Tylko młodość mam - zdawało mi się. Ze mną stąpała, kiedy wszyscy
inni w biegu, w którym ja nie chciałem – nie dlatego, że bolała noga, ale bo wiedziałem,
że może zacząć.
Młodość naobiecywała mi nazbyt wiele niemożliwego. Wspominała
coś, a to o byciu szczęśliwym przez całe życie, nawet kiedy ona się schowa za kartami
kalendarza, a to o tym, że nigdy nie jest na nic za późno. A jest. Czasami po
prostu jest za późno. Bo o ile usta chcą wypowiedzieć brzmiące słowa, a to miłością,
a to przeprosinami, wcześniejszą bezmyślnością, to uszu, które ze słów pożytek
by uczyniły, już nie ma. Może i by chciały nastawić się, by pobrodzić i kiwane
głową zrozumienie wyszeptać, ale nie mogą, bo uszy uschły i odpadły, leżą
przykryte tym co z nich wyrośnie, albo hulają mi przed nosem, bo ktoś, rozsypał
je nad taflą. I co? Co mam zrobić? Idź spać…
Młodości mi żal. Za tym co się z nią wiąże popłakuję. Za
mało razy boso po śniegu chodziłem. Za często na wiosnę w butach maszerowałem,
oddzielając się od ziemi, jakbym czym innym był od niej. Na karuzelach, tych z
miasteczek budowanych dziecięcym entuzjazmem, za mało jeździłem, a za często tym
wyrosłych na codziennej prozie dawałem się porywać. Waty cukrowej za mało
zjadłem, bo brzuch miał mnie boleć? Bolał i tak, a bolał i tak. A teraz za
smakiem ryżu z jabłkiem tęsknię. I wiem, że wcale za ryżem nie ronię łzy, a za matczyną
miłością w kuchni, która go przyrządzała – nie po to żebym coś zjadł, ale bo
chciała go zrobić dla mnie. I dlatego smak jego do dziś w pamięci, mimo iż nigdy
smaku jego nie zaznam. Bo trzeba strzepać popiół z ramion i iść dalej. Ale
obejrzyj się. Nie słuchaj tych, którzy mówią aby się nie oglądać, bo oni tylko źle
patrzają. Gdy jednak na Ciebie żadna z bestii złych się nie czai, to odwróć
głowę, na chwilę, na spojrzenie jedno, byś wiedział skąd jesteś i dlaczego takim
jesteś. A później zaśnij…
Oh głupia młodości ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto Cię utracił.
Młodość to stan ducha mówią jedni, a ja patrzam w lustro i
twarz ma niemłoda, a i dusza jakaś doroślejsza.
Zmarszczki patrzają mi prosto w oczy i rzeczą: „Tu się śmiałeś,
a tu byłeś smutny, pamiętasz? Marszczyłeś czoło, a po co? Marszczyłeś brwi, a
po jaki skutek… było żyć”.
Ale czy to nie życie było? Reguł mi jego nie dano to i sam
szukałem i czy znalazłem? Dziś wiem, że tak, i wiem że Ty nigdy nie znajdziesz.
Ale Ty mi powiesz, że Ty znalazłeś, a ja się mylę –zrozumienie tego zajęło mi
lat…
A teraz szczypię się w rękę i skóra wiotka nie słucha się młodości.
Krzyczy ona, iż stara jest wiotczejącym bąblem, który ani czerwonością zdrową
nie razi.
A ja jeden dzień pamiętam, Słońce wtedy zawieszone było nisko
by nie razić mnie w oczy, co bym więcej zapamiętać mógł. I ciepło było, bardzo
ciepło i rowerem jechałem. Najpierw z kolegami, a później oni gdzieś indziej, i
się zgubiłem. Jak ja się wtedy nie martwiłem, jakie zaufanie we mnie było, a
nie byłem pewien ścieżki, którą zmierzam. A dziś gubię się, i siadam. Siadam z
przerażenia i z bezsilności – młodości, gdzie jesteś? Kiedyś taki ciekawy i pyskować
lubił, a dziś…śpi.
A ma młodość tatuaż na plecach miała, i kłótliwa była, ale
ukształtowała. Sam wybierałem to, com chciał. I błędów się nie bałem, bo i całą
starość miałem by je naprostować. A dziś wiem. Za mało i tak ich popełniałem.
Bo błąd mówi: zrobiłeś inaczej, a mądrość: jak zwykle. Błędów jest setka, a
mądrość jedna. Ale one bawić się lubią i pozamieniać miejscami od czasa.
Urwisy kotłują myśli w głowie i nie wiesz czy dobrze, czy błąd popełniłeś. A i
za lat dziesięć zapukają i powiedzą, że cały czas z Ciebie drwiły i że
odwrotnie jest niż myślałeś…W istocie odwrotnie myślałem – rzekniesz. Czemu
tego nie widziałem? Spałem…
Bierz z życia co najpiękniej Ci pachnie. Strzeż się życia,
bo wilkiem jest groźnym. Uciech tysiąc zaserwuj swemu duchowi. W ascezie byś pogrążyć
się raczył.
A jedyne co powiesz z pokorą to: nie wiem. Jak ja mało wiem.
Swe listy miłosne czytaj co dzień, rachunki spal w kominku
nieważności.
Gdybym ja tylko wiedział! Alem nie widział. Bo nie wiedzieć
niż wiedzieć lepiej. Nie widzieć niż widzieć od czasu jest zdrowiej. Zamknij
oczy i widzisz…nic. A w nic toż wszystko może być, a ten kto głowę niesie nisko
widzi…nicniewidzialność.
W młodość idę się zanurzyć, bo w starości mi za ciasno. A
może źle czynię? Wiosna, lato, czy jesień i mróz? Starość dostojniejsza,
mądrzejsza, bo młoda kiedyś była, a nie na wspak. Młodość jednak ojcem
starości. Ojcem młodszym od syna…a syn zasnął.
I słyszę fortepian
1711 n. e. Śpię…
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb, lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej przyjemności. Pozdrawiam Damian P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz