wtorek, 5 lutego 2013

"Pożegnania nigdy nie były moją mocną stroną..."


- Chcę byś wiedział, że za złe nie będę Ci miała jeśli pozwolisz się oczarować innej kobiecie. Chcę byś…

- Przecież ja… – zastopował jej słowa.

- Ciiiii… Już. Spokojnie Najdroższy. Daj mi wyszeptać ostatkiem sił słowa, które jak ptaki uwięzione w klatkach czekają na uwolnienie, bo nie wiem, czy będzie mi dane je później wypowiedzieć

- Ależ będzie, zapewniam Cię, że będzie – próbował obiecać coś, czego i anioł nie mógł obiecać, a los nie mógł spełnić

- Może będzie, może nie. Ja nie chce o tym.
Widzisz, lepiej niż moja matka znasz mnie . A matka to osoba która pierwsza po Bogu widziała mnie nagą, bezbronną, gdy szpitalny chłód witałam płaczem. Widziała jak walczę ze światem o postawienie pierwszego kroku. Wiedziała kiedy łkałam mimo, że łzy swe skrzętnie za maską nie wzruszenia próbowałam ukryć. A pomimo tego, nawet iskry płomienia którym darzę Ciebie nie mogła ujrzeć. Bo im mocniej ów płomień zarezerwowany był dla Ciebie, tym ważniejszy dla mnie się stawał.
A ja? Ja od życia niczego nie chciałam. Przyszłam tu z woreczkiem tak małym, by ciężarem dla mnie nie był kiedy go napełnię.  Dawałam się zaskakiwać, a nie udawałam, że wiedziałam. Byłam szczera, choć solenną cenę za słowa niezbrukane fałszem musiałam płacić. I żyłam kiedy mogłam, ale i umierać mi przychodziło. I tak, umarłam kiedy Cię spostrzegłam, byś za chwil parę, tchnął we mnie na powrót esencję Świata.  Powiadają, że miłość, ta natarczywa, wpraszająca się bez zaproszenia od pierwszego spojrzenia, nie może istnieć. Jakież to smutne, czyż nie? Czym więc moje uczucie jest dla nich? Sumą hormonów, wyładowań skrzących się na autostradach neuronów? Niech i tak będzie. Definicje zawsze bowiem są wtórne dla słów, które są panami. Nie bądźmy więc jak wieczne pióra. Choć piękne, szlachetne i z przeznaczeniem dla jednej jedynej dłoni są tylko narzędziami jak młot czy gwóźdź. Kiedy w ręku dzierżysz list, o narzędziu nikt nie wspomina, choćby ze złota wytopione było. Po latach ostoi się papier z tuszem na niego naniesionym - niedrogim, nie bezcennym. Ale to i tylko papier, bez słów nic nie znaczący. Ale aż papier, bo kawałek czyjeś duszy skrywa.

Mógłbyś mnie poczęstować papierosem? – wyszeptała

- Ale tu nie można palić, szpital, sama wiesz, nie wolno, i szkodzi…- próbował wyperswadować to tlącej się na łóżku miłości

- Proszę, przecież mnie nie wyrzucą – odparła delikatnie

- Ale to może się nie spodobać osobom z sali…

- Chłopcze, przestań zrzędzić i odpal tej pięknej dziewczynie tego papierosa, bo ja zaraz to zrobię – odezwała się starsza pani z łóżka po przeciwnej stronie pokoju.

Uśmiech prześlizgnął się przez jej bladą twarz. A jej oczy; jej oczy niczym dwa wszechświaty wypełnione konstelacjami nigdy nie odkrytych gwiazd skrzyły się na jego widok. Kiedy coś mówił, kiedy tarł podbródek, jak miał to w zwyczaju, kiedy marszczył brwi ze zdenerwowania, by zaraz dołeczki uśmiechu wygrały bitwę z czołem marszczonym w rytm niezadowolenia.
Zapach, jeszcze nie podpalonego, winogronowego tytoniu uniósł się wokół otwartej papierośnicy.

- Mówiłam Ci jak kocham ten zapach?

- Wiele razy. Tak wiele, że i ja go pokochałem. – odpowiedział wyciągając zapalniczkę.

Po kilku ruchach krzemieni, pojawił się niebieski na spodzie, przechodzący z żółtego w biały płomień, oświetlający twarz kobiety.

 - Czy pamiętasz te sceny z filmów, kiedy wszystkie światła wokół bledną, by nakierować się całą swą mocą na parę zakochanych?

- Tak. – odpowiedział – a i czemu o tym wspominasz?

- Bo właśnie teraz widzę; zdołałam dostrzec, że bez Ciebie wszystko było przyćmione, zamazane. Ale światło znikąd się pojawiło. Światłem byłeś Ty. Może nie dla wszystkich, może dla nikogo innego, ale czy to nie nadaje Ci większej wartości w moich oczach?
I tylko zastanawiam się, czy Twoje światło jest jak promień Słońca, który kiedyś przestanie istnieć, nie dziś, nie za rok, a za milion lat? Czy jak zapałka zgaśnie, kiedy korpus się jej wypali, parząc palce człowieka przypominając mu jaka moc w owym kawałku drewna jest skrywana? A może na wieki nie zgaśnie, a moja obecność, tu, na ziemi, do niczego potrzebna nie będzie.
Człowiek który płaczem powitał ten świat, płaczem go żegna. Nie dlatego, że się boi, ale dlatego, bo smutno, bo żal. A ja; a ja pogodziłam się z nie pogodzonym, wbrew mnie, bowiem los za mnie wybrał. I choć słowa są kajdanami dla emocji to wiedź, że…kocham Cię nad życie.
A miłość moja do ciebie zamiast utrudniać rozstanie, pozwala się nie bać, tuląc mnie w swych obiecujących spokój ramionach.

Kiedy dziewczyna zdołała zasnąć, mężczyzna wsiadł do samochodu i udał się do ich mieszkania po pluszową zabawkę, która towarzyszyła dziewczynie od maleńkości. Jechał szybko, bo chciał być przy niej kiedy otworzy oczy. Mimo ciemności panującej na zewnątrz, droga była jaśniejsza niż zwykle, może przez latarnie uliczne, a może przez pełnie srebrzystego romantyka.
Po zabraniu maskotki z sypialni, wszedł do pokoju, usiadł w fotelu by na chwilę dać odpocząć ciału. Kiedy tak siedział, przypomniał sobie o ukochanej, która mogła się za chwilę obudzić. I kiedy miał już wstać, nagle poczuł znajomy zapach. W powietrzu unosił się aromat winogron i dymu... a łzy spłynęły mu po policzkach…

Witaj Czytelniku! Jeśli podobają Ci się znajdujące się tu teksty, to zapraszam do komentowania, udostępniania na fb,  lajkowania. Więcej czytelników, więcej tekstów, więcej frajdy. Pozdrawiam 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz