poniedziałek, 3 czerwca 2013

Uśmiechnij się smutny klaunie.

               Budzik! Otwierasz oczy, ręką leniwie smagasz jeden z najgorszych ludzkich wynalazków (przynajmniej rano) - wciskasz drzemkę. 5 minut później nie ma odwrotu, trzeba wstać. Kolejny dzień, by zdobyć Świat. Kolejna szansa dana od losu, by cieszyć się tym co masz, bliskimi, którzy są przy Tobie. Kolejny świt, by móc dalej realizować swe marzenia…taaa, no przecież.

               Dzień wcześniej kładziesz się spać aby dać odetchnąć swojemu ciału i duchowi, ale rano i w ciągu dnia wcale nie jest lepiej. „Czy ja w ogóle spałem”, „Czy śnią mi się koszmary, że jestem zawsze taki niewyspany?”.
Pierwsza kawa – smak cudowny, pierwszy papieros – mógłby być lepszy. Pod koniec naszego pożywnego śniadania tylko przez sekundę przelatuje Ci myśl o konieczności rzucenia. Nie. Nie możemy. Bowiem jeśli przestaniemy palić i w trakcie spotkania towarzyskiego będziemy chcieli odpocząć od ludzi, nie będzie argumentu aby choć na chwile się ulotnić, a nawet jeśli to zrobimy, to nie paląc papierosa i wpatrując się w okno będziemy wyglądać jak „pieprzony filozof”.
               Czas do pracy. Z nią jest jak ze szkołą za młodzieńczych lat. Chcesz do niej chodzić tylko wtedy, kiedy jeszcze do niej nie uczęszczasz. Później jest już tylko gorzej. Wredną nauczycielkę zastępuje szef; prace domowe, których nienawidziliśmy, zastępują obowiązki brane do domu; a kujona z naszej klasy najambitniejszy z pracowników, który niszczy nam psychikę równie skutecznie, co ów szkolny palant.
„Pieprzę, nie idę. Nie dziś, Nie kolejny raz!” – ale nie ma mamy, która napisze zwolnienie, nie ma kogo oszukać, że jakoby boli nas brzuch albo źle się czujemy, więc musisz iść. Więc idź!
„Kiedyś to minie, kiedyś zrobię coś co odmieni moje życie!” – Twoi rodzice tak samo myśleli, spytaj się ich, czy im się udało…
               Jedziesz autobusem, bo współczesnego yuppie nie stać na samochód, a nawet jeśli to szkoda mu na niego pieniędzy. Widzisz ludzi, ich twarze, spracowane, przepite. Każda z nich niesie w sobie historię, która gówno Cię obchodzi, bo czy Ty obchodzisz ich? Twoi pobratymcy, których może uratować jeden uśmiech w ciągu dnia, nie dostaną go, a na pewno nie od Ciebie.
Papieros. Och słodka ucieczka. Patrzysz na ludzi, którzy nie palą i się zastanawiasz, kiedy do cholery oni robią sobie przerwę, małe robociki. Patrzysz na nich i myślisz, że oni to mają fajnie, oni nie myślą, że tracą życie, oni nie mają myśli, które karzą im pytać: „Za 2, 3 tysiące? Moje życie mam oddać za 2 może 3 tysiące? Przecież ja chciałem być pilotem! Chciałem zwiedzać świat. Nie tak to miało wyglądać!”. Oni to zombie, które już dawno zapomniały o „sobie”. Są tym, kim mają być; kim im kazano. Ty jesteś lepszy, prawda? Ty taki nie jesteś.
Kończysz papierosa. Rzucając niedopałek dochodzi do Ciebie, że dobrze, że żyjesz na cmentarzysku marzeń – wielkim mieście, tam jesteś pośród tych trupów pędzących do pracy i z pracy incognito. Z nikim nie musisz się użerać, nikogo słuchać ani pocieszać. Jesteś mrówką, ale dostrzegasz plusy nią bycia. Odpowiada Ci to, że nie musisz się sztucznie uśmiechać i pytać każdego jak mu minął dzień…to Cię uszczęśliwia do momentu, kiedy w swoim fotelu, siedząc z książką myślisz: „Jaki ten Świat jest popieprzony”.  
Ale nie czas na filozofowanie, praca czeka. Wchodzisz i widzisz twarze, których nie chcesz już oglądać, a dopiero jest początek dnia. Pocieszę Cię, oni reagują na Ciebie w taki sam sposób. „Ale oni się uśmiechają i są sympatyczni” – a Ty nie?
Usiądź więc przy komputerze i zacznij pracować. Po godzinie dochodzisz do wniosku, że fizyczny pracownik ma o wiele lepiej w życiu. Ale fizyczny powie Ci to samo, że wy, kognitarne obiboki nic nie robicie. Nie wygrasz żadnym argumentem więc rób, to co do Ciebie należy…w końcu firma płaci, więc wymaga!
               Południe, czas na papierosa. Stoją już w kółeczku współznajomopracownicy trzymając każdy w palcach papierosa, niektórzy to e-badziewie, ale skoro jest zdrowsze to nie irytuje Cię to tak bardzo; więcej, nie chce Ci się nawet o tym gadać. Papieros staje się wymówką żeby mówić o rzeczach, które Cię nie interesują, z ludźmi, których nie obchodzisz, w miejscu, którego nienawidzisz. Oni mówią, Ty kiwasz głową, ale równie dobrze mogli by Ci opowiadać zamiast o swoich wspaniałych wakacjach (mam nadzieję, że padało cały czas), czy o swojej wspaniałej, nowej dziewczynie (mam nadzieje, że ma opryszczkę i Cię nią zarazi) o nakładaniu gładzi szpachlowej na nieotynkowane powierzchnie domków jednorodzinnych – tak na marginesie, nie wywołuj kota za płot.
               Czas powrotu do domu. Czujesz to zmęczenie? Skąd ono? Skąd się wzięło? „Przecież jestem młodym człowiekiem, jeszcze powinienem mieć pełno sił” – eh, nie pytaj, bo jeszcze usłyszysz odpowiedz, której nie chcesz usłyszeć…zapewniam Cię.
Więc spieszysz się do domu, tak naprawdę sam nie wiedząc dlaczego. Jakby oglądanie telewizji, czy siedzenie w sieci było czymś lepszym niż 8 godzin posługi. Nie jest w niczym lepsze, ale nie masz przynajmniej odpowiedzialności. Kiedy masz więc wolny czas, kiedy możesz w końcu robić wszystko o czym marzyłeś w pracy podczas przekładania papierów… Ty nie robisz nic. W pracy się bowiem nudzisz i w domu się nudzisz, więc co do cholery chciałbyś robić!? Za dużo chcesz od życia! Usiądź, włącz Internet, przysuń paczkę z chipsami i zapomnij. Jutro pomyślisz nad tym wszystkim, mimo że codziennie to sobie obiecujesz.

               Jeszcze papieros (i żeby nie było, że tylko cztery w ciągu dnia, po prostu nie warto pisać o każdym odpalaniu szluga).
Czyż ten dym nie jest piękny, kiedy unosi się w ciemnym pokoju, w którym tylko ukradkiem światła ulicy odbijają się na ścianach? Dym tańczący w rytm przeciągu, ale nie chce się już wstawać, by domknąć to nieszczęsne okno.
„Znów się nie odezwała. Odkąd pamiętam zawsze, w każdym związku, to mi bardziej zależało…a gdyby tak ktoś, kiedyś…eh…”.
Patrzysz na te niebieskie okna od świateł monitorów i pytasz się, gdzie są ci wszyscy ludzie. A oni są dokładnie tam gdzie Ty, w swoich głowach i na razie nie zapowiada się na to, by je opuścili…
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam 

3 komentarze:

  1. "This is your life and it's ending one minute at a time"

    OdpowiedzUsuń
  2. jakie to prawdziwe... szkoda, ze ludzie nie potrafią docenić tego co mają, wszystko przekładają na jutro z przeswiadczeniem, że 'jakoś to będzie' zamiast wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć o samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam, do tego idealne dźwięki (piosenki, której lubię), rozkoszuje się, a z drugiej strony tracę resztki nadziei, że jestem w stanie coś zmienić. "Jutro pomyślisz nad tym wszystkim, mimo że codziennie to sobie obiecujesz".
    A co się stanie, jeśli kiedyś przestaniesz sobie obiecywać? Co wtedy? To chyba zły znak. Obym zawsze sobie obiecywała !
    Może to ta pogoda, może to okres sesji, a może to kolejna wymówka, żeby tylko nie brać odpowiedzialności za swoje życie. Hmm... Przecież mogę winić ludzi dookoła. Tak jest łatwiej, jakie to proste. Siedzę i nic nie robię, ale przecież siedzę, więc coś robię, jednak powinnam robić coś więcej. Podobno sami podejmujemy decyzję, zwłaszcza teraz- przecież jestem dorosła (a ciągle jak dziecko), podobno my decydujemy o swoim życiu, czyż aby na pewno? W takim razie dlaczego jest tak jak jest, a nie jest inaczej? Podobno to nasze życie... Podobno....
    Chciałbym receptę na "ciężkie chwile".

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń