na łóżku i przytulony do kocyka zaczyna szlochać.

              Czemu te scenariusze są tak często spotykane? - z naciskiem na większe miasta, ponieważ na prowincji kobiety w większości z uśmiechem na twarzy przyjmują propozycje taneczne.
Zacznijmy od numeru jeden. Kobiety, mimo że tak ochoczo deklarują, iż partner powinien umieć tańczyć, same nie do końca potrafią. Tak. Naraziłem się, ale niestety to prawda. Wystarczy spojrzeć na stopy kobiet na parkietach. Głównie "ryranie" rękami, tułowiem i czasem zamaszysty ruch głowy w celu seksownego odgarnięcia włosów. Natomiast nogi, a dokładniej stopy są zabetonowane w ziemi. Stopy się nie ruszają – umarły. Głuche są. Mówię tu oczywiście o tańczeniu samotnym – bo takie dziś dominuje w lokalach.
Ale pomówmy o tańcach w parach. Czy kobiety też sobie źle radzą? Tak i nie, bowiem nie można mówić o wszystkich, a czasem nawet ciężko jest, nie wypaczając rzeczywistości, użyć słowa większość. Wracając więc do meritum, kobiety w tańcach w parze radzą sobie "w miarę". Prowadzą – czego robić nie powinny, nie utrzymują kontaktu wzrokowego przez co partner może być równie dobrze zastąpiony przez manekina. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ano żeby panów pocieszyć. W jaki sposób? Często, kiedy kobieta odmawia tańca, najzwyczajniej w świecie wstydzi się swojego braku kompetencji. W dzisiejszej dobie tych wszystkich programów tanecznych, nie można sobie pozwolić, by tańczyć "jako tako". Trzeba być mistrzem, a przynajmniej pretendować to takiego tytułu. Kobiety narzuciły sobie tak wysoką poprzeczkę, że nie są już w stanie czerpać dziecięcej frajdy z tańczenia z chłopakiem/mężczyzną. Trzeba jeszcze dodać, że gro kobiet jest najzwyczajniej nieśmiałych. Oczywiście są panie, które to wszystko mają w nosie i chcą się po prostu dobrze bawić i mają gdzieś czy komuś się podoba jak wywija ciałem – i chwała wam za to panie! Często, kiedy kobieta zgodzi się na taniec, pierwsze co mówi to: "Ale ja nie potrafię tańczyć" – tak jakby interesowało to mężczyznę. Jeśli do Ciebie podszedł i zaprosił, to nie musisz się przejmować tym czy dobrze wypadniesz. Nieumiejętność tańczenia spowija większą część mężczyzn niż kobiet, więc on po prostu chce się dobrze bawić i ma nadzieję, że Ty też.

              Na parkietach można zauważyć kilka stałych. Pewne charakterystyczne zachowania dla obu płci. Dla panów oprócz trzymania piwa i podpierania ścian przez 90% imprezy ( i proszę mi tu nie narzekać panie, skoro i tak nie przyjmujecie od nich zaproszeń - i nie mówię tu o pijanych facetach) jest to, iż nawet jeśli wyjdą na parkiet, to bardziej zwracają uwagę na to, jak są postrzegani niż na to, czy się dobrze bawią. Ich wzrok wędruje po innych ludziach, czy Ci aby na pewno się z nich nie śmieją. Ich wzrok wodzi za pannami, do których wstydzą się odezwać. Taniec nie jest tańcem spontanicznych, a jedynie przykrym obowiązkiem, który trzeba odbębnić, skoro już się jest w miejscu, gdzie muzyka jest głośniejsza niż zwykle.
Swego czasu miałem okazję rozmawiać z DJ, który wyjaśnił jak wygląda kwestia tego braku frajdy i nieśmiałości na parkiecie. Otóż kiedy zaczyna się impreza, światła zawsze są bardzo słabe, tak by nie można było dokładnie rozpoznać osób, które tańczą. Robione jest to po to, by ludzie z większa śmiałością wychodzili na parkiet. Gdyby światła były mocne jak w środku imprezy, nikt nie odważyłby się wyjść jako pierwszy. Możecie sami to sprawdzić na jakiejkolwiek dyskotece, klubie, itp. Kiedy więc jest ciemniej, czujemy się swobodniej bo...nie widać jeśli się wygłupimy, nie potrafimy tańczyć. Oczywiście po określonej godzinie i tak nikogo światło już nie obchodzi: %.

               Sam taniec ma być zabawą, a my go traktujemy jako oświadczyny. Rozumowanie, że jeśli z kimś zatańczę, to będę musiał się z tym kimś "męczyć" resztę wieczoru jest głupie i naiwne. Jeśli z kimś się dobrze bawimy, to możemy zacząć rozmawiać, możemy przetańczyć więcej piosenek, możemy nawet spędzić cały wieczór razem. Jeśli natomiast ktoś nam nie odpowiada, to dziękujemy za taniec i bawimy się dalej bez tego kogoś.
O tym, o czym trzeba również wspomnieć to sama muzyka. Nie ukrywam, że tańczenie do utworu na "raz" (umcy umcy) nie jest żadną frajdą. Oczywiście, kiedy ktoś nadużył różnych środków, to taka muzyka będzie jak znalazł, bo nie trzeba nawet do niej tańczyć. Jak więc bawić z kimś do takiej muzyki? Próbujmy albo po prostu udajmy się na sale z czarną muzyką, gdzie taniec, to taniec, a nie ruchy przypominające otrzepywanie się z kurzu paralityka na antydepresantach. Muzyka zawsze miała zbliżać ludzi, a dzisiaj co? Muzyka stanowi kolejny powód do wyalienowania się w swoim świecie, zamiast dać się porwać partnerowi.
Jednakże oprócz moich zaleceń i tak jest spora część ludzi, którzy nie lubią albo najzwyczajniej nie mają akurat ochoty z kimkolwiek tańczyć i też trzeba to uszanować.

               Taniec można porównywać do wielu rzeczy. Tango jest przykładem gorącego romansu ze wszystkimi jego elementami. Pogo to uwolnienie agresji i energii w nas drzemiącej. Walc jest pruderyjny i zdystansowany, a dancehall z swoim odłamem daggering jest natomiast bardzo seksowny. Co by jednak nie mówić, taniec zawsze musi być frajdą, zabawą. Uczuciem mu towarzyszącym ma być zapomnienie o całym świecie i skupienie się wyłącznie na tu i teraz. Każdy z nas chciałby tańczyć z kimś, kto nas oczaruje swoją charyzmą i ruchami, ale niestety nie zawsze tak jest. Następnym razem, kiedy wybierzesz się potańczyć, zrozum, że z ów piękną czynnością jest jak z całowaniem ropuch przez księżniczkę. Trzeba czasem potańczyć z kimś "eh", żeby natańczyć się z kimś "oh".
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam 

niedziela, 8 września 2013

Poproszę miłość, szczęście, chleb i dwie cebule.

               Oddajmy mu "zasłużony" pokłon. Wypnijmy tyłki i na kolanka gawiedzi! Kto nie odda czci, tego spalą żywcem!
Komu muszę/musimy się pokłonić? Ha! To nie żaden rozkaz, my z własnej woli się kłaniamy. Ale komu? Ano mu: $.
Ma wpływ na całe nasze życie. Niby frazes, ale chodzi o coś głębszego. On uzależnia od siebie nasze życie zawodowe, nasze szczęście, naszą miłość, ilość naszych dzieci, to gdzie mieszkamy, jak się zachowujemy, kim próbujemy być w oczach innych, jak często się kłócimy, jak często się śmiejemy, ile mamy orgazmów (w dalszej części posta wytłumaczę), czy odsiadujemy jakiś wyrok etc., ect. Oczywiście nie można mu przypisać całego zła i dobra tego Świata, no ale...

               Skupmy się na konkretnych przykładach wdając się w szczegóły. Na pierwszy ogień idzie życie uczuciowe. Co ma pieniądz do wiatraka? Przecież miłość nie zna ceny, jest ponad ten przyziemny atrybut życia codziennego. No nie do końca. Mężczyzna, osobnik wyposażony w zewnętrzny narząd płciowy próbuje zwabić samicę w celu kopulacji. Jak więc zwabia? Jeśli nie ma ciekawej osobowości, pogodnego usposobienia i czarującej prezencji...musi mieć pieniądze. Hm, wielu kobietom to odpowiada i nie mam zamiaru wydawać tu jakichkolwiek sądów, bo to tak jakby mieć żal, że mężczyznom podobają się wyłącznie atrakcyjne panie. Ale kiedy już patrzymy na możliwość związania się z kimś przez pryzmat "szmalcu", to chyba coś tracimy. Niewątpliwie zyskujemy luksus, wycieczki do Egiptu, wyprawy do spa i ładne ubrania ale poza tym jakby czegoś brakowało. Trzeba się więc udać do sklepu żeby to kupić. Czyż nie tak postępuje się w konsumpcyjnym społeczeństwie, w jakim obecnie odbywamy tańce godowe? Więc idziemy do sklepu i nic. Idziemy na stoisko z warzywami, mrożonkami, sokami i nic.
-"Kurcze, a jeśli nigdzie tego nie dostanę"? - pojawia się pytanie Coś za coś moi drodzy.

No dobrze ale mówimy tu tylko o skupianiu się kobiet na pieniążkach, a co z facetami? Czy chce napisać o utrzymankach? Nie do końca. To o czym chce wspomnieć poruszając temat chłopów? O tym, że wielu mężczyzn niesłusznie uważa, że jakoby "wszystkie" kobiety patrzą tylko na pieniądze. Smutne to z wielu powodów. Jednym z nich jest samosabotowanie się panów, jeśli chodzi o stworzenie ciekawej relacji z ciekawą kobietą.
-"Skoro nie mam pieniędzy, to gdzie ja zaproszę taką dziewczynę? Ona pewnie musi 2 razy w roku jechać na zagraniczne wczasy, a ja nawet nad Bałtykiem nie byłem. Nie mam drogich ciuchów, markowego zegarka i samochodu z logiem od drogiego dealera. Eh, to nie ma sensu, ona się mną nie zainteresuje." I masz rację! Jeśli będziesz tak myśleć, to powiem więcej– nikt się Tobą nie zainteresuje! Odłóż na bok swe uprzedzenia i urojone poglądy i daj sobie szansę. Ja nic nie obiecuję ale uwierz mi, więcej jest do wygrania niż stracenia. Jest tak wielu ciekawych mężczyzn, którzy nie mają kobiety tylko dlatego, bo myślą, że ich na to nie stać. Po chodnikach, kostkach brukowych, łąkach i plażach przechadzają się dziewczyny, które pieniądze jeśli chodzi o miłość mają w nosie, więc kolego idź i je znajdź, obiecuję, warto.

               Miłość zostawiamy za sobą, by pomówić teraz o pracy.
-"No jak po co studiuję ten kierunek? Człowieku wiesz ile pieniędzy można zarobić!?".
-"Wiesz co, mógłbym robić to co lubię, ale z tego nie ma kokosów. To znaczy wiesz, można się spokojnie utrzymać, ale chciałbym więcej". I więcej, i więcej, i więcej aż pękniemy albo się zesr**y. Jeśli ktoś chce sprzedać swą duszę za garść srebrników, to proszę bardzo, tylko mi nie narzekać w wieku 40/50 lat, że się życie zmarnowało, nie było się ani dnia szczęśliwym, mimo że mamy stu calową plazmę, granitowe blaty w kuchni i panią gosposię. Mieć czy być? - oto jest pytanie!
Widzisz, kiedy usiądziesz w swoim pięknym domu kupionym dzięki kredytom, kiedy popatrzysz na jego piękne oświetlenie, jego cudowny, elektroniczny sprzęt w który jest wyposażony...ale czekaj, czekaj a co się stanie jak zabraknie prądu? Co zrobisz? Nie masz nic! Bez prądu Twoja krwawica poszła w błoto. A co jeśli zastanie nas inflacja i za nasze oszczędności będziesz sobie mógł co najwyżej kupić gumę balonową? Cale życie pracowałeś dla pieniędzy i teraz ich nie masz. Tylko się zabić. Skoro ich nie ma, to i sens wyparował.

               Pieniądze, a spokój ducha. Pojawiają się zera na koncie – robimy JUPI! Są same zera na koncie – robimy BUUU! Wygraliśmy na loterii? Robimy JUPI! Mąż za mało zarabia? Robimy BUUU! Nasze dziecko chce zostać lekarzem? Robimy JUPI! Nasze dziecko chce zostać malarzem? Robimy BUUU!
W starożytnym Egipcie do piramid czyli grobowców faraonów pakowali wszystko. Meble, ubrania, olejki eteryczne, złoto, drogocenne kamienie. Po tysiącach lat możemy stwierdzić jedno. Wszytko zostało. Wszystko. Żaden faraon nie skitrał grama diamentu na tamten Świat. A my co? Żyjemy tak jakbyśmy mieli żyć wiecznie i jak Wujaszek Kaczora Donalda urządzać sobie kąpiele w złocie. Ale wszytko tu jest wypożyczone na określony, krótki czas i będziemy musieli to oddać. Wiec powiedz sobie, kiedy następnym razem będziesz smutny, bo zgubiłeś 20 zł:  Idź pan w cholerę z tymi pieniędzmi! Tak!
Szczęśliwy mam być, kiedy realizuję siebie, kiedy robię to co kocham, kiedy obok znajduje się kobieta, na którą spoglądam z zachwytem kiedy ona śpi. Szczęśliwy mam być, kiedy moje dzieci urodzą się zdrowe, kiedy będą miały włożyć co do garnka i będą miały ciepło w pokoju! Wszystko ponad to to bonus!
Smutno może Ci być, kiedy odeszła bliska Ci osoba, kiedy świat wokół Ciebie traci sens, kiedy nie masz na czynsz i na chleb. W innych wypadkach, kiedy zarabiasz nie 10 tysięcy, a 3 tysiące i jest Ci z tego powodu źle, to znaczy, że pogubiłeś się w tym życiu.

               Na zakończenie pytanie: Jaka jest relacja między szczęściem, a ilością zarabianych pieniędzy? Można to w ogóle zmierzyć? Tak. Miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych, a dokonali tego Amerykańscy nau...oj no sami wiecie. Po przebadaniu licznej grupy Amerykanów, doszli oni do wniosku, że poczucie szczęścia rośnie wraz ze wzrostem płacy. Niby oczywistość ale. Poczucie szczęścia rosło tylko do sumy 6 tysięcy dolarów. Jeśli ktoś zarabiał nawet 100 000, czy nawet milion – na skali deklarowanego szczęścia nie było różnicy. Na pewno miliarder może ciekawiej spędzić wolny czas, ale... go nie ma – musi przecież zarabiać. Trzeba pamiętać, że suma 6 tysięcy to standard amerykański. Nie można go przerzucić na rynek polski. U nas suma ta będzie odpowiednio niższa, jako że jesteśmy mniej zamożnym krajem. Wniosek? "Piniądze" to nie wszystko!
               A i jestem winny spełnić obietnicę z początku posta. O co chodzi ze związkiem orgazmu z pieniędzmi? Będzie krótko i na temat - dokładnie tak jak z rzeczonym orgazmem (a przynajmniej tym męskim). Im więcej zarabia partner życiowy kobiety, tym więcej przeżywa ona orgazmów. Wniosek? Liczy się jednak grubość...portfela. Warto jednak nadmienić, że badania te, to też zasługa amerykańskich naukowców. Propozycja dla nich ode mnie: Czy jeśli partner wybranki więcej zarabia, to czy kobieta się więcej uśmiecha?
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam  

sobota, 24 sierpnia 2013

„A jakim zwierzęciem TY byś chciał być?”

               Jakiś czas temu miałem przyjemność oglądać wywiad z jednym z najbardziej uznanych profesorów Uniwersytetu Stanforda. Prowadzący wywiad zapytał, czy istnieje jakiś pytanie, które uwielbia zadawać swoim studentom. W zamyśle dziennikarz miał zapewne jakieś będące dynamitem, na które żaden z uczniaków nie potrafiłby odpowiedzieć. Profesor się zamyślił i po chwili powiedział: „Jest takie pytanie, lecz lubię je zadawać nie tylko studentom. Brzmi ono…”.
Od razu mówię, że nie mam zamiaru mówić jakie to było pytanie – to nieważne. Oglądając ten wywiad, sam pomyślałem jakie JA pytanie zadałbym wielu osobom, gdybym miał tylko ku temu sposobność. Po długim czasie zadumy pojawiło się. Brzmi ono następująco:

<Gdybyś miał wybór, jakim zwierzęciem chciałbyś być po śmierci, czym byś chciał być?>

Nic więcej bym nie dodał, oprócz tajemniczego: Pomyślcie, to może zmienić wasze życie.

               Teraz jeśli masz ochotę, zastanów się jakim zwierzęciem Ty byś chciał być. Pomyśl, czym byś był, gdzie byś był, co byś robił. Czy żyłbyś w grupie, czy raczej samotnie. Pomyśl o różnych kontynentach, różnych klimatach, różnych gatunkach zwierząt. Wybierz jeden, wyobraź sobie, co robisz będąc tym zwierzakiem i wtedy możesz czytać dalej. Masz do wyboru gatunki drapieżników, ryb, ptaków, naczelnych, owadów, gadów. Wybierz dokładnie i wyobraź sobie jak wyglądałby Twój dzień w jego skórze.

               O co chodzi w tym prostym pytaniu, błahym i naiwnym jakby się zdawało na pozór? Co ono może mi powiedzieć? A tym bardziej, czy może wprowadzić zmiany w moim myśleniu o mnie samym?
Otóż może. Pytanie to bowiem jest jednym z padających w psychologicznych kwestionariuszach. Kiedy więc już wybrałeś, możesz dowiedzieć się o co chodzi i jak to działa – w przeciwnym razie, jeśli nie wybrałeś i masz zamiar wybrać typ na końcu posta, mniej wyciągniesz z tej lekcji.
              Każdy z elementów odpowiedzi ma znaczenie. Opis co robisz jako to zwierzę, również jest bardzo ważny. Odpowiedź: chciałbym być ptakiem - to za mało. Są bowiem orły, kury, kolibry i pingwiny. Chciałbym być rybą – ale rekinem, płotką, szczupakiem, delfinem, konikiem morskim? Sam więc widzisz, że im bardziej skrupulatna odpowiedz, tym więcej się dowiesz. Pytanie brzmi czym chciałbyś być PO ŚMIERCI. Tak więc Twoje myślenie ukierunkowuje się na przyszłość, na coś czego nie ma, a będzie. Możesz więc w tym momencie zadecydować jak DOPIERO BĘDZIE wyglądało Twoje życie, które żyjesz TERAZ.

Zacznijmy więc,

               Weźmy odpowiedz „Chciałbym być ptakiem – orłem”. Orzeł jest istotą wolną. Lata. Sama idea szybowania, wznoszenia się ponad wszystkim i wszystkimi, przecinania chmur swoim torem lotu podczas dumnych, zamaszystych ruchów skrzydeł, jest piękna. Dalej. Orzeł nie lata w stadzie, jest raczej samotnikiem. Jest ptakiem silnym, drapieżnym, dumnym. Nie jest jak wróbel, czy gołąb. Gołąb żebra, orzeł nigdy się nie prosi, sam zdobywa pożywienie. Orzeł jest również swego rodzaju symbolem.
Jak już zapewne zdarzyłeś zauważyć, zwierze to symbolizuje Twoje ideały. To kim chciałbyś być, a pewnie nie jesteś. To czego pragniesz, a może nie zdajesz sobie z tego nawet sprawy.
Osoba, która chciałaby być więc orłem, chciałaby posiadać wyżej wymienioną charakterystykę. Chciałaby posiadać cechy orła, których pewnie nie posiada. Kto może udzielić odpowiedzi: orzeł? Na przykład gospodyni domowa. Śmieszne, prawda? A jednak prawdziwie. Kobieta, która siedzi ciągle w domu, zajmuję się dziećmi, nie zwiedza Świata, musi zapomnieć o swoich potrzebach i niestety słuchać się męża, może w głębi duszy chcieć być wolnym ptakiem, który ogląda cały świat z wysokości nieboskłonu. Decydować o sobie, umieć się sprzeciwić. Być dumną z tego kim jest. Być niezależną – tego wszystkiego nie ma, bo jest kurą (wiadomo jaką), a nie bielikiem.
              A co do kury. Kto może chcieć być kurą? Takiej odpowiedzi może udzielić osoba, która w głębi duszy chciałaby służyć innych (kura daje jajka, pomaga ludziom), prowadzi spokojny tryb życia; kura raczej nie jest tak aktywna jak rekin. Kura żyje w stadzie więc osoba, która wybrała to zwierze, w głębi siebie pewnie nie jest samotnikiem.  
              A teraz załóżmy, że zadajemy to pytanie osobie, która całe dnie przesiaduje przed monitorem komputera grając w gry. Osoba taka, mimo że sprawia wrażenie, że jest introwertykiem, człowiekiem zamkniętym w sobie, bojącym się kontaktów z innymi i rzeczywistością może odpowiedzieć, że chciałaby być lwem Odważnym, silnym, stanowczym, pięknym lwem. Jednak lew raczej nie pasuje do takiej osoby. To prawda. Lecz to pytanie nie brzmi: „Do jakiego zwierzęcia porównałbyś siebie”?, tylko „Jakim chciałoby się być”.
              Osoba, która jest pracoholikiem, zadaniowcem przedkładającym firmę nad rodzinę „powinna” odpowiedzieć, że chciałby być pszczołą - zapracowaną robotnicą. Odpowiedz taka miałaby sens, gdyby miała charakteryzować jej OBECNE życie. Ale człowiek taki może odpowiedzieć, że chciałby być hipopotamem. Jak więc wygląda życie hipopotama? Totalna sawannowa beztroska, oblewanie się wodą, pływanie w błocie i nie przejmowanie się niczym. Cudowna, leniwa egzystencja przerywana żarełkiem. Taka odpowiedz daje więc dużo wiadomości o człowieku, który jej udzielił. Może to oznaczać, że człowiek ten w rzeczywistości nie lubi swojej pracy. Ogromna ilość obowiązków mu ciąży…ale musi zarabiać, więc się na to godzi. Człowiek ten może nawet sobie nie uświadamiać tego, że nie lubi swej pracy, co nie oznacza, że w głębszych pokładach świadomości (nieświadomość) tak właśnie jest – a stało się tak dzięki wyparciu (dziękujemy Panie Freud).
               Weźmy inny przykład. Osoba, która nie jest asertywna, daje się wykorzystywać przez innych. Osoba taka pewnie będzie miała problemy z powiedzeniem stop, nie. Nie będzie w stanie się sprzeciwić. Będzie czuła, że z każdej strony jest kontrolowana, wykorzystywana przez innych, złych ludzi. Może wzbudzić zdziwienie, kiedy taki ktoś powie, że chciałby być lisem. „Lisem?”- zapytalibyśmy z niedowierzaniem. Tak lisem. Lis jest przebiegły (ja nie jestem), chodzi swoimi ścieżkami (mnie ciągle kontrolują). Nikogo nie pyta o pozwolenie (nie biorę za siebie odpowiedzialności). Jest swoim panem i władcą (ciągle ktoś mną rządzi). Wykorzystuje inne zwierzęta (to zawsze ja byłem wykorzystywany), jest często mściwy (ja taki chciałbym być, aby tamci zapłacili za moje szkody). Osoba ta bowiem nie mówi jaka jest, ale mówi o swoich frustracjach, a tym samym kim chciałaby być, by ich unikać.

               Często nie można się z kimś porozumieć. Wynika to często z bezpośredniości naszych pytań: Czego byś chciał? O co Ci chodzi? Kim chciałbyś być? Dlaczego Ci smutno? Często możemy usłyszeć odpowiedz: Ja naprawdę nie wiem. I ciężko temu zaprzeczyć. Ludzie rzeczywiście nie uświadamiają sobie wielu swoim motywacji, swoich zachowań. Takie przeniesienie może bardzo dobrze się sprawdzić w przypadku ludzi, którzy nie potrafią bezpośrednio rozmawiać o swoim wnętrzu, uczuciach, pragnieniach. Możemy naprawdę dużo powiedzieć o innym człowieku po jego odpowiedzi na to proste, a głębokie pytanie.

               Jednak należy też pamiętać o nas samych. Sami często nie wiemy o co nam chodzi? Bezpośrednia rozmowa ze sobą jest dla wielu ciężką przeprawą. Popatrzenie na siebie z lotu ptaka jest nieosiągalne. A wystarczy czasem zadać sobie pytanie: Jakim zwierzęciem chciałbym być po śmierci, w nowym wcieleniu gdyby istniało- czyli czego bym chciał, gdybym to ja mógł decydować (bo w końcu Ty wybierasz to zwierzę), gdzie bym chciał być? Jak się zachowywać, jaki mieć charakter, czyli charakterystykę mojego gatunku. Czy żyć w stadzie czyli być społeczną osobą. Czy chciałbym żyć w oceanie (kocham wodę). Czy żyć na Arktyce jako niedźwiedź polarny, czy zebra na upalnych bezdrożach ( w zamyśle: czy chciałbym się przeprowadzić do zimnej Skandynawii, czy do upalnych Włoch?)
To jedno pytanie może wiele o Tobie powiedzieć.
I teraz najważniejsze. Jeśli zrozumiesz, że tak, jak możesz wybrać to zwierzę – gdzie by mieszkało, jak żyło, jakby się zachowywało; tak samo możesz przecież zdecydować o swoim OBECNYM życiu. Wystarczy chcieć…wystarczy chcieć. Odpowiedź na to pytanie pozwoliła Ci bowiem wytyczyć kierunek w jakim chcesz i powinieneś zmierzać.

               Na koniec pozostawię Cię ze słowami Haruna Yahya. Słowa, które mają Ci przypominać kto decyduje. Harun z zadumą patrząc na drzewo rzekł: Zawsze się zastanawiam, dlaczego ptaki zostają w jednym miejscu, skoro mogą być gdziekolwiek na Świecie by chciały. Po chwili posmutniał i dodał: I dlaczego ze mną jest tak samo…?
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam 

środa, 7 sierpnia 2013

Spłucz marzenia w toalecie.

              Co jest przekleństwem dzisiejszych ludzi? Alkohol? Nikotyna? Zdrady? Kłamstwa? Zdawałoby się, że co najwyżej wypisane wcześniej słowa umilają życie, powodują, że nie jest one sztampowe, przewidywalne. W gruncie rzeczy właśnie o to nam chodzi. To zaskoczenie napełnia nas nowym tchnieniem, by ciągnąć dalej swój przeceniany żywot. Co zatem staje się dla ludzi najgorszą z możliwych zmór? Jest jedna albo przynajmniej jedna. Jest nią niezdecydowanie się i zachowawczość w naszej cudownej, nie napawającej lękiem strefie komfortu. „Jest jak jest. Po kiego czorta to zmieniać”? Stawka jest duża. Stawka to nasze życie przeżyte tak jak tego chcemy. Dlaczego więc nie potrafimy wysiąść z pociągu zwanego apatią? Dlatego…

              Ciekawym doświadczeniem o jakim ostatnio miałem okazję czytać jest doświadczenie z żabami. Otóż, kiedy żywą żabę spróbujemy wrzucić do wrzątku, to ów biedne stworzenie wyskoczy z niej „jak poparzone”. To chyba oczywiste i nie trzeba się specjalnie nad tym rozwodzić. Sytuacja natomiast wygląda zgoła inaczej, gdy tę samą żabę włożymy do naczynia z wodą, którą będziemy stopniowo podgrzewać. Żaba przez to, że temperatura jest podwyższana nie potrafi dostrzec niebezpieczeństwa. Konsekwencją tego jest ugotowanie się żaby za jej „przyzwoleniem”. Czy to nie dziwne? W tym doświadczeniu ukryta jest odpowiedz, dlaczego tkwimy tam, gdzie wcale nie chcemy, z tymi których nie chcemy.

              Kobiety chcą miłości, pragną księcia z bajki. Pragną być zaskakiwane, chcą kosztować życia z Nim u boku. Pragną czegoś więcej niż: „No to kup dziś chleb i ziemniaki. A nie, ziemniaki ja kupie jak z roboty będę wracał”.  
Faceci chcą wygimnastykowanej seksoholiczki. Kobiety, która będzie zarówno błyszczeć na salonach, będzie kochała wszystkie dzieci i szczeniaczki, ale w szafie na ubrania pod garsonką do pracy skrywała gorset i samonośne pończochy.

Jedni i drudzy nigdy tego nie wezmą, nawet jeśli dostaliby swoje pragnienia na tacy. Facet się przerazi, że taka kobieta to za wysokie progi, że nie sprosta. Że dokształcać się będzie musiał na wielu płaszczyznach, że dostanie zawału. Stres, ciśnienie, inni faceci czyhający na jego kobietę to za dużo jak na niego.
Kobieta nigdy nie wybierze swoich ideałów bo, jak taki facet wychowa mi dzieci. „Teraz pięknie ale co później?” – powtarzają te, co tak często drą się, że trzeba żyć chwilą. Carpe diem? No chyba kpicie. „Miłość miłością ale to raczej na wakacyjny romans niż żyć tak codziennie. To by mnie wykończyło”. No to zostają nam tylko książki. Wyłuzdanie w waszym życiu zastępuje wam 50 Twarzy Grey’a. Poczucie bycia dobrą kucharką programy Pani Gessler, a uczucie bywania na salonach programy i gazetki o celebrytach. Ale to fikcja! Zacznij żyć jak chcesz! Czytanie w kółko tej samej literatury to fałszywe rozgrzeszenie dla naszego własnego lenistwa, strachu przed spróbowaniem, lęku przed pokazaniem tego czego chcemy, kim jesteśmy, kim chcielibyśmy się stać.

A z panami to samo: odcinek Californication nie zrobi z Ciebie znakomitego charyzmatycznego pisarza – zacznij pisać. House nie spowoduje, że będziesz znakomity w dedukcji niczym Sherlock Holmes – idź na medycynę i „patrz szerzej”. Programy Bear Gryllsa o dzikich wyprawach nie zrobią z Ciebie podróżnika – idź na wspinaczkę. No, a różowe filmy…no to już jest największa proteza dla cudownej czynności.

              Każdy z nas ma wybór! Nie chce mi się nawet słuchać, że „To się jakoś potoczyło”, „No jakoś tak wyszło”. Gdyby ktoś nam powiedział, że będziemy do końca życia pracować w rzeźni i cały dzień robić obrzydliwe parówki to albo byśmy się obrazili albo byśmy tego kogoś wyśmiali. Ale przecież tacy ludzie pracują, parówki same w sklepie się nie pojawiają. Ci ludzie poszli do pracy, bo musieli. Tłumaczyli sobie, że to na chwilę, że przejściowo, że gdy tylko odbiją się, z powrotem będą robić coś lepszego, wartościowszego. Otóż teraz mają 40 lat i im się nie chce. Woda była stopniowo podgrzewana i nim się obejrzeli zaczęła bulgotać…zostali ugotowani.

              Chcemy tak wiele, ale nie chcemy robić czegokolwiek w tym kierunku. Chcemy być znanymi muzykami ale nie wysyłamy nigdzie swoich utworów. Chcemy być znanymi aktorami ale nawet przez myśl nie przeszło nam, by zdawać do szkoły aktorskiej. Chcemy tak wiele,  ale my się boimy. Boimy się zarówno porażki jak i…sukcesu. Powiem więcej. Sukcesu boimy się bardziej. Sukces bowiem zmienia nas i wszystko wokół, porażka tylko nas samych. Z porażką wiem co zrobić. Zakopać głęboko w sobie, by nie miała możliwości oglądania światła dziennego. Ze szczęściem natomiast nie mamy pojęcia co począć. Tak długo czegoś chcieliśmy, teraz to mamy i dochodzi do nas pytanie: „Czy to jest jednak to? Czy rzeczywiście to na tym nam zależało?” Zaczynamy się bać. Nie wygranej, ale zmian. Zmian w życiu, które sukces w nie wprowadza czy nam się to podoba czy nie. Każdy chce prowadzić takie życie jak prowadził dotychczas i nawet nie ma zamiaru czegokolwiek zmieniać. Lepiej jest chodzić po oswojonej pustyni i umierać z pragnienia, niż zapuścić się w nieznaną dżunglę, nawet jeśli może być tam upragnione źródło…bo przecież może go tam nie być, prawda? Ale tego się niestety nie dowiesz.

             Jimi Hendrix powiedział, że kiedy miał 18 lat zrozumiał, że musi opuścić Seattle. Powiedział, że to miasto jest jak gąbka –wsiąka ludzi. Zanim się obejrzą mają już małżonka, dzieci i prace do emerytury. Więc jeśli chce się zobaczyć coś więcej niż Seattle trzeba stamtąd czym prędzej spieprzać. Musisz COŚ zrobić żeby COŚ się zmieniło!

„Też bym mogła mieć takiego faceta, jak ta wymalowana kobieta. Że jej się chce tak codziennie malować”.

„Kurcze poszedłbym z nią na randkę ale nie chce mi się ubierać, jechać, no i za ciepło jest na zewnątrz”.

„Też bym tak malował, ale kursy? Na co mi to? Jak ktoś ma talent to nie musi”.  

              Nam się nie chce. Nie chcemy wystawiać łebków po jedzenie, my tylko krzyczymy, że jesteśmy głodni. Kiedy ktoś proponuje wyjazd, wszyscy są chętni. Ale z każdym dniem bliższym do daty wystartowania, jest coraz mniej osób zainteresowanych. Dochodzi do nas, że będzie trzeba się spakować, jechać. Nie wiemy jak tam będzie itp…nie chce się nam. Wolimy znów siedzieć w domu, mimo że ciągle narzekamy, że w nim siedzimy. WYJDŹ CHOCIAŻ POBIEGAĆ!

              Wybitne jednostki to nie te, które dostały talent w spuściźnie. Szczęśliwi ludzi to nie ci, którym dopisał łut szczęścia. Osoby w cudownych związkach, to nie wygrani na miłosnej loterii. Ich obecne życia są konsekwencjami ich uporu i jasno wytyczonego celu. To ludzie, którzy nie bali się porażek i co ważniejsze, to ci, którzy wiedzieli jak poradzić sobie z wygraną. Jeśli chcesz dostawać to, co dostajesz, to nic nie zmieniaj. Porzucenie naszych codziennych rytuałów, znanej nam przestrzeni, naszej codzienności do której się przyzwyczailiśmy, bo właśnie STOPNIOWO ktoś podkręcał temperaturę w naczyniu powoli acz skutecznie zabija nas samych. My nie chcemy realizacji marzeń, my chcemy tylko marzyć.
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam