niedziela, 17 listopada 2013

Dlaczego to się zawsze wypala?

               Wiecie, nikt tego nie zakłada z góry. Liczymy się z tym, że może to wszystko zniknąć, ale w głębi serca mamy nadzieje, że nigdy się to nie skończy. I w istocie tak jest. To nie, że naobiecywałem, że będzie tak cudownie i pięknie i w ogóle pół metra nad ziemią latać będziemy. Ja tak czułem. Nie skłamałem, nie zawiodłem, prawdę mówiłem. A teraz żeby prawdę powiedzieć i nie skłamać, będę musiał zawieść.

               Na początku bez większego uczucia. Jest jak jest – zakocham się z czasem... może, a może nie. Więc czekasz. To już? Jak mam to stwierdzić? Idealna nie jest, ale ideałów nie ma powiadają. Zresztą to, co będzie dla nas ideałem w wieku 20 lat, zmieni się jeszcze kilka razy zanim dociągniemy do siedemdziesiątki. Może nie gra na skrzypcach, może nie lubi głupkowatych komedii, może zbyt kocha porządek – no nic, wszystkiego mieć nie można. Ale za to śmiech ma tak piękny, dziecięcy, spontaniczny! I stopy jak siedzi, przeuroczo układa do środka. I czerwieni się kiedy mówię jej, że jest piękna. To chyba wystarczy, żeby spróbować. Chyba.

     Jest pięknie mamo w liście Ci piszę. Chcę miłości i ją mam! Spędzamy dużo czasu, ona mnie strasznie pociąga. Jak ja ją kocham matulu! Jakby stworzona dla mnie była. Jakby ktoś tam na górze nakreślił ją specjalnie dla mnie! Trzymamy się za ręce, kiedy czekamy na tramwaj. Patrzymy w nocne niebo i robimy zawody - kto szybciej znajdzie mały wóz. Kto przegra, całuje wygranego – tak mamo, chyba jednak nie ma przegranych. Pijemy wódkę ze spritem – ona wina nie lubi. I siada przede mną w moim fotelu. Nogi zawija pod pupę i kładzie ręce ma kolanach. Słuchamy muzyki takiej jak ona i ja lubię. Wyścig do komputera, by włączyć swój kawałek ciągle trwa. Ale kłócimy się też - żeby nie było. O bzdury chodzi. Że za późno przyszedłem, bo ja spóźnialski jestem – sama wiesz. I że nie kupiłem czegoś, a kupić miałem. Ale to nawet kłótnie nie są. Sprzeczki, ot co. A i jak do niej przychodzę przed czasem, to otwiera mi jej koleżanka, bo ona szykuje się w łazience. Nie denerwuję się, bo i czemu? Dla mnie się stroi i póki dla mnie chce ślicznie wyglądać, to wszystko jest w porządku.
A i ugotuje czasem dla mnie. Czyż to nie cudowne, kiedy ktoś dla ciebie zrobi posiłek? I patrzy na mnie czy mi smakuje. A mogłaby nawet przesolić, nie jest żoną bym jej powiedzieć musiał. I upomina mnie, kiedy przeklinam – urocze. A ja jej w odwecie błędy językowe wytykam. Ale i tak się śmiejemy z siebie i razem. I nie pisze do mnie ciągle i nie dzwoni. Ona woli się widywać. Tak jakby rozumiała, że smsy, i telefony to fikcja bycia razem. A może robi tak, bo ja jej to wytłumaczyłem? Nie wiem. No i w secondhandach się ubiera. Jest piękna. I jej perfumy nie są kwiatowe - nie znoszę takich, tylko jakieś inne. Nie wiem jakie ale już zawsze będę miał ją przed oczyma, gdy zapach mandarynek poczuję. Uwielbiam, że o przeszłość mnie nie pyta, a i ja nie mam zamiaru zaglądać w jej pamiętniki. A oczy jej tak wiele chcą powiedzieć, ale usta wiedzą, że mogę wtedy uciec. Ona nic nie musi mówić, wystarczy, że na nią spojrzę. Oczka jej błyszczą, kiedy jest ze mną i mam tylko jedną nadzieję, że i mnie się skrzą, bo chcę żeby wiedziała, że uwielbiam mieć ją u boku.

Ale też pyta od czasu do czasu: "To jak to z nami jest?" A ja nie wiem jak jest i nie chcę wiedzieć. Chyba nie chcę. Bo i po co? Wiem, każdy chce wiedzieć na czym stoi. Ale jeśli ja nie wiem, to ona może też jeszcze poczekać, chyba. I zazdrosna jest. Nie bardzo, ale nie potrzebnie nawet troszkę. Przecież jak będę chciał to...no wiesz mamo sama. I czy nerwy jej pomogą? Nie zastraszy mnie przecież. Myślę, że chłopaka ma. Gdzieś dalej mieszka, bo gdyby tu mieszkał, to by się chyba bała ze mną pokazywać. I jej koleżanki na mnie z wyrzutami patrzą. Czasem ktoś do niej wieczorem dzwoni i całkowicie zmienia się jej ton głosu. Ja nie pytam, bo nie chcę wiedzieć. Jest, jak jest. Może nikogo nie ma. Może. Może jestem na chwilę? Może. Albo ona nie chce w ciemno z kimś zerwać i czeka na mój krok? Go nie będzie chyba. Ja rozkoszuję się zawsze chwilą bieżącą. Przepraszam mamo, ale ona to wie, a i tak ma mi to za złe.

I czasem, nie wiem jak to wyjaśnić, z każdą kobietą tak było, że jak z nią siedzę i tak czasem popatrzę na nią, to tak jakbym na obcą kobietę spojrzał. Brzydka jest, obca – jak nie ona – mimo że jest piękną dziewczyną. I ten obraz zostaje na chwile mi w głowie. Siedzę wtedy bez słowa. Skąd to się bierze? Miałaś tak kiedyś?
Tylko ta jej skromność. Nie ma w niej tej waleczności. Nie ma tego poczucia szczęścia z tego kim jest, co ma, i jak wygląda. Na łóżko się to przekłada. Światło gasić muszę, bo ona się wstydzi. Jakby poczucie winy, obok rozkoszy jej towarzyszyło. Jakby to co dobre, zawsze było złe z natury. Zaczyna być to nudne i irytujące. "Więcej przyjemności, zapomnij o sobie na chwile, daj się ponieść, zrób to na co masz ochotę, zwariuj dla mnie, proszę!" – chciałbym jej to powiedzieć ale wiem, że ona jeszcze bardziej się speszy. Wychowani inaczej chyba byliśmy i tego już nie zmienimy. I dzieci nie chce mieć – oj no wiem mamo, że młoda jest jeszcze – ale ona mówi, że tylko dlatego, bo o figurę się boi. To aż nadto płytki powód, bym mógł go przetrawić. Pewnie zmieni to myślenie, pewnie, może, a jeśli nie?
I zmienić mnie próbuje. Przecież wiedziała z kim się wiąże. Skoro jej odpowiadałem, to jakiż jest teraz problem? Jeśli dam się zmienić, to boję się, że usłyszę, że nie jestem tym, w kim ona się na początku zakochała. A jeśli się nie zmienię, to mogę usłyszeć, że jestem nie do zniesienia. Mamo, nie wiem. Chyba jednak sobą będę. A przynajmniej starać się będę.

Trochę mi się też nudzi. Wiesz, ta sama kobieta cały czas. Nie wiem, może mam taki charakter? Może to nie moja wina? Może ja nie potrafię być z kimś długo? A może nie spotkałem jeszcze kogoś, kto by mi odpowiadał tak bardzo, bym mógł swoją nogę zgiąć? Mam wrażenie, że z nią już nic mnie nie zaskoczy. Powszedniość dnia się wkradła. I co, że tak do końca życia mamy razem kłaść się i wstawać? I śniadania robić w biegu, dzieciaki szykować do szkoły i bezpłciowe buzi na do zobaczenia za dziewięć godzin? Ja nie chce takiego życia. Jeśli to ma być miłość, to nie chcę jej miłości!

               Z czasem zrozumiemy, że od siebie samych nie uciekniemy. Że te same błędy, w kółko powtarzać będziemy. Że za rogiem to samo czekać będzie, tylko trochę więcej zmarszczek temu przybędzie. Żałośnie samotni, z siwymi włosami, ukrycie przed prawdziwym uczuciem schowani. Przepraszam za niezawinione zawinienie. Przepraszam szczerze. A teraz wypisuję się, wysiadam z tej karuzeli. Że na środku autostrady nie mogę? To patrzcie!

2 komentarze:

  1. Bardzo przyjemna historyjka choc wyraznie da sie wyczuc, ze to fikcja a nie Panskie prawdziwe przezycia. Wiecej serca i czytelnik uwierzy w kazde napisane slowo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. a moim zdaniem klapa totalna

    OdpowiedzUsuń