wtorek, 16 lipca 2013

Moda na bycie niemodnym.

                Każdy z nas, a przynajmniej lwia część, z jednej strony chce się dopasować do grupy swoich rówieśników, z drugiej jednak poszukuje swojego indywidualnego ja. Narażeni na ostracyzm społeczny nie nosimy rękawiczek na stopach, a butów na uszach, nawet gdybyśmy bardzo tego chcieli. Kolorowe włosy, długie włosy u mężczyzn, cyberloki zastępuje przeważnie typowa fryzurka na jaką obecnie jest moda. Ale nudno by było gdybyśmy chcieli za bardzo się wpasować w tę jednolitą masę. Potrzeba bycia oryginalnym jest więc zakodowana w naszym DNA. O jakiej oryginalności mówię?

               Gdybym miał zamiar wspomnieć wyłącznie o stylu ubioru, czy rodzaju noszonej fryzury to przeoczyłbym clue sprawy. Większość z nas chce się czymś wyróżniać, chce być jedynymi w swoim rodzaju…chce być niepowtarzalna. Ale niestety życie wygląda zgoła inaczej. Jeśli chcemy wiedzieć, co obecnie jest popularne wystarczy, że zajrzymy któregoś popołudnia do dużej galerii handlowej. Panowie z takimi samymi okularkami na nosie, przechadzają się między sklepami, ubrani w identycznie wyglądające spodenki. Kolory wierzchnie też takie same. Mówię tu oczywiście o modnych mężczyznach. Czy to coś złego? Jasne, że nie. Czy daje im to szczęście? Ich trzeba o to spytać.
Moda panuje na wszystko. Większość ludzi nie zwróciłaby nawet uwagi na konkretnego autora jeśli nie czytałaby go masa. Na muzykę Kings of Leon też musiała przyjść pora. Trzy lata temu gdyby mężczyzna wyszedł na ulice w czerwonych spodniach byłby obśmiany; półtora roku temu, nikt już nie widział w tym nic złego - było to na czasie, jako że świadczyło to o dobrym guście i smaku ich posiadacza; dziś natomiast są już niemodne. Kto za tym nadąża? Ciężko, prawda? To wszystko jest tylko jedną stroną medalu. Za Tobą – tym wpasowującym, dostosowującym się – stoi drugi Ty, ten który chce być jedyny w swoim rodzaju. Skąd to wiem?

               Czy zauważyliście, że nienawidzimy, kiedy się umniejsza naszą oryginalność? Powiedz kobiecie, że jest do kogoś podobna, a jej roznegliżowanej sylwetki długo nie zobaczysz. Kiedy słyszymy, że wyglądamy jak inni, „jak wszyscy inni” to szlak nas trafia.
Kiedyś, kiedy ze znajomymi słuchałem naszego znajomego muzyka, jedna z przyjaciółek powiedziała, że śpiewa podobnie do Chrisa Issaca. Od razu dodała, że śpiewa bardzo dobrze ale to już nie miało znaczenia. Jego nozdrza ziały płomieniami.
Gdyby niemowlak miał 3 prośby to zapewne jedna z nich brzmiałaby: „Nie chciałbym mieć siostry/brata bliźniaka”. Sami w młodości nie znosiliśmy jak nasze rodzeństwo dostawało takie same prezenty jak my, nie wspominając o tym, że musieliśmy nosić ubranka po starszym rodzeństwie. „Przecież ja nie jestem nim/nią drodzy rodzice! Ja jestem Małgosia”! No i wypisujemy to swoje imię wszędzie gdzie się da – na ścianach, na ławkach w szkole, na „ręcach”, no po prostu wszędzie.
Później jako rodzice chcemy zapewnić sobie i swoim pociechą prestiż bycia wyjątkowym. No to bierzemy księgę imion i szukamy tego jednego, jedynego imienia, którego jeszcze żadne dziecko we wsi nie nosi. Takie, srakie, niewiadomo jakie byle by nie Łukasz, Mateusz czy inna Ania. I później chodzą po szkole dzieci z imionami jak nazwy albumów jazzowych z lat 60tych. Ale co komu do domu jak chata nie jego. Ważne by imię nie brzmiało swojsko, tzn. polsko. Później w klasie siedzi Ditta i Eunika i już pierwszego dnia w szkole wiadomo, że są skazane na swoją przyjaźń do końca jej ukończenia.

              Każdy dziennikarz muzyczny powie, że większość nowych kapel szuka nowego gatunku, niepowtarzalnego brzmienia, którym chciałaby odcisnąć piętno na kartach muzyki. Chcą być jak Metallica w trash, jak Him w love i jak Limp Bizkit w nu…metalu.
Sami nie lubimy jak ktoś znajduje czyjeś zdjęcia w sieci i mówi, że wyglądamy identycznie jak ten ktoś. A denerwujemy się 10 razy bardziej, kiedy reszta znajomych twierdzi podobnie.

               „Mainstream jest dla plebsu”. Popkulturowa papka wylewa się z radia, książek, filmów i zaraża nas. Zaraża swą jałowością i bezbarwnością. Jej powtarzalność stanowi gwóźdź do trumny dla naszej kreatywności. I później mamy nudne związki, bo sami nudni jesteśmy. Nudną pracę bo…patrz wyżej… i nudne życie. Czy ratunkiem są organizowane zajęcia dla naszych pociech z kreatywności? Tak są już takowe. Nie wiem czy to pożyteczne, na pewno nie zaszkodzi, ale o wiele prościej jest…wypisać dziecko ze szkoły. To ona bowiem niszczy samodzielne myślenie, a uczy jedynie powtarzania ale…eh, dajmy jednak tutaj temu spokój.

              Ale czy z oryginalności można uczynić coś nieoryginalnego? Otóż tak, a nazwa tego zjawiska brzmi: subkultura. Dlatego homoseksualista w Wilkowyjach jest nietuzinkowy ale w San Francisco (wiadomo dlaczego to miasto) nie budzi żadnych kontrowersji. I tak, kiedy pojawił się drugi hipster na tej planecie – bardzo zresztą chcieli uniknąć jakiejkolwiek nazwy – już nie było to szczytem oryginalności. „Ubrania ze sklepów to popkultura! Do second hand’ów!” No tak, tylko jak wszyscy pognają do nich, a w sklepach zostaną wyłącznie kasjerzy, to po paru tygodniach szczytem nonszalancji będzie zrobienie zakupów w sieciówce – jakie to pokręcone.
Nawet producenci samochodów próbują wyjść naprzeciw upodobaniom swoich klientów jeśli chodzi o kolory. Kiedyś H. Ford mawiał, że jego firma wyprodukuje samochód w każdym kolorze jaki sobie klient zażyczy, pod warunkiem, że będzie on czarny. Dziś byłoby to nie do pomyślenia. I tak, mamy jaskrawe kolory, mamy grafiki na swoich samochodach, a tych których nie stać na lakiernika może sobie „pierdzielnąć” naklejkę na zderzak. Ale im więcej będzie takich samochodów, tym mniej będzie to wyróżniające nas z tłumu i cel nie zostanie osiągnięty.  

              Dobra muzyka to ta, która nie jest znana szerszemu gronu. No to znajdujemy dobry kawałek i ślemy go znajomym w nadziei, że jeszcze go nie znają. Mniejsza z tym, że większość ludzi i tak olewa linki od znajomych, odpowiadając na pytanie: Jak się podoba? „No spoko, spoko w miarę”.
Współczesne filmy też są dobre do pewnego momentu. Później trzeba sięgnąć po kinematografie starszą od nas samych żeby móc powiedzieć przy znajomych: „Ten film ma naprawdę dobre zdjęcia”. Nikt nie wie o co nam chodzi, a my uśmiechamy się złowieszczo.
Nawet uroda naszych partnerów czy idoli może stać się nudnawa. I nie mówię tu o „znudzeniu się”. Ja mówię o sztampowości naszych twarzy! Wenus z Milo jest tak idealna, że aż nijaka. Drobna blizna, pieprzyk to idealny znak rozpoznawczy. A jeśli ktoś takiego nie ma? Zostaje nam tatuaż żeby się wyróżnić albo piercing, no ewentualnie… znane trampki.

               Lata lecą, my się zmieniamy, a pewne fakty pozostają stałe. U ludzi jest to z jednej strony konieczność dostosowania się, a z drugiej chęć wyróżnienia się z tłumu. Dlaczego nie mają tego zwierzęta? Wyobraźmy sobie: przychodzi pani gołąb na gołębią imprezę i widzi inną gołębice ubraną identycznie jak ona. „Jak to możliwe? Przecież moje pióra są takie piękne, oryginalne! Stanisław zrób coś!” A biedny mąż gołąb musi po raz kolejny tłumaczyć, że latanie, jedzenie chleba i ziaren, zanieczyszczanie czystych parapetów ludziom to domena wszystkich gołębi jednakowo. I tak samo jest z upierzeniem. Ale pani gołąb, jak to panie, nie daje za wygraną i krzyczy: „Stanisław! A ta baba wczoraj! Ona była ubrana na różowo! Też tak chce!” w odpowiedzi zapewne usłyszy…”Kobieto, to flaming był”.
Witaj Gołebiu! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam 

1 komentarz:

  1. sama prawda :) dobre porównanie z gołębiami :)

    OdpowiedzUsuń