- Chcę byś wiedział, że za złe nie będę Ci miała jeśli
pozwolisz się oczarować innej kobiecie. Chcę byś…
- Przecież ja… – zastopował jej słowa.
- Ciiiii… Już. Spokojnie Najdroższy. Daj mi wyszeptać
ostatkiem sił słowa, które jak ptaki uwięzione w klatkach czekają na
uwolnienie, bo nie wiem, czy będzie mi dane je później wypowiedzieć
- Ależ będzie, zapewniam Cię, że będzie – próbował obiecać
coś, czego i anioł nie mógł obiecać, a los nie mógł spełnić
- Może będzie, może nie. Ja nie chce o tym.
Widzisz, lepiej niż moja matka znasz mnie . A matka to osoba
która pierwsza po Bogu widziała mnie nagą, bezbronną, gdy szpitalny chłód
witałam płaczem. Widziała jak walczę ze światem o postawienie pierwszego kroku.
Wiedziała kiedy łkałam mimo, że łzy swe skrzętnie za maską nie wzruszenia
próbowałam ukryć. A pomimo tego, nawet iskry płomienia którym darzę Ciebie nie
mogła ujrzeć. Bo im mocniej ów płomień zarezerwowany był dla Ciebie, tym
ważniejszy dla mnie się stawał.
A ja? Ja od życia niczego nie chciałam. Przyszłam tu z woreczkiem
tak małym, by ciężarem dla mnie nie był kiedy go napełnię. Dawałam się zaskakiwać, a nie udawałam, że
wiedziałam. Byłam szczera, choć solenną cenę za słowa niezbrukane fałszem
musiałam płacić. I żyłam kiedy mogłam, ale i umierać mi przychodziło. I
tak, umarłam kiedy Cię spostrzegłam, byś za chwil parę, tchnął we mnie na
powrót esencję Świata. Powiadają, że
miłość, ta natarczywa, wpraszająca się bez zaproszenia od pierwszego
spojrzenia, nie może istnieć. Jakież to smutne, czyż nie? Czym więc moje
uczucie jest dla nich? Sumą hormonów, wyładowań skrzących się na autostradach
neuronów? Niech i tak będzie. Definicje zawsze bowiem są wtórne dla słów, które
są panami. Nie bądźmy więc jak wieczne pióra. Choć piękne, szlachetne i z
przeznaczeniem dla jednej jedynej dłoni są tylko narzędziami jak młot czy
gwóźdź. Kiedy w ręku dzierżysz list, o narzędziu nikt nie wspomina, choćby ze
złota wytopione było. Po latach ostoi się papier z tuszem na niego naniesionym
- niedrogim, nie bezcennym. Ale to i tylko papier, bez słów nic nie znaczący.
Ale aż papier, bo kawałek czyjeś duszy skrywa.
Mógłbyś mnie poczęstować papierosem? – wyszeptała
- Ale tu nie można palić, szpital, sama wiesz, nie wolno, i
szkodzi…- próbował wyperswadować to tlącej się na łóżku miłości
- Proszę, przecież mnie nie wyrzucą – odparła delikatnie
- Ale to może się nie spodobać osobom z sali…
- Chłopcze, przestań zrzędzić i odpal tej pięknej
dziewczynie tego papierosa, bo ja zaraz to zrobię – odezwała się starsza pani z
łóżka po przeciwnej stronie pokoju.
Uśmiech prześlizgnął się przez jej bladą twarz. A jej oczy; jej
oczy niczym dwa wszechświaty wypełnione konstelacjami nigdy nie odkrytych gwiazd
skrzyły się na jego widok. Kiedy coś mówił, kiedy tarł podbródek, jak miał to w
zwyczaju, kiedy marszczył brwi ze zdenerwowania, by zaraz dołeczki uśmiechu
wygrały bitwę z czołem marszczonym w rytm niezadowolenia.
Zapach, jeszcze nie podpalonego, winogronowego tytoniu
uniósł się wokół otwartej papierośnicy.
- Mówiłam Ci jak kocham ten zapach?
- Wiele razy. Tak wiele, że i ja go pokochałem. –
odpowiedział wyciągając zapalniczkę.
Po kilku ruchach krzemieni, pojawił się niebieski na
spodzie, przechodzący z żółtego w biały płomień, oświetlający twarz kobiety.
- Czy pamiętasz te
sceny z filmów, kiedy wszystkie światła wokół bledną, by nakierować się całą
swą mocą na parę zakochanych?
- Tak. – odpowiedział – a i czemu o tym wspominasz?
- Bo właśnie teraz widzę; zdołałam dostrzec, że bez Ciebie
wszystko było przyćmione, zamazane. Ale światło znikąd się pojawiło. Światłem
byłeś Ty. Może nie dla wszystkich, może dla nikogo innego, ale czy to nie
nadaje Ci większej wartości w moich oczach?
I tylko zastanawiam się, czy Twoje światło jest jak promień
Słońca, który kiedyś przestanie istnieć, nie dziś, nie za rok, a za milion lat? Czy jak zapałka zgaśnie, kiedy korpus się jej wypali, parząc palce człowieka
przypominając mu jaka moc w owym kawałku drewna jest skrywana? A może na wieki
nie zgaśnie, a moja obecność, tu, na ziemi, do niczego potrzebna nie będzie.
Człowiek który płaczem powitał ten świat, płaczem go żegna.
Nie dlatego, że się boi, ale dlatego, bo smutno, bo żal. A ja; a ja pogodziłam
się z nie pogodzonym, wbrew mnie, bowiem los za mnie wybrał. I choć słowa są
kajdanami dla emocji to wiedź, że…kocham Cię nad życie.
A miłość moja do ciebie zamiast utrudniać rozstanie, pozwala
się nie bać, tuląc mnie w swych obiecujących spokój ramionach.
Kiedy dziewczyna zdołała zasnąć, mężczyzna wsiadł do samochodu
i udał się do ich mieszkania po pluszową zabawkę, która towarzyszyła dziewczynie
od maleńkości. Jechał szybko, bo chciał być przy niej kiedy otworzy oczy. Mimo
ciemności panującej na zewnątrz, droga była jaśniejsza niż zwykle, może przez
latarnie uliczne, a może przez pełnie srebrzystego romantyka.
Po zabraniu maskotki z sypialni, wszedł do pokoju, usiadł w
fotelu by na chwilę dać odpocząć ciału. Kiedy tak siedział, przypomniał sobie o
ukochanej, która mogła się za chwilę obudzić. I kiedy miał już wstać, nagle
poczuł znajomy zapach. W powietrzu unosił się aromat winogron i dymu... a łzy
spłynęły mu po policzkach…
Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb, lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz