Nie wiem czy zauważyłeś, ale w dzisiejszych czasach pełnisz
jedną z dwóch ról – w każdej konkretnej sytuacji jesteś, albo klientem, albo
sprzedawcą. Idziesz do sklepu każą Ci coś kupić, wychodzisz ze sklepu każą Ci
coś kupić, idziesz do toalety w barze, a tam reklamy, czy to prezerwatyw, czy
taxówek. Ciągle jesteś pod ostrzałem sprzedawców.
Czy zauważyłeś, że dziwnie się siedzi ze znajomymi w pubie, czy klubie jeśli nie zamówisz sobie czegoś do picia? Nie chce Ci się pić, ale
presja, czy to znajomych, czy klubu jest tak silna, że pijemy piwo którego
wcale nie chcieliśmy. Musisz przecież kupować, kupować, kupować. A co ze
sprzedającymi?
Marketing – handel aktywny, wychodzący naprzeciw potrzebom
klienta, próbujący odgadnąć skryte potrzeby klienta, usiłujący te potrzeby
uświadamiać oraz pobudzać, a nawet kreować, i zaspokajać je (dziękuje ci wikipedio).
Ale jak do tego ma się przymiotnik „miłosny” i temat przewodni: grania w grę?
Poznawanie się ludzi, którzy się sobie podobają wygląda tak jakby mężczyzna, czy kobieta
wycieli kartonowego siebie rzeczywistych rozmiarów, schowali się za naszym
wspaniałym alter ego, i powiedzieli:
„To jest osoba, którą bym chciał/chciała być. Pogadajcie ze
sobą tak z miesiąc, bo po tym czasie ujawni się moje prawdziwe ja”.
Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że sprzedajemy produkt,
którym jesteśmy my sami. Jak każdy sprzedawca eksponujemy swoje zalety, a wady skrzętnie
ukrywamy. Ba! Żeby tego było mało, to nawet w czasie rzeczywistym tworzymy
swoje plusy:
- Ach, jak to fajnie jak facet potrafi gotować, prawda
kochanie?”
- Ha! Ty mnie jeszcze nie znasz. Wiesz co ja potrafię zrobić
w kuchni? Magia. – odpowiada mężczyzna, który ledwo rozróżnia łyżkę drewnianą od
metalowej, lodówkę postrzega jako urządzenie przechowujące browary, a z
gotowaniem ma tyle wspólnego co zdjęcia z fb z rzeczywistością.
No dobra, ale chłopina może się chociaż postara. Kupi jakąś książkę,
wejdzie na bloga o gotowaniu i spróbuje…nie spalić chałupy.
Jeśli ma to sprzyjać rozwojowi, to jestem jak najbardziej
za.
Mężczyźni w ogóle więcej udają na początku, ale szybko się z
tego wycofują. Kobiety natomiast kiedy już zaczną udawać, to do śmierci. Kiedyś
kobieta przy mnie, jak to mówił Adaś Miałczyński, „pryknła”. Myślałem, na
początku, że zemdlała ze wstydu. Jednak po 10 godzinnej rozmowie uzmysławiającej
jej, że jesteśmy ludźmi, zaczęła dochodzić do siebie.
Bała się bowiem, że jej wizerunek idealnej kobiety padł z
hukiem w głowie jej mężczyzny, czyli takiej co puszcza tylko motylki
(wykluczony jakiś inny bąk), nie poci się, włosy ma zawsze ułożone, twarz
zawsze umalowaną, a nad ranem po przebudzeniu żuję gumę, żeby no wiecie, milej było
dać buziaka facetowi kiedy wychodzi do pracy.
Mężczyźni natomiast udają stosunkowo krótko. Wszystko co
robi facet, a wie, że mu nie przystoi, robi kontrolnie. Ubierze dziurawy
podkoszulek i patrzy na reakcje kobiety. Jeśli jej to nie przeszkadza, to nieszczęsna
kobieta już zawsze będzie go widywać w owym dziurawym okryciu wierzchnim.
Na początku kiedy para zaczyna ze sobą mieszkać, mężczyźni na przykład udają pedantów ale…znów krótko. Z czasem kurzu się nie chce wycierać, a znajduję się
inne jego zastosowania. Lepiej wyzbierać go z zakamarków mieszkania, rzucić na łóżko i od
razu materaca nie potrzeba skoro mamy już mięciutko.
Mężczyźni też bardziej podlizują się kobietom w kwestii
gustu. Kobiecie kiedy coś się nie podoba (ostatnia płyta ulubionego zespołu,
czy film) mówi bez ogródek – i nie zastanawia się nad tym czy mężczyzna ma inne
zdanie.
U nas natomiast sytuacja przedstawia się zgoła inaczej:
- I jak, podobał Ci się film, miśku?
- Eh, szkoda gadać. Gdyby nie efekty to bym wyszedł po 15
minutach
- Jak to? Ten film
był cudowny!
Teraz mężczyzna w głowie robi projekcje dłuuuugiej rozmowy,
uzmysławiającej mu, jak bardzo się myli w temacie i stanowczo odpowiada:
- No chociaż rzeczywiście był spoko.
Bardziej się podlizujemy partnerce na początku, nie chcąc
jej urazić. Bo jeśli tak się stanie to nici z (wpiszcie tu to co pomyśleliście;
zboczuchy).
Niebezpiecznie jest natomiast wtedy gdy oszukujemy w
kwestiach charakterologicznych, czy osobowościowych.
Powiedz dziewczynie raz, że lubisz jej ukochaną piosenkarkę, to po paru tygodniach będziesz marzył, żeby z odtwarzacza wyleciał nóż odcinający
Ci uszy.
Powiedz swojemu facetowi, że lubisz piłkę nożna, to
zapewniam Cię, że na drugi dzień będziesz miała swoją koszulkę jego ulubionego
klubu, swój kufel, i trąbke, którą będziesz miała ochotę się zabić.
W końcu za udawanie kogoś kim nie jesteśmy, przyjdzie nam
zapłacić. Facet który udawał pewnego siebie, a wcale taki nie jest, bo lubi być
uległy, bo lubi jak kobieta smyra go po przysłowiowych pleckach, znudzi się
ciągłym stawaniem na wysokości zadania, bycia dominującym.
Z czasem usłyszy „Zmieniłeś
się!” A on biedaczysko wcale się nie zmienił, tylko przestał udawać. Nie lubi z
Tobą wychodzić na jogging, mimo, że ten czas chętnie spędziłby z Tobą inaczej.
Nie chce iść na promocje nowej książki Twojej ulubionej autorki, a wolałby
wyskoczyć z kolegami na koktajl owocowy. Napisałem na koktajl owocowy?
Przepraszam, chodziło mi o koktajl chmielowy.
A panie? A wy moje drogie tylko będziecie musiały, nawet do
sklepu, wychodzić w szpilkach, wstawać godzinę przed partnerem żeby „się
ogarnąć”, i starać się sprostać wielu innym wymaganiom swojego mężczyzny, które zresztą same
w nim nie rzadko zaszczepiłyście. Chyba, że szpilki lubicie. To chwała wam za to!
Jeśli nie jesteście dominami w alkowach, to nie warto udawać. Tylko kręgosłup będzie was bolał. Jeśli lubicie delikatność, wolne tempo to nie zmieniać mi się Drogie Panie, bo jakiś mężczyzna naoglądał się różnych filmów. A te które takie po prostu są, to też się z tym nie kryć - chcesz ugryźć? To gryź! Jak ucieknie, to znaczy, że i tak na dłuższą metę by nie sprostał.
Jeśli nie jesteście dominami w alkowach, to nie warto udawać. Tylko kręgosłup będzie was bolał. Jeśli lubicie delikatność, wolne tempo to nie zmieniać mi się Drogie Panie, bo jakiś mężczyzna naoglądał się różnych filmów. A te które takie po prostu są, to też się z tym nie kryć - chcesz ugryźć? To gryź! Jak ucieknie, to znaczy, że i tak na dłuższą metę by nie sprostał.
A więc grać w tę grę, czy odinstalować i zainstalować na
powrót siebie? „Bierz mnie pókim dobry” jak mawia moja przyjaciółka. Bo prędzej
czy później i tak wyjdzie nasze prawdziwe ja. Czy nie lepiej być więc kochanym
za to kim jesteśmy, niż za to kim wydajemy się być?
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb, lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz