środa, 30 stycznia 2013

Samotność w wielkim mieście. "Samotna Joanno..."


              Zimno było, mroźno. Śnieg trzeszczał pod naporem jej butów. Szła swym wojskowym tempem na trasie tak nużącej, jak często uczęszczanej - dom - praca - sklep - dom.
Nie miała w zwyczaju spoglądać na twarze spieszących się ludzi; spieszących się to do swojej żony, to do kochanki, a innym razem do dziecka, którego widok po rozwodzie tak rzadki.
Ona się bowiem nie spieszyła nigdzie. Nikt nie czekał na nią w domu by powiedzieć, „Gdzie byłaś tak długo?”, „Nie mogłaś wysłać chociaż sms'a?”. Nikt się o nią nie martwił. Nikt przed wyjściem nie mówił by założyła rękawiczki czy czapkę, bo dziś na zewnątrz tak zimno. A dziś, w ten lodowaty wieczór, dała by majątek za taką rade.
Świadomość, że w każdej chwili mogłaby zaginąć i nikt by się o tym nie dowiedział, sprawiała, że przystawała od czasu do czasu na ścieżce prowadzącej z pracy, podnosiła głowę ku niebu, teraz tak gęsto posłanemu chmurami i patrzyła wołając w duszy –
„Przyjdź.
Złam mi serce, ale bądź.
Przyjdź na 5 minut, zostań całe życie!
Proszę...bądź...”.
I tak jak zwykle, zdawało się, że nikt nie nasłuchiwał jej milczącego wołania...
Na jej twarzy, pokrytej cienką siateczką naczynek, widocznych dzięki panującej zimie, zaczęło zbierać się coraz więcej płatków śniegu.
Topniały tak szybko, że nie mogła ich nawet poczuć na rozpalonej buzi, nie wspominając o próbie odgadnięcia ich niepokalanego kształtu. „Musze iść" - powiedziała do siebie, obierając kurs na swoje mieszkanie.

Szybki chód Joanny miał być jak obietnica dawana samej sobie, że ktoś tam wciąż się nie cierpliwi, by ją zobaczyć. Była wtedy identyczna; była jak inni ludzie, biegnący po ulicach dużych miast.

Smutek, samotność, marazm powtarzalności, to składniki z których przyrządzała sobie codziennie drinka.
Zdawało się jej, że jest najbardziej spragnioną miłości osobą na świecie. Jej puste pocieszanie, iż nawet w związku ludzie się nudzą, ranią, nie pomagało ni grama. Ona bowiem chciała się nudzić z kimś u boku. Z kimś, kto potrafiłby wziąć ją w ramiona kiedy wszyscy inni zapomnieli. Być dla niej ścianą, kiedy wszystko wokół się wali.

Joannie nie brakowało niczego; nigdy. Znani rodzice, obracający się w kręgach tak niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika. Najlepsze szkoły, a w nich jej wyśmienite wyniki, adekwatne do ceny płaconej za możliwość uczęszczania do nich. Studia, dyplomy, praktyka, kolejne dyplomy...
Tylko tego pierwszego pocałunku za murami szkoły gdzieś zabrakło. Tego uciekania z lekcji, żeby pobyć sam na sam z chłopakiem, tym złym, bo to jego pomysł by uciec, by złamać zasady.Tych nocy przepłakanych po kimś, a nie za kimś, tak jak miało to miejsce dzisiaj.

„To ten wieczór” - pomyślała, uśmiechając się do siebie. Wstała z sofy, która ostatnimi czasy była jej kompanem w samotnym oglądaniu seriali zza oceanu i udała się do łazienki - jej domowego spa. Było to bowiem jedyne pomieszczenie wykonane z tak wielką pieczołowitością. Całe jej mieszkanie mówiło o tym, kim wydaje się być, ale jej łazienka pokazywała kim na prawdę jest. Wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe, mozaiki robione na zamówienie, drewniana wanna przypominająca jej ciepło starych chat, i lustra, piękne, wielkie lustra.
Po półgodzinnym wylegiwaniu się w wannie, przy zapachach wonnych olejków, tak rzadkich jak drogich, dokończyła swój rytuał.
Teraz szafa, a raczej pokój z ubraniami. Jeśli oddzielne pomieszczenie na garderobę stanowi o bogactwie i próżności, to tych z pewnością Joannie nie można było odmówić.
- Drrrrrin - Wybieranie odzienia przerwał jej dzwonek do drzwi.
Młoda bizneswoman widziała, że z miłością nie ma to nic wspólnego, ale czy takie, weźmy na ten przykład  małżeństwo, z miłością ma? - tłumaczyła swoje zachowanie.
Drzwi zostały otwarte z nadzieją, prośbą o obietnice, której nie mogła żądać od Adama – o ile w ogóle miał tak na imię.
Jak zwykle gustownie ubrany, pięknie pachnący, ale nie na tyle, by jego zapach mogła poczuć obca kobieta.

- Witaj Asiu
- No no Adamie, dzisiaj przeszedłeś chyba samego siebie – kokietowała przystojnego mężczyznę.
- Gotowa na kolacje?
- Dziś zjemy u mnie. Nie chce nigdzie wychodzić. Nie chce patrzeć na zakochane pary w restauracjach, chyba, że...
- Asiu przecież znasz zasady- stanowczo, acz delikatnie jej przerwał, by nie zranić uczuć kobiety
- Zasady, zasady. Gdyby nie one, to byłabym teraz szczęśliwa, wiesz? A nie musiałabym umawiać się z...oh przepraszam Cię – dotarło do niej to co chciała powiedzieć. Z jednej strony cieszyła się, że ugryzła się w język, ale i tak widziała, że Adam domyślił się co miała na myśli.
- Już dobrze – odpowiedział. - Może wejdę?
- Tak, tak, zapraszam – odetchnęła z ulgą.

Kobieta, która jak zdawało się mogła mieć wszystko, wszystkiego nie miała.
Dziś płaciła za coś, co w romantycznych filmach ludzie dostawali ot tak, po prostu, za darmo.
Na początku duma zbyt mocno ją uciskała, ale w końcu poddała się. Z tęsknoty za męskim głosem, dotykiem, a może bliskością.
Czy gdy patrzyła Adamowi w oczy, wyobrażała sobie kogoś innego? Kogoś, o kim wciąż myśli, nie znając nawet jego twarzy? To bowiem dawało jej nadzieje, usprawiedliwiało ją.
"Kiedy „on” już się zjawi, będę mogła mu powiedzieć – za każdym razem myślałam o Tobie, zawsze o Tobie..."


Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam 

2 komentarze:

  1. A ja zostawię komenta bo ja też jestem Joanna.
    Z tą różnicą, że ja chciałabym tak żyć jak główna bohaterka...

    ___--- http://cuarelena.blogspot.com/ ---___

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chciałabyś;-)

    OdpowiedzUsuń