niedziela, 15 września 2013

Ona nie tańczy dla mnie.

               Sezon weselny już trochę za nami. Zaczyna się okres chłodniejszych dni i imprezy z pleneru znów powoli powracają pod strzechy najróżniejszych klubów i klubików. Co się tam robi oprócz picia alkoholu i czekania w kolejce do toalety? Ano tańczy się! Czasem tylko w teorii, ale zawsze. Kobiety udają się tam w celu rozluźnienia mięśni ciała na parkiecie, a mężczyźni...stania i przyglądania się. Czy na prawdę panowie są winni swojej pasywności? Czemu kobiety tak bardzo doceniają, kiedy samiec potrafi wyprawiać czary na parkiecie? O co w ogóle chodzi z tym całym tańcem?

               Noc. Godzina 23.30. Większość ludzi już "wyluzowanych". Po wypiciu kilku odważniaczków, mężczyzna dochodzi do wniosku: "A co mi tam, podejdę że no!". Więc ów statystyczny pan wybiera panią, przyjmuje pozycje zapraszającą i udaje się w stronę wybranki.
-"Masz ochotę zatańczyć?".
-"Nie, dziękuje".
Mężczyzna nie poddaje się, próbuje dalej na innej pani:
-"Zapraszam do tańca" mówi z uśmiechem.
-"Nie, nie tańczę". Ów mężczyzna zaczyna się zastanawiać co z nim nie tak, skoro kobiety nie chcą z nim tańczyć. Może to ten sos czosnokowy z obiadu? Eee pewnie nie. Może za bardzo się wyperfumowałem? Też chyba nie. Może jestem brzydki? To też raczej odpada. Dobra, próbuję ostatni raz. Nawiązanie kontaktu wzrokowego, wymiana uśmiechów, IDĘ! Łapiąc delikatnie za dłoń, zaprasza do tańca, po czym słyszy:
-"Nie, nie, dziękuje. Bawię się z koleżankami". Mężczyzna wraca do domu z twarzą mokrą od łez. Kładzie się w pozycji embrionalnej na łóżku i przytulony do kocyka zaczyna szlochać.

              Czemu te scenariusze są tak często spotykane? - z naciskiem na większe miasta, ponieważ na prowincji kobiety w większości z uśmiechem na twarzy przyjmują propozycje taneczne.
Zacznijmy od numeru jeden. Kobiety, mimo że tak ochoczo deklarują, iż partner powinien umieć tańczyć, same nie do końca potrafią. Tak. Naraziłem się, ale niestety to prawda. Wystarczy spojrzeć na stopy kobiet na parkietach. Głównie "ryranie" rękami, tułowiem i czasem zamaszysty ruch głowy w celu seksownego odgarnięcia włosów. Natomiast nogi, a dokładniej stopy są zabetonowane w ziemi. Stopy się nie ruszają – umarły. Głuche są. Mówię tu oczywiście o tańczeniu samotnym – bo takie dziś dominuje w lokalach.
Ale pomówmy o tańcach w parach. Czy kobiety też sobie źle radzą? Tak i nie, bowiem nie można mówić o wszystkich, a czasem nawet ciężko jest, nie wypaczając rzeczywistości, użyć słowa większość. Wracając więc do meritum, kobiety w tańcach w parze radzą sobie "w miarę". Prowadzą – czego robić nie powinny, nie utrzymują kontaktu wzrokowego przez co partner może być równie dobrze zastąpiony przez manekina. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ano żeby panów pocieszyć. W jaki sposób? Często, kiedy kobieta odmawia tańca, najzwyczajniej w świecie wstydzi się swojego braku kompetencji. W dzisiejszej dobie tych wszystkich programów tanecznych, nie można sobie pozwolić, by tańczyć "jako tako". Trzeba być mistrzem, a przynajmniej pretendować to takiego tytułu. Kobiety narzuciły sobie tak wysoką poprzeczkę, że nie są już w stanie czerpać dziecięcej frajdy z tańczenia z chłopakiem/mężczyzną. Trzeba jeszcze dodać, że gro kobiet jest najzwyczajniej nieśmiałych. Oczywiście są panie, które to wszystko mają w nosie i chcą się po prostu dobrze bawić i mają gdzieś czy komuś się podoba jak wywija ciałem – i chwała wam za to panie! Często, kiedy kobieta zgodzi się na taniec, pierwsze co mówi to: "Ale ja nie potrafię tańczyć" – tak jakby interesowało to mężczyznę. Jeśli do Ciebie podszedł i zaprosił, to nie musisz się przejmować tym czy dobrze wypadniesz. Nieumiejętność tańczenia spowija większą część mężczyzn niż kobiet, więc on po prostu chce się dobrze bawić i ma nadzieję, że Ty też.

              Na parkietach można zauważyć kilka stałych. Pewne charakterystyczne zachowania dla obu płci. Dla panów oprócz trzymania piwa i podpierania ścian przez 90% imprezy ( i proszę mi tu nie narzekać panie, skoro i tak nie przyjmujecie od nich zaproszeń - i nie mówię tu o pijanych facetach) jest to, iż nawet jeśli wyjdą na parkiet, to bardziej zwracają uwagę na to, jak są postrzegani niż na to, czy się dobrze bawią. Ich wzrok wędruje po innych ludziach, czy Ci aby na pewno się z nich nie śmieją. Ich wzrok wodzi za pannami, do których wstydzą się odezwać. Taniec nie jest tańcem spontanicznych, a jedynie przykrym obowiązkiem, który trzeba odbębnić, skoro już się jest w miejscu, gdzie muzyka jest głośniejsza niż zwykle.
Swego czasu miałem okazję rozmawiać z DJ, który wyjaśnił jak wygląda kwestia tego braku frajdy i nieśmiałości na parkiecie. Otóż kiedy zaczyna się impreza, światła zawsze są bardzo słabe, tak by nie można było dokładnie rozpoznać osób, które tańczą. Robione jest to po to, by ludzie z większa śmiałością wychodzili na parkiet. Gdyby światła były mocne jak w środku imprezy, nikt nie odważyłby się wyjść jako pierwszy. Możecie sami to sprawdzić na jakiejkolwiek dyskotece, klubie, itp. Kiedy więc jest ciemniej, czujemy się swobodniej bo...nie widać jeśli się wygłupimy, nie potrafimy tańczyć. Oczywiście po określonej godzinie i tak nikogo światło już nie obchodzi: %.

               Sam taniec ma być zabawą, a my go traktujemy jako oświadczyny. Rozumowanie, że jeśli z kimś zatańczę, to będę musiał się z tym kimś "męczyć" resztę wieczoru jest głupie i naiwne. Jeśli z kimś się dobrze bawimy, to możemy zacząć rozmawiać, możemy przetańczyć więcej piosenek, możemy nawet spędzić cały wieczór razem. Jeśli natomiast ktoś nam nie odpowiada, to dziękujemy za taniec i bawimy się dalej bez tego kogoś.
O tym, o czym trzeba również wspomnieć to sama muzyka. Nie ukrywam, że tańczenie do utworu na "raz" (umcy umcy) nie jest żadną frajdą. Oczywiście, kiedy ktoś nadużył różnych środków, to taka muzyka będzie jak znalazł, bo nie trzeba nawet do niej tańczyć. Jak więc bawić z kimś do takiej muzyki? Próbujmy albo po prostu udajmy się na sale z czarną muzyką, gdzie taniec, to taniec, a nie ruchy przypominające otrzepywanie się z kurzu paralityka na antydepresantach. Muzyka zawsze miała zbliżać ludzi, a dzisiaj co? Muzyka stanowi kolejny powód do wyalienowania się w swoim świecie, zamiast dać się porwać partnerowi.
Jednakże oprócz moich zaleceń i tak jest spora część ludzi, którzy nie lubią albo najzwyczajniej nie mają akurat ochoty z kimkolwiek tańczyć i też trzeba to uszanować.

               Taniec można porównywać do wielu rzeczy. Tango jest przykładem gorącego romansu ze wszystkimi jego elementami. Pogo to uwolnienie agresji i energii w nas drzemiącej. Walc jest pruderyjny i zdystansowany, a dancehall z swoim odłamem daggering jest natomiast bardzo seksowny. Co by jednak nie mówić, taniec zawsze musi być frajdą, zabawą. Uczuciem mu towarzyszącym ma być zapomnienie o całym świecie i skupienie się wyłącznie na tu i teraz. Każdy z nas chciałby tańczyć z kimś, kto nas oczaruje swoją charyzmą i ruchami, ale niestety nie zawsze tak jest. Następnym razem, kiedy wybierzesz się potańczyć, zrozum, że z ów piękną czynnością jest jak z całowaniem ropuch przez księżniczkę. Trzeba czasem potańczyć z kimś "eh", żeby natańczyć się z kimś "oh".
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam 

3 komentarze:

  1. Sporo racji w tym poście. W ogóle blog bardzo sympatyczny. Będę wracać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo sympatyczny artykuł, który mi-Kobiecie lubiącej tańczyć wyjaśnił punkt widzenia mężczyzn.
    Mam jedno pytanie: co mężczyźni myślą jeśli to kobieta podchodzi i prosi do tańca ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo trafne spostrzeżenie dotyczące rodzaju muzyki, przy której się tańczy. To umcy-pufcy jest fajne do jazdy autem w długiej trasie albo do sprzątania w domu. Muzyka musi mieć klimat,musi porywać, wg powiedzenia "nogi same chodzą" (oderwałyby się od betonu). Ale jeśli muzyka tylko "łupie" to jedyne co można,to tylko potrząsac łbem i włosami! Mężczyźni-nie zrażajcie się odmową, kobieta faktycznie boi się że sobie nie poradzi. Próbujcie dalej-traficie na swoją:-) ach,marzenie- zatracić się w tańcu,by wspominać jego dotyk, bliskośc, zapach! Coś pięknego!

    OdpowiedzUsuń